scenarzyści wyrzucili lub spłaszczyli najważniejsze wątki książki (przemiana głównego bohatera i polityczne zaangażowanie rodzeństwa), skupiając się przede wszystkim na otoczce wizualnej.
Nie zaprzeczę, świetne efekty specjalne i ciekawe sceny w pokoju treningowym, ale szkolenie Endera odbyło się prawie z prędkością światła, przez co on sam staje się bardzo niewiarygodny.
Twórcy filmu tak się rozpędzili, że nie mieli czasu udowodnić, że jest on ostatnią deską ratunku i wyszło tak, że chciałem zawołać: "kto pozwolił tym dzieciakom bawić się bronią!?" Szkoda, bo książka jest naprawdę świetna.
Ps. Jak można było pokazać takiego 'wypierdka' Bonza jako głównego wroga Endera w ośrodku szkoleniowym ;/