Dumny marsz szwedzkiego kina po europejskie laury. Brudnoszary miejski surrealizm w służbie kinematografii i wiwisekcji cywilizacyjnej. Zbiór interesujących epizodów tak samo ważnych w treści jak i w formie. Produkcja dla kontemplacyjnych koneserów kina i osób rozkoszujących się estetyką filmową. Oraz dla filozofów i socjologów..
Ludzie są tu jak eksponaty, żywe meble w pomieszczeniach i przestrzeni. Ruchomi ale w rzeczywistości bierni uczestnicy życia. To Monthy Pyton ale posępny, pozbawiony dynamiki a może i wiary w inną egzystencję. Komedią film jest pozornie. Można się wiele razy uśmiechnąć ale świat tego filmu (po przemyśleniu) przeraża.
Nie można jednak tego filmu przyjmować czołobitnie. Zawiera nużące momenty. Narracja (nawet takiego typu) łamie się. Być może film doskonale oglądałoby się w dwóch częściach - z niewielką przerwą w środku ;)