Po 40 minutach nie wytrzymałam i zakończyłam seans. Za dużo bajki, za mało fabuły.
Dokładnie.. im dalej tym lepiej.
Nigdy nie pożałuję że widziałam ten film, daje bardzo dużo do myślenia. Jest wspaniały.
Ja jeszcze, nie miałam okazij czytać książkę ale za niedługo mam zamiar.
Powiedz mi czy książka jest równie fajna co film ?
Książka moim zdaniem lepsza, więcej detali. No i dłużej "siedzisz" w całej historii ;)
Obejrzałam całość (tylko dlatego, żeby nie recenzować na podstawie fragmentu). I to był mój błąd.
Nie no, nie mogę. Rozwalają mnie ludzie którzy kawałek filmu obejrzą i twierdzą że to "kijowe i bezsensu". Nie widziałam w tym żadnej bajki, fabuła jest fantastyczna i jest to całkiem inny film niż ta reszta o ludziach chorych na raka. Film trwa 2h a ty obejrzałaś 40 min. to nawet nie połowa, i stwierdziłaś że za mało fabuły...
"pewnie jesteś nastolatką" czyli jesteś tępa, gorsza, jesteś podgatunkiem ludzkim... co to jest w ogóle za argument? Że niby ty nigdy nie byłaś nastolatką?
Nie będę się tutaj kłóciła ile widziałam filmów, i tłumaczyła się czy jestem nastolatką czy emerytką. Moja prywatna sprawa, czyż nie sądzicie? :)
Jestem świeżo po seansie. Faktycznie, momentami miałam wrażenie, że film jest lekko przesłodzony, coś jak np "szkoła uczuć" (nie jestem fanką takiego kina). Jednak po obejrzeniu całego filmu zmieniłam zdanie. Myślę, że naprawdę warto obejrzeć tę historię, zgadzam się z poprzednikami, film daje do myślenia. Nie tylko jest o miłości, czy chorobie, ale ogólnie o sensie życia, a i takie filmy czasami warto zobaczyć.
Ja nawet nie oceniam filmów do póki nie obejrzę do końca... Ogólnie nie przepadam za tego typu historiami, ale ta jest przyzwoita. Najpierw przeczytałam książkę. Nie zrobiła na mnie jakiegoś oszałamiającego wrażenia, ale jednak ją przeczytałam. Przed chwilą obejrzałam film i jest dobrą adaptacją, choć na początku gorzej go oceniałam. A końcówka w ogóle najlepsza i plus za grę aktorską - naturalną i przekonującą.
A ja jestem w stanie ocenić film po prawie połowie.. Szanujmy nawzajem swoje zdanie. Grę aktorską uważam za bardzo słabą, głównie chłopaka (zresztą ten wątek przewijał się już poprzednio) i to było też powodem bardzo niskiej oceny. Mnie nie przekonuje.
Też uważam, że to Twój błąd, bo później jest kilka zwrotów akcji i przestaje być taką bajką.
Świetnie pokazano w tym filmie perspektywę osoby chorej na raka.
Nie mam też nic do zarzucenia aktorstwu - jak dla mnie było świetne (na plus także dobra trzecioplanowa rola Willema Dafoe).
Chociaż jeśli miałaś już dość, to nic się nie poradzi.
trzeba mieć banie, żeby temu filmowi dać 10/10 albo trzeba być po prostu nastolatką xD
Film jest bardzo przesłodzony i zabrakło mu tego co ceniłam w książce. Jak dla mnie bardzo pod publikę. 7/10 z sentymentu do Green'a.
Na 10 nie zasługuje ale zły też niejest.
A może właśnie wszystko miało być takie idealne i słodkie. Piękne, przycięte pod linijkę przedmieścia, wspaniała przyszłość (on utalentowany sportowo miał być wspaniałym koszykarzem, ona inteligentna mogła być kim by zpragnęła), cukierkowa atmosfera mogło by się zdawać gdyby obejrzeć ten film bez dźwięku. Nikt nie jest łysy, nie wymiotuje, nie wije się z bólu (za wyjątkiem kilku scen – ale jak na ponad 2 godziny to bardzo niedużo). A jednak mamy tu jeszcze jeden, niewidoczny na pierwszy rzut oka element – śmiertelną chorobę, która nie odpuści nikomu bez względu w jakim cudownym świecie żyje i jaką wspaniałą przyszłość ma przed sobą...
Czy ten film byłby lepszy gdyby w rolę natolatków wcielili się doświadczeni trzydziestoletni aktorzy a akcja zostałaby przeniesiona powiedzmy do amerykański slumsów, a bohaterzy nie byliby ubezpieczeni zdrowotnie, byliby łysi, wychudzeni i wymiotowali dalej niż widzą?
Należy przyjąć konwencję tego filmu. Narracja jest prowadzona przez główną bohaterkę, więc są w tym filmie tylko problemy związane z miłością i chorobą. Trzeba to przyjąć, bo bez tego film może być nie do zniesienia.
Bardzo trafna uwaga. Ja się rozczarowałam, bo popełniłam błąd i nie przeczytałam opisu, przez co nie wiedziałam, że to historia dla nastolatek i nastolatków. Gdy się zorientowałam, było już za późno, bo nie zwykłam porzucać filmów w trakcie seansu. Oczywiście osobom szczególnie wrażliwym i z mało wyrobionym gustem będzie się ten film podobał, bo temat jest bez wątpienia wzruszający. Ale skoro już poruszamy się w takim melodramatycznym kiczu, to mimo wszystko wolę klasyczne "Love story" ;-) Bo i do porządnych produkcji porównywać "Gwiazd..." nie sposób.
Tylko Dafoe się broni. Ale to nic dziwnego.
Uwielbiam takie subtelne obrażanie ludzi - "z mało wyrobionym gustem będzie się ten film podobał". To jest tak bardzo na poziomie, że śmiać się chce.
No niestety, gdy ktoś widział/czytał dużo klasyków, lub po prostu ogromną ilość pozycji, takie filmy są niczym. Tym bardziej, że motyw choroby jest bardzo popularny, więc jest do czego porównywać.
Ale to nawet nie chodzi o to, kto ile filmów oglądał, ale o zwykłe chamstwo i prostactwo panoszące się na filmwebie. Wielu takich "znawców" się tutaj przewija, którzy uważają, że jak komuś się podoba film, którego oni nie uznają, to ten ktoś jest, cytuję: gimbusem, debilem, upośledzonym dzieckiem, płaczliwą nastolatką, nie ma gustu, lubi tandetne filmy etc. To jest po prostu żałosne. I to niezależnie od tego, czy takie teksty lecą w tematach dotyczących filmu Barbie, Ojca Chrzestnego, Strasznego Filmu czy tego tutaj.
Szanowna Pani,
skoro tak Panią to zabolało, to chyba nie ma sensu z chamem i prostakiem, jakim jestem, dyskutować? Każdy ma prawo do własnego zdania, a moje jest właśnie takie. Zawodowo zajmuję się oglądaniem i analizowaniem filmów, stąd posiadam pewną skalę porównawczą. Napisałam jednak ogólnie, a nie konkretnie pod czyimkolwiek adresem. Najwyraźniej sprawdza się powiedzenie "uderz w stół..."
Z wyrazami szacunku,
cham i prostak filmwebowy
Tylko potwierdziła pani to, co wcześniej napisałam :) Plus, pokazała pani, że nie umie czytać ze zrozumieniem, bo nigdzie nie napisałam, że "cham i prostak" kieruję konkretnie w pani stronę, a jedynie zwróciłam uwagę na ogólnie panujący problem.
A tal w ogóle dziecko, to o co ci chodzi? Bo chyba sama nie wiesz, do kogo masz pretensje.
Celowo pominęłam formę grzecznościową, skoro szanowna pani interlokutorka nie potrafi jej stosować.
Bo obejrzeniu Gwiazd naszych win wydaje mi się, że ten film właśnie powstał dla: gimbusów czy płaczliwych nastolatek. Jasne, że każdy może przy nim się wzruszyć, ale takich filmów jak ten jest mnóstwo. Nie żałuje, że obejrzałam ten film bo sama jestem jeszcze nastolatką i jeszcze kilka lat temu lubiłam oglądąć takiego typu produkcje , ale myśle, że osoby starszę które nie lubią takiego typu filmów i takich płaczliwych historii na tym filmie będą się po prostu nudzić, bo ja sama momentami się nudziłam mimo, że po przeczytaniu opisu filmy nie nastawiałam się na nic innego co dostałam.
Proszę obejrzeć film "Wit", a potem wrócić do "Gwiazd..." i jeszcze raz obiektywnie spojrzeć na ten ostatni. Naprawdę.
Ja się nudziłam pod koniec. Za dużo gadaniny i rozczulania się. No, ale od tego jest taki film.
Ja obejrzałam cały film i się muszę z tobą zgodzić jest to troche taka bajka dla nastolatek. Nie lubię takich historii bo uważam, że jest to granie na ludzkich emocjach. Film jest średni, historia w nim opowiedziana jest po prostu wzruszająca i w jakiś sposób niezwykła i pewnia dla tego taka wysoka ocena. Wzruszył mnie koniec filmu, ale nie powiedziałabym, że film mnie czegoś nauczył czy zmienił moję życie. Może gdybym była młodsza o jakieś 5 lat to wtedy film zrobiłby na mnie większe wrażenie.
zgadam się film absurdalnym cieszymy się bo umieramy dla naiwnych dzieciaków , do tego nudny .
juz dawno nie jestem nastolatka. czasami warto sie zlamac i przestac napinac po mesku i wtedy milej sie robi i moze nawet troche wrazliwosci na proste sprawy sie zlapie. to nie bajka, ludzie tak zyja :)
dalej nie jest tak słodko ;) ja mam 30 lat i zdecydowanie nie-nastolatkowy, choć bardziej go odczułam jako matka, opowiada o tym, jak poradzić sobie ze stratą, co można czuć, gdy umiera dziecko, że dni nie liczy się tak prosto, że każdy może być nieskończonością, wazniejsza jest jakość, a nie ilość życia :)
żałuję tylko że nie było pokazanej krwi, wymiotów, biegunki, zmian na skórze, braku owłosienia i wszystkich innych obrzydliwych rzeczy które wiążą się ze złośliwym nowotworem.
Zgadzam się. Ogólnie to lubię takie filmy, jednym z moich ulubionych jest "Mroczne Zwycięstwo" z '39, trochę podobna fabuła, ale o wiele lepszy.
Marcin, to niestety plaga na tym filmwebie. Oceniają, dyskutują, a tak prawdę mówiąc nie powinni mieć w pełni do tego prawa, bo niby za co? Za 40 minut? Żal mi ich...
Ja kilka razy podczas seansu musiałam pauzować bo byłam zbyt zażenowana nakręconymi sztucznie momentami, bardzo przesadzoną pseudo-inteligentną gadką i słabą grą aktorską (szczególnie tego chłopaka i matki + ojciec którego kojarzę tylko z latania na golasa w Czystej Krwi :D). Masakra, a lubię sobie obejrzeć tego typu film od czasu do czasu ale ten jakoś zupełnie mi nie podszedł.
oceniać film po 40 minutach to tak samo idiotyczne jak oceniać książkę po okładce.
Inna sprawa, że film nie oddaje nawet w połowie tego, co przekazuje książka, bo ominiętych jest sporo refleksji bohaterki co moim zdaniem było tam najciekawsze...
No i uważam, że nie ma czegoś takiego jak "film dla nastolatek", bo cóż, myślę, że temat jest dość uniwersalny i raczej ani wiek, ani rodzaj filmów, które się lubi nie ma tutaj totalnie żadnego znaczenia. "Film dla nastolatek" to troszkę taka łatka przyczepiana przez ludzi, którzy chcą być uważani za znawców kina i odrzucają takie błahe tematy jak choroba czy tam jakaś miłość młodych ludzi... Może to ignorancja, a może to właśnie kwestia 'mało wyrobionego gustu', że odrzuca się film ze względu na jego tematykę czy fakt, jaka grupa ludzi się nim zachwyca. W takim wypadku zostaje mi tylko współczuć, że ten jakże wysmakowany gust sprawia, że człowiek ma tak zamknięty umysł i akceptuje tylko konkretny... rodzaj filmów.