Kolorowe jarmarki. Wizualnie dopieszczony, bardzo lubię nowatorski sposób operowania kadrem. Gra aktorska też niebanalna, no ale nazwiska robią robotę. Humor toporny, a już czkawką odbija mi się próba kwalifikowania go jako błyskotliwego. Przewidywalny, oparty na przewidywalnym kontraście, naprawdę średnich lotów. Ukazywania go na zasadzie specyficznego niczym Monty Python to potwarz dla tego drugiego. Film lekki, łatwy, może i przyjemny, gdy ktoś potrafi oszukiwać samego siebie i czuć się wyróżnionym, gdyż, rzekomo, rozumie się subtelność owego humoru. Całość może być genialna dla onanistów filmowych gustujących w stylu reżysera, niemniej jednak dla statystycznego odbiorcy ten film to oryginalnie nakręcona papka, raczej mało śmieszna jak na komedię. Ten film nie jest wybitny, w porywach może być najwyżej oceniany jako dobry.
Moja droga, chamska, trywialna i glupia to jesteś ty, zabieraj się sama z tego forum :D Co mnie obchodzi jaki pedalow znasz, znaj sobie kogo chcesz szmato.
jestem malym zgniłym gowienkiem, wiec tego wlasnie się po zginlych gowienkach należy spodziewać :) Maly szantazysta sie znalazł haha
Różnimy sie gustem z Willenem i ciężko by było powiedzieć, że różnimy się pięknie
Na portalu, na którym się wypowiadamy, jest zakwalifikowany jako komedia. Mam nie ufać największemu portalowi tematycznemu, koleżko..?
Koleżko, chyba nie znasz za dobrze portalu z którego korzystasz, skoro ślepo ufasz jego określeniom co do gatunku. Już nie raz oglądałem film a potem pukałem się w czoło, widząc jak jest zakwalifikowany na filmwebie, lub jaki ma opis. W ogóle to idiotyczne podejście - oceniasz negatywnie film bo PORTAL określił go jakimś mianem, a w rzeczywistości jest inaczej - nie uważasz, że rozsądniej byłoby się dowiedzieć, jak określają go jego twórcy, albo chociaż jacyś konkretni, rzetelni recenzenci? Przepraszam, ze tak frontalnie atakuję cię w tym wątku, ale im więcej twoich wypowiedzi czytam, tym bardziej załamuje mnie twoja "żelazna" logika...
Zaiste interesujące. Wszędzie ten film opisywany jest jako komedia / dramat lub komediodramat. Cały świat się myli, tylko Ty znasz prawdę. Imponujące, jestem pod wrażeniem.
Wątpię, żeby Anderson chciał kogoś rozśmieszać. Ale jak na filmwebie i innych portalach napisali że komedia, no to cóż, zostajje nam tylko oceniać go pod względem tego czy był śmieszny czy nie...
Cieszę się, że Ci zaimponowałem - widząc jakie masz pojęcie o świecie filmu, nie dziwię się. (jeżeli teraz na twoich ustach pojawia się uśmiech tryumfu, to za wcześnie - jak najbardziej wyczuwam twoją ironię, ale, mówiąc kolokwialnie, mam ją w głębokim poważaniu). Jeżeli coś określane jako komedia/dramat, to zazwyczaj można spodziewać się wszystkiego - cały świat to przeróżne portale i redakcje lubujące się we wrzucaniu wszystkiego do szufladek, które tak naprawdę przekłamują rzeczywistość. Film Andersona ma niewątpliwie pewne elementy komedii, ale określanie go tylko i wyłącznie komedią to pomyłka. Tak samo, jak pomyłką jest oglądanie z nastawieniem, że jest to komedia. Filmy Andersona mają to do siebie, że wymykają się prostym określeniom i porównaniom - niektórzy to doceniają i kochają, inni nie lubią, ale szanują, a jeszcze inni twierdzą, że to hipsertskie i bezsensowne. Cóż, każdy ma prawo do własnej opinii...
Tak, na tym portalu filmy tak zwane familijne klasyfikowane so jako horrory, podac przykłady?
Film z komedia ma tyle wspólnego co kozia dupa z trąbą.
Tak, na tym portalu filmy tak zwane familijne klasyfikowane so jako horrory, podac przykłady?
Film z komedia ma tyle wspólnego co kozia dupa z trąbą.
"Sierpień w hrabstwie Osage" to też według portalu komedia. Dałeś niską ocenę, bo film Cię tak nie rozśmieszył, jak mogłeś się spodziewać po klasyfikacji gatunku?
Nie. Dałem niską ocenę, bo film mnie ani nie rozśmieszył, ani nie przyciągnął uwagi, anie zaintrygował. Gdyby w połowie zabrakło prądu i obsługa zaproponowała, że odda mi za bilet 50% ceny, to nie obraziłbym się - finisz tej historii po prostu mnie nie interesował.
Ludzie sie spuszczają, inni hejtują, jeszcze innym jest to obojetne. Takie zycie, a najgorsze co moze byc robione to proba przekonania kogokolwiek ze film jest super/do dup... i tworzaca sie z tego tytulu polemika, proba "merytorycznej" dysputy. Tylko zasadnicze pytanie- skoro ktos ma konkretnie wyrobione zdanie to czy cokolwiek go przekona?
Nawet głupiec ma swoją historię, którą warto poznać, jak to mówi stare przysłowie z kręgu hip-hopu.
Gratuluję deklasowania oponentów. Zrobiłeś to w sposób oryginalny i praktycznie zawsze - w punkt. Podzielam Twoją opinię co do tego GBH. Kino dla pseudointeligentów, choć sam obraz, genialny.
Długo zastanawiałam się- 6 czy 7. Wielbię aktorów którzy tutaj grają, film jest ładny wizualnie, ale...cóż poza tym? Z mojej strony zachwytów nie było. Film miał parę niezłych scen ale fabuła zbyt banalna- wszystko to już kiedyś gdzieś było...
Ja się pozwolę nie zgodzić. Jeśli ktoś szedł na ten film z przeświadczeniem że to komedia podczas której żarty będą się wysypywać niczym serie z kałasznikowa to rzeczywiście mógł się zawieść. Chociaż moim skromnym zdaniem jest to i tak najbardziej "przystępny" film W. Andersona. Skrojony na potrzeby masowego widza (nie żeby to było coś złego, ale to samo w sobie raczej nie będzie etykietować filmu do miana arcydzieła). Szybki montaż, znakomite zdjęcia, aktorzy, komizm sytuacyjny, galeria świetnych postaci pierwszo i drugoplanowych, feeria barw to wszystko urzeka i jest znakiem rozpoznawczym kina Andersona. Poza tym na uwagę zasługuje wykreowanie uniwersum na wpoły mitycznego na wpoły realnego (widoczne odniesienia do Austro-Węgier, I wojny światowej etc.) świata do którego zabiera nas reżyser, czyli Zubrovki lub jak kto woli Żubrówki:). W tej opowieści pobrzmiewa nostalgia za innym, tym lepszym światem. Wszystko wtedy wydaje się prostsze i bardziej przejrzyste. Na mnie największe wrażenie zrobiła bardzo sprawna żonglerka gatunkami. Gdy już zostaliśmy gośćmi bardzo wielobarwnego Grand Budapestu, w którym wszystko pozornie ma swoje miejsce, potem okazuje się że jednak nic nie jest takie kolorowe jak na początku się wydawało. Tutaj poczciwość idzie pod pachę z wyrachowaniem, a miłosc miesza się z cynizmem. Komedia przeplata się z dramatem, a perwersyjna erotyka z. kryminałem.Z filmami Wesa Andersona jest trochę tak jak z innym genialnym reżyserem Davidem Lynchem - albo się kupuje jego wrażliwość albo nei . Tutaj raczej dróg pośrednich nie ma, bo wszelkie próby sztywnego ujmowania jego filmów nie mają sensu.
Ty jako naczelna homofobka, akurat nie powinnas się w tej sprawie wypowiadać. I zmiataj z tego forum.
Wykreował fajny świat ale opowieść w nim osadzona, była nudna... Jak flaki z olejem.
i tu sie podpisze. 5 za wizualizacje, aktorow, ktorych lubie, ciekawy (oryginalny) pomysl ujecia filmu - kadry niczym obrazki, przymruzenie oka i... koniec. Nie moje emocje. Nie zagral. Mozna zyc bez obejrzenia tego filmu.
A wam się wydaje, że to wszystko takie proste. Kicz może być nowym szykiem, klasyka - oklepanym szpargałem bez wartości, dowcip niski - dowcipem górnolotnym, jeśli użyty świadomie i autoironicznie, wąs - obciachem, albo krzykiem mody. To nie jest kwestia przenikania hipsterskiego podejścia do odbioru jakiejkolwiek sztuki - to po prostu znak czasów.
A co do Lion King i GBP - oba filmy zebrały około 90 % zarówno u krytyków jak i wśród publiczności (źródło: rottentomatoes.com)
Lego movie - 96% / 89% wedle Twojego źródła. Co do "Hotelu", to moje zniesmaczenie powoduje fakt, że w mojej opinii ten film pochodzi z nurtu, który obecnie jest modny - nazwałem go roboczo hipsterskim. Sam w sobie niczym specjalnym nie jest - ani wybitnie nowatorski, ani kosmicznie zagrany. Bardzo specyficzny, ale owa specyfika bywa także męcząca i będąca irytującym przerostem formy nad treścią.
Moje źródło jest w porządku. Jeżeli jedni i drudzy piszą, że tak jest, to jest spora szansa, że rzeczywiście tak jest, choć do statystyk zwykle podchodzę sceptycznie.
Niejaki Nick Evershed z The Guardian opracował swój prywatny indeks uwielbienia przez widownię / uwielbienia przez krytyków, któremu ochrzcił mianem indeksu Tisdale-Carano. Dominująca tendencja jest taka, że filmy dla młodych widzów zyskują wyższe oceny wśród głosujących niż u krytyków w sporej mierze dzięki licznym ocenom głosujących z niższego pułapu wiekowego (to potwierdza także piramida wieku widzów na imdb.com). Wg wskaźnika TC zaskakujące może być jednak to, że film Mali Agenci doczekał się miażdżącej przewagi pozytywnych ocen krytyków nad tymi przyznanymi przez widzów. Naiwne, familijne filmidło okazało się ponad dwukrotnie wyżej ocenione przez krytyków niźli przez widzów. Ot, łaska oceniających na pstrym koniu jeździ.
Kac Vegas - uśmiałam się, choć oczywistość żartu i całego filmu nie podlega dyskusji (btw jeśli tam zobaczyłeś groteskę, to nie rozumiesz jej definicji). Grand Budapest Hotel - z tego, co piszesz spojrzałeś na ten film przez pryzmat, nazwijmy to, "tekstów", opowiadanej historii, w taki sam sposób, w jaki oglądałeś Kac Vegas, z bliska. Rzecz w tym, że tu chodzi o sposób opowiadania, kontekst, którego nie wyczujesz, jeśli patrzysz z takiej perspektywy. I nie ma tu znaczenia inteligencja, tylko rodzaj wrażliwości, którą prezentujesz. Natomiast rzeczywistym brakiem inteligencji jest krytykowanie czegoś, czego się nie rozumie.
P.S. nie jestem hipsterem (hipsterką? nigdy nie wiem, czy to się odmienia).
Doceniam próbę zdiagnozowania mojej wrażliwości nawet wtedy, gdy to próbą błędna. Powtórzę - omawiany film swoją specyfiką skierowany jest do bardzo wąskiego grona odbiorców, którzy "żyją" taką właśnie formą. Równie dobrze można doszukiwać się geniuszu w filmie porno rozgrywającym się na Dzikim Zachodzie, bo ktoś ma wzwód na widok orgazmu z winchesterem w tle.
Uff przeczytałem wszystkie posty, niestety na końcu zrobił się chlew tak jak zawsze przy rozmowach przy stole. Brakuje nam zrozumienia dla poglądów innych, to typowe. Jeśli chodzi o film niestety muszę się zgodzić z oppserwator'em. Film z mojego punktu widzenia nijaki i ze słabym humorem. Historia dość nietypowa i film ma swój klimat ale czy zasługuje na miano arcydzieła i tak wysoką pozycję w rankingu? W moim przypadku kącik ust lekko się uniósł gdy zobaczyłem Harveya Keitela z więziennymi tatuażami. Czy mnie wciągnął bez reszty - absolutnie nie. Czy zmusił do moralnej rozterki - chyba nie o to chodziło. Więc za co on ma tak wysokie oceny? Nie jestem w stanie tego pojąć.
Czasami się zastanawiam czy może ja jestem jakimś ignorantem i nie rozumiem filmu na wysokim poziomie? Czy może jestem ograniczony nie dostrzegając ukrytego smaczku? (proszę oświećcie mnie co tam jest takiego super)
Czasami kusi żeby krzyknąć yuuupi co za kunszt filmowy i zapisać się do klubu smakoszy kinematografi.
Niestety dla mnie jest bliski filmom klasy B z gwiazdorską obsadą.
Pozdrawiam
Mam bardzo podobne odczucia. Film wizualnie świetny, naprawdę dobra obsada, ale jeśli chodzi o scenariusz i humor - przeciętny. Nic błyskotliwego, świeżego.