Na początku byłem podirytowany, potem lekko skołowany - a w scenie z pilotem reżyser daje nam jasny sygnał, że tytułowe "Funny Games" to nie tylko makabryczne zabawy dwójki psycholi z rodziną, ale przede wszystkim ciąganie widza za nos we wszystkie strony. Reżyser robi to co chcemy żeby zrobił - aby za chwilę nam to odebrać i to w dość irytujący sposób.
Pierwsze co zauważyłem, to brak drastycznych scen, wszystko dzieje się w naszej podświadomości. Brutalność jakiej dopuściła się dwójka nastolatków nie jest w ogóle pokazana. Po za tym co chwila dają nam nadzieje na nagły zwrot, najpierw ucieczka syna, potem opuszczenie domu przez psycholi i żona szukająca pomocy, akcja z telefonem komórkowym, scena z użyciem pilota, czy nawet na końcu akcja na łodzi. Przez cały czas widz myśli, że to on jest ten sprytny - ale nic z tego.
Na początku filmu nóż spada na pokład łodzi i już wiemy, że miało to jakiś cel. Po akcji w domu kiedy wsiadają na pokład, jeszcze łudzimy się, że chociaż tym razem przewidzimy bieg wydarzeń, a tu jeb..taki ch.j.
Oprócz tego reżyser za wszelką cenę chce nas zdenerwować, irytującym zachowaniem chłopaków czy scenami takimi jak Ann próbująca wyswobodzić się z taśmy po tym jak psychole opuszczają dom, scena do bólu rozwlekła i niepotrzebna.
Podsumowując, film naprawdę godny polecenia, odbiegający od schematu i monotonii. Ale o tym przekonujemy się dopiero po seansie jak przemyślimy sobie pewne aspekty.