w trakcie seansu "Funny games U.S" miałem mieszane odczucia. przede wszystkim brakowało mi dialogów, wiele sekwencji wręcz prosiło się o uzupełnienie, zachowania domowników wydawały się być pozbawione logiki, z kolei niektóre sceny ciągnęły się nienaturalnie niczym przysłowie flaki z olejem. dopiero po obejrzeniu całości nasunęła mi się refleksja, że bynajmniej nie jest to film na który się psychicznie nastawia, ma on ukryte drugie dno...
"Funny games U.S" w reżyserii Hanekena to dzieło bardzo nieszablonowe. z początku wydaje się, że będziemy mieli do czynienia ze zwykłym thillerem o ciekawej fabule, jednak wraz z postępem akcji przeciętny widz zaczyna uświadamiać sobie, że coś jest nie w porządku, coś drażni. moim zdaniem przełomowe są sceny monologu bezpośrednio do widza i zabójstwa dziecka Farberów, które wprowadzają nas w stan dysonansu, sprawiają, że poczucie komfortu podczas oglądania zostaje zaburzone. ten film bowiem nie jest bajerancką rozrywką à la hollywood. sęk w tym, że właśnie siadamy z myślą o tym, by obejrzeć coś, co ma nam dać zastrzyk schematycznej rozrywki - psychopaci atakują, znęcają się nad bogu ducha winną rodziną, ale w końcu i tak wszystko kończy się szczęśliwie - dobro triumfuje, zło umiera. tutaj wcale tak nie jest - wspomniana scena zabójstwa dziecka dobitnie łamie konwencje do których przyzwyczajony jest typowy pożeracz popcornu, następne minuty jedynie pogłębiają całą farsę. ciekawy jest moment, w którym Ann bierze do rąk strzelbę i zabija Petera. wówczas aż chce się krzyknąć z radości - hura! wiwat dobro! ale to tylko ułuda, kolejna gierka. wszystko zostaje cofnięte, reżyser zdaje się przemawiać kpiącym tonem - a nie mówiłem! nie wszystko jest takie piękne. reżyser świetnie nam to zobrazował. świetny film, polecam przede wszystkim tym, którzy są skłonni do jakiejkolwiek refleksji. 8/10
taaaa bylem jednym z tych którzy krzykneli hura i zaczeli bic brawo jak go odstrzelila... dalem sie nabrac
Bo jak w Gladiatorze jedzie rydwan z butlą gazową, to się można pośmiać, ale jak w filmie "ambitnym" jest takie nagromadzenie bzdur, jak tutaj, to się mamy prostacko nie pytać dlaczego.
Dlaczego bohaterka nie odpięła baterii po dwusekundowym pobycie telefonu w zlewie? Jakoś się potem okazała bardzo kumata, gdy go traktowała suszarką.
Dlaczego jej mąż nie wysłał gdzieś sms, skoro padł mikrofon?
Dlaczego we własnym domu odwracał się plecami do agresywnych osobników?
Dlaczego nie próbował bronić siebie, ani bliskich skoro miał tylko złamaną nogę?
Dlaczego ich sąsiedzi z początku filmu zachowywali się identycznie głupio?
Co to miało być, jeśli nie zabawa formą? Krytyka wysterylizowanego z agresji społeczeństwa konsumpcyjnego?
Dwie godziny marudzenia.