Oczekiwania wobec nadchodzącego filmu o Godzilli były wysokie - trudno bowiem ich nie mieć, kiedy niemal wszystkie recenzje, głosy krytyków i widzów są przytłaczająco pozytywne, wychwalające film nieomal pod niebiosa. Zwiastun pozwalał dostrzec zaledwie niewielki promyk tego, co można zobaczyć w kinie. Godzilla Minus One po prostu olśniewa atomowym blaskiem. To tak pozytywne zaskoczenie, że chyba mało kto się tego spodziewał.
Jest to wzruszająca opowieść o miłości, honorze i poświęceniu. To przede wszystkim piękny dramat obyczajowy, choć sama historia jest dość prosta i poruszająca się po dobrze znanych wszystkim widzom rozwiązaniach fabularnych. Natomiast już żonglerka tymi kliszami jest na tyle zręczna i wyważona, że nie powoduje znużenia, a wręcz przeciwnie – zabiera nas razem z bohaterami w emocjonującą podróż poprzez zniszczony drugą wojną światową kraj, poprzez ludzkie tragedie i dramaty będące jej pokłosiem. Czas akcji również zasługuje na uznanie. Jest to swoiste rozliczenie z historią własnego kraju i znakomity punkty wyjścia, aby przedstawić ideał honoru, jako jeden z głównych motywów przewodnich, powiewających jak flaga na tle tego zniszczonego, japońskiego krajobrazu. Wraz z odpowiedzialnością. A temu wszystkiemu towarzyszy wzniosła muzyka i ciarki na plecach.
Warto zadać pytanie: co łączy te wszystkie klisze, tych bohaterów i ich zmagania, z - i tak już trudną - powojenną sytuacją życiową w której się znaleźli? To nadchodzący żywioł, któremu będą musieli stawić czoła. Bo tak właśnie w moim odczuciu przedstawiona została Godzilla. Żywioł potężny, niszczycielski. Żywioł organiczny, ale będący przejawem niszczycielskiej siły człowieka. Żywioł przebudzony z atomu.
Potwór został przedstawiony po mistrzowsku, sceny destrukcji z jego udziałem to czysty majstersztyk. Aż dziw bierze, że film kosztował „zaledwie” 15 mln dolarów. Gigantyczny, prehistoryczny kolos obracający w pył całe miasto, którego powolność dodaje mu tylko więcej ciężaru i powagi. Wieje grozą, kiedy głośniki w kinie dudnią dobrze znanym motywem przewodnim filmu. A dudnią zawsze w idealnym do tego czasie. Pierwszy atomowy błysk na oceanie zapada głęboko w pamięć i sprawia, że nie możemy się doczekać, kiedy ujrzymy tę siłę po raz kolejny. Na dodatkowy plus zasługuje też pomysłowość Japończyków i plan pokonania potwora. Ale czy im się to uda? Przekonajcie się o tym sami.
To zdecydowanie najlepszy film o Godzilli jaki powstał, ale też bez trudu broni się jako, po prostu: rewelacyjny film. Bo taki właśnie jest.
Zasłużone 9/10