Chciałbym ocenić na więcej bo film jest bardzo dobrze zrealizowany i powoli ale skutecznie zagęszcza atmosferę. Nie łapię niestety jak to możliwe, że podczas pisania scenariusza nikomu nie przyszło do głowy, żeby powiedzieć: ej, zmieńmy to bo to jest kompletnie niewiarygodne. To trochę tak jakby ktoś wymyślił historię i skupił się wyłącznie na tym, żeby doprowadzić do jej dość starannie o obliczonego na zaszokowanie widza końca.
Włączyło mi się myślenie - ale zaraz - ludzie, którzy mają dziecko tak się nie zachowują. Kiedy wyczuwają zagrożenie, zwyczajnie pakują manatki i wyjeżdżają. Dlatego historia z króliczkiem wydała mi się taka miałka. Można było z tego wycisnąć naprawdę mocny thriller ale w scenariuszu jest za dużo skrótów i banalnych rozwiązań.
No ale ok. Nie będę się już więcej rozwodzić nad kinem, które miało chyba dostarczyć rozrywki. Zmyliły mnie dialogi, sprawna realizacja, zdjęcia, muzyka, atmosfera - wyobraziłem sobie, że dostanę więcej.
Wciąż - przyzwoity film, który z czystym sumieniem mogę polecić.
Masz rację, tym niemniej mimo wszystko nie zgodzę z tym, że jest logiczny. Do końca nie jest, bo moim zdaniem ten film to brutalna i surowa metafora. To o czym była mowa wyżej, czyli robimy to, na co nam pozwalacie to dość oczywisty motyw przewodni tego filmu. Jeśli jednak traktować go w pełni na serio, jako historię realnego dramatu ludzi w takiej sytuacji to niemal na każdym kroku brak w tym filmie logiki w scenariuszu, który zbyt często idzie na skróty. To są te sytuacje, o których sam pisałeś, jak zostawienie córki samej z obcym opiekunem, którego się dopiero co zobaczyło na oczy po raz pierwszy. Pomimo jasnych sygnałów, że coś jest nie tak, para bohaterów z dzieckiem usilnie próbowała zostać pod ich dachem, a gdy raz prawie wyjechali to wrócili z banalnego powodu i jednak zostali. Już w ogóle sam pomysł by pojechać do obcych ludzi w gości do innego kraju i nocować u nich po zjedzeniu obiadu na wakacjach to nie jest normalna rzecz. Para singli może by tak zrobiła, ale nie rodzice z małym dzieckiem. To są wszystko scenariuszowe wtręty , które służą do tego by popychać tę historię naprzód, chwilami na siłę. Same sceny w trzecim akcie, w których bohaterowie podejmują same najgorsze decyzje z możliwych i kompletnie nie bronią się w 100% w sytuacji w której się znaleźli też jest niewiarygodne. Nie spoilerując, ale ostatnie 10 minut filmu ukazuje bohaterów w sytuacji, w której nie mają nic do stracenia i muszą walczyć o wszystko, a oni po prostu pozwalają na to jakby ktoś ich zahipnotyzował. Nawet najbardziej pokojowi, spokojni i zszokowani ludzie w stanie takiego ekstremum, jako ludzie i jako rodzice, instynktownie walczyliby do końca. Film działa jako prosta, czytelna, chwilami dość banalna i uproszczona, ale mocna metafora społeczno-polityczna, ale im bardziej na serio i dosłownie jest traktowany tym gorsze wrażenie robi. Sęk w tym, że filmowcy nie wyznaczyli widocznych granic między sferą serio a metaforą i wyszło to wszystko trochę niezgrabnie. Funny Games miało mimo wszystko więcej "gracji" i było lepiej przemyślane.
Ciekawy głos. Dzięki. Czy jednak ludzie nie zachowują się czasem nieracjonalnie? Dlaczego powstał syndrom sztokholmski? Dlaczego ludzie przed masakra nie rzuca się na oprawce w geście choćby i tak bezskutecznego oporu, zachowując jednak resztki honoru, zamiast tego posłusznie ustawiając się wzdłuż wykopanego rowu? Według mnie umysł człowieka zawsze będzie nie do końca zbadany.
Jestem psychologiem-amatorem więc nie mam pojęcia jak to do końca działa, może jest tak jak piszesz. Gdy masz pistolet przy głowie pewnie trudno o nawet absurdalny opór, ale tutaj tego nie było. Oprawcy nie mieli żadnej broni, poza "darem przekonywania". walka o okaleczane na ich oczach dziecko też była jakaś anemiczna. Jakiś krzyk, lekkie szturchanie, ale takie jakby od niechcenia. Jakoś to wszystko było dla mnie kompletnie nieprzekonujące na psychologicznym poziomie. Zresztą ten film od pierwszych scen o tym opowiada - pokazuje ludzi którzy przyzwalają na przekraczanie swoich granic, czasem coś delikatnie zasygnalizują, że im nie pasuje, po czym po krótkiej rozmowie potulnie wracają na swoje miejsce i pozwalają zabierać sobie coraz więcej. Trochę jak w naszym społeczeństwie od paru lat. Także film lepiej działa jako alegoria. Ale jest dziwny pod tym względem, że ta algoria nie ma znamion alegorii, wydaje się dosłowna. I tu mam problem z tym filmem.
Mam wrazenie, ze oprawcy zdobyli swoja przewage dzieki temu, ze przez wiekszosc czasu niepokojace sygnaly byly dosc lagodne. Wprawialy w dyskomfort, ale dalo sie je tolerowac. I byly okazjonalne, poprzeplatane scenami (dominujacymi w czasie ekranowym filmu), w ktorym wszystko wygladalo fajnie i przyjemnie (kapiel w basenie, praca w ogrodku, pokrzyczenie sobie, itd.). Nie bede bronil tego filmu, bo nie jest on arcydzielem (choc formalnie jest ciekawy i spojny), ani nie twierdze, ze mam na pewno racje. Po prostu mnie kupil, obojetnie czy sklaniajacy do refleksji nad paradoksami ludzkiego zachowania, czy tez jako alegoria. Nadal wydaje mi sie, ze alegoria dotyczy skandynawskiego sposobu wychowania, systemu spolecznych norm. Ze jest sie grzecznym, koncyliacyjnym, uprzejmym, delikatnym. Czyli latwa ofiara, ktora nie ma szans w starciu z drapieznikiem. Jak widzisz, sam fakt, ze ludzie o tym filmie dyskutuja, czyni go w pewnym sensie udanym.
Nie twierdzę, że to kompletnie zły film, przez większość seansu mi się podobał, choć mimo wszystko sprawiał wrażenie mikstury Hanekego i Seidla w wersji light. Końcówka to jedna z najbardziej przerażających rzeczy jakie widziałem w ostatnich miesiącach, a oglądam masę horrorów. Jednocześnie ta nieprzekonująca mnie psychologicznie końcówka rozczarowała z powodów wyżej opisanych. I wpłynęła też na resztę filmu. Tę alegorię można było bardziej finezyjnie pokazać. Ostatnie parę zdań tego co napisałeś wyżej - absolutnie się zgadzam i podpisuję. To udany film, choć nie bezbłędny i z pewnością taki, który się zapamięta i skłania do dyskusji, a to już sporo.
Według mnie film dosyć niespójny i nie logiczny, bedąc dzisiaj w kinie kilka osób wyszło, ale od amego początku sie tak zapowiadało, inna jest sytuacja wakacyjna a cholokast gdzie ludzie byli zastaszani od samego wstępu. Mamy wiele schematów z czego nawet nie zdajemy sobie sprawę, kluczowa chwila to chłopiec który pokazuje że nie może mówić z świezą blizną i odkrycie zdjeć i bagaży po innych gościach, Poprawnośc polityczna i ukamieniowanie przyczy sobie nawzajem, fajny pomysł ale przekaz i brak walki mocno słabia koncepcje
Moim zdaniem zastanawianie się tutaj czy coś ma sens lub nie ma lub czy było wystarczająco realistyczne nie ma sensu. Ten film trzeba odbierać metaforycznie. Robimy wam to bo nam na to pozwalacie. Co robimy? Zabieramy wam dzieci, wychowujemy po swojemu, naruszamy wasze granice, żyjemy na wasz koszt, śledzimy, podglądamy, grozimy, szantażunemy a i nawet zabijamy. Kto tak robi? O kim jest ten film? Na to pytanie niech sobie już odpowie każdy.
W dobrym filmie w wyniku przekonujących wydarzeń widz sam dochodzi do wniosku, że postaci coś robią, bo inne im "na to pozwalają". W złym, po nieprzekonujących wydarzeniach, widz wniosek ten usłyszy od postaci.