Rozczarował mnie ten film. Oglądając go miałem wrażenie, że autorki tego obrazu ograniczyły się do wyjazdu do tego "dzikiego" kraju Afryki (im dzikszy, tym lepiej), spędziły tam tydzień nie poznając dobrze swoich bohaterów, podstawiły im mikrofon, odpaliły kamerę i po prostu kazały mówić na wybrany przez siebie trudny temat (im trudniejszy, tym lepiej). W tym filmie zabrakło mi szczerości - twórców i bohaterów. Scena pojednania żołnierza ze zgwałconą dziewczyną razi sztucznością, jest jak dobrze wyreżyserowana. I piszę to wszystko świadom, że afrykańska mentalność jest całkowicie inna niż europejska. Wiem też, że w krajach czarnej Afryki tak może wyglądać pojednanie, bo czytałem książkę i kilka artykułów o sytuacji w Ruandzie po ludobójstwie. Nie zmienia to jednak mojego ogólnego wrażenie, że ten dokument nie jest prawdziwym dokumentem, a jedynie szybko i sprawnie technicznie zrobionym filmem o przemocy w Afryce.
Miałem identyczne odczucia podczas seansu, temat drastyczny, więc pewnie autorkom wydawało się, że to wszystko załatwi. Dobrze, że film trwał tylko godzinę, dłużej chyba bym nie wysiedział, jedyna zaleta tego "dzieła" to uświadomienie laikom o istnieniu takiego problemu.