Postanowiłem, że skorzystam z okazji i obejrzę chociaż raz MM w kinie. Po przeżyciu szoku cenowego przy kasie i nie mniejszego szoku oglądając doklejony nos głównego antagonisty tytułowej bohaterki zastanowiło mnie: po co w ogóle zatrudniać do roli osobę, którą potem trzeba "przerabiać"? Chris generalnie się stara, ale jego złowroga mina przypomina bardziej obrażone na świat dziecko niż złowrogiego psychopatę. Bardziej nadawałby się do roli protagonisty. Wypisz, wymaluj nieszczęśliwie zakończona miłość głównej bohaterki.

Urzekła mnie natomiast scena w której nasz Chris wpadł na pomysł polewania olejopodobną cieczą drogę, by za jego ekipą za bardzo się nie kurzyło. Natomiast nikt nie wpadł na pomysł by trochę ubłocić te pojazdy i z chwilą wyjechania na wydmy trochę oblepić piachem opony. Niby detal, ale wpływa na realizm opowiadanej historii.

Pozostałe rzeczy, typu akcja, pejzaże, pojazdy wyglądają zdecydowanie lepiej. Wszystko co było zawarte we wcześniejszych wersjach pojawiło się również w tym filmie, tak więc można sobie powspominać. Film stracił na samym zakończeniu, gdyż z góry wiadomo było jak się historia skończy.