Wczoraj Warner Bros. wrzucił do sieci pierwszy (a wcale nie taki krótki) trailer filmu o
nazwie Gangsters Squad. Film światową premierę będzie mieć 19 października, ale
znając profesjonalizm Warner Bros. w rodzimych kinach zobaczymy go niewiele później.
Historia opowiadać będzie losy Los Angeles z roku 1949. Miastem włada mafiozo
Mickey Cohen, który wychowany w Nowym Jorku przejmuje "Miasto Aniołów" i czerpie
nielegalne zyski z hazardu czy handlem prochami. Przy okazji trzyma przy sobie całą elitę
miasta - począwszy od polityków, skończywszy na skorumpowanych gliniarzach. Nikt nie
ryzykuje obalenia rządów bezwzględnego mafiozo do czasu, gdy pojawia się oddział
policyjny działający tajnie mający na celu zniszczyć siatkę mafijną Mickey'a.

Klimat, fabuła, obsada - to trzy najmocniejsze punkty filmu. Mam nadzieję, że potencjał
nie zostanie zmarnowany. Po zwiastunie można oczekiwać najlepszego, zwłaszcza gdy
ogląda się charyzmatycznego Sean'a Penn'a w roli głównego bohatera Mickey'a (Sean
potrafi stworzyć wiarygodny wizerunek, aktorsko jest w świetnej kondycji po
rewelacyjnym "Wszystkie Odloty Chayenne"). W pozostałych rolach warto wspomnieć o
Josh'u Brolinie, Nicku Nolte, Michaelu Pena, oraz o dwójce jednych z najlepszych
aktorów młodego pokolenia -Emmie Stone i Ryanie Goslingu. Duet ten wypadł
rewelacyjnie przy okazji ubiegłorocznego Crazy Stupid Love, tu może być jeszcze lepiej.