Pierwsza otwierająca nową Erę SW historia Abramsa i spółki była do bólu bezpieczna i wtórna. Jednak dałem jej duży kredyt zaufania, gdyż był to początek czegoś nowego i trzeba było stworzyć solidne podwaliny.
Po seansie TFA wyszedłem z kina rozjuszony po śmierci Hana i znienawidziłem postać Kylo Rena. Pomijając moje samopoczucie film był dla mnie na akceptowalnym poziomie. Zakończenie TFA zostawiło szerokie spektrum możliwości poprowadzenia dalszej historii. Rian Johnson stanął przed trudnym zadaniem stworzenia nowych, świeżych, nowatorskich Star Warsów, które będą odchodzić od dobrze nam znanej schematyki. Jednak w tym wszystkim zapędził sie za daleko. Brak finałowego pojedynku na miecze świetlne jest niewybaczalny i karygodny. Star Warsy rządzą sie swoimi prawami i niektóre schematy tych filmów są nietykalne. Idąc na Star Warsy każdy wyczekuje tego epickiego starcia na miecze świetlne w akompaniamencie operowego instrumentarium Williamsa. Rian próbował znaleźć złoty środek lecz poległ i pogrzebał potencjał fabularny. Moje stanowisko względem Kylo Rena zmieniło sie diametralnie gdy dowiedziałem się, jakimi motywacjami sie kierował i dlaczego zwrócił się ku ciemnej stronie. Zyskał mój szacunek i sympatię automatycznie stając sie jednym z ulubionych bohaterów sagi obok Anakina/Vadera, Hana, Luke'a i Obi-Wana. Jest bez wątpienia najbardziej złożonym i nieszablonowym charakterem SW. Na wyróżnienie zasługuje jego wątek i przeszłość związana z Lukiem. Również plot twisty związane z rodzicami Rey i Snokiem są warte uznania. Luke tak bardzo żałował tego co zrobił, że zataił na początku prawdę przed Rey. Gdy Kylo otworzył jej oczy, zmusiła Skywalkera do wyjawienia prawdy. Pamiętam jakie emocje mi towarzyszyły, gdy dowiedziałem się że Luke jest odpowiedzialny za przejście Kylo na ciemną stronę. Dostrzegamy tutaj analogie względem Anakina, który przez niewłaściwe decyzje stał się narzędziem zła. Film jest strasznie nierówny, przeplatany przesadnym humorem, który nie pasuje do patosu Star Warsów.
Występują niepotrzebne wątki (Akcja w kasynie, postać grana przez Benicio Del Toro, wstawiona na siłe Maz Kanata). Bezpłciowi i prozaiczni nowi bohaterowie (oprócz Kylo Rena), którzy nie będą w stanie udźwignąć ciężaru filmu po śmierci Hana i Luke'a. Odnosiłem wrażenie, że oprócz głównego wątku cała reszta jest tłem i pełni rolę zapychacza czasu ekranowego co nie świadczy dobrze o jakości fabularnej. Po TLJ zaczeły wychodzić nieścisłości i idiotyzmy TFA (Gdy po pokonaniu Finna Kylo chce przyciągnąć miecz Anakina, ten wędruje do Rey WTF!!) Rey nie pochodzi z rodu Skywalkerów, więc dlaczego miecz wybrał ją ?? Poznaliśmy jej pochodzenie, i okazało się że to Kylo jest główną postacią sagi i ostatnim Skywalkerem. Te wątki uratowały film, bo gdyby nie one to dostalibyśmy gniota. Star Warsy to przede wszystkim widowiskowe potyczki w kosmosie, zapierająca dech w piersiach zwiastująca w szokujące zwroty akcji historia pełna patosu, ikoniczne postacie, i monumentalne starcia na miecze świetlne. Niestety, sporej części tych elementów zabrakło w produkcji Johnsona. Przez złe kluczowe rozwiązania fabularne, IX Epizod jest skazany na porażkę, gdyż nie da się już racjonalnie zmienić tego co sie wydarzyło w Ostatnim Jedi.
Brakuje geniuszu Lucasa. Każda część, która wychodziła spod jego ręki była inna. Sama Zemsta Sithów deklasuje jednocześnie zarówno TFA jak i TLJ. W prequelach dostaliśmy wybitną historię młodego człowieka, który wiedziony złudzeniami, agresją, strachem przed utratą bliskich upada na dno. Do tego jesteśmy świadkami powstania Armii Klonów, legendarnego Rozkazu 66, intryg politycznych, najbardziej widowiskowych pojedynków na miecze świetlne, powstania Dartha Vadera i fenomenalnych motywów Williamsa. I mówie to jako wielki fan Star Warsów wychowany na prequelach i czczący Starą Trylogie. Dopiero teraz widze jak produkcje korporacji Myszki Miki odstają od SW Lucasa.
Przecież sam pomysł że Luke pod wpływem jakichś zwidów przyczynił się do przejścia Kylo na ciemną stronę mocy a następnie zaszył się na dobre na jakiejś wyspie jest pomysłem poronionym z czego zdaje sobie sprawę nawet Mark Hamill. Przecież Luke po trzeciej części stał się już doświadczonym jedi. Wiedział jakie konsekwencje niesie z sobą strach i gniew, z pewnością nie uległby nim pod wpływem jakichś wizji, z pewnością nie zostawiłby swoich przyjaciół na niebezpieczeństwo i stawił czoła niebezpieczeństwu. Ale prawda jest taka że Disney nienawidzi Luke'a Skywalkera w tym filmie. Znęca się nad nim, chce ukazać w jak najgorszym świetle, ostatecznie Luke kończy w żałosny sposób. Wszystko to przez to że dla walniętych feministek a takie rządzą tym filmem, Luke mężczyzna musi uosabiać same złe rzeczy, być nieudacznikiem albo zupełnie nieobliczalnym. Tak więc Disney nienawidzi mężczyzn w tym filmie a najbardziej nienawidzi Luke'a. Odważny, silny mężczyzna? Nie w tym filmie. Zresztą wystarczy posłuchać jak reaguje Daisy Ridley o posądzenie jej postaci o bycie Mary Sue. Otóż twierdzi ona że to seksizm, krytyka postaci bo jest zbyt perfekcyjna to seksizm. Typowy bełkot feministek którym przy braku argumentów pozostaje posądzenie mężczyzn o seksizm.
Rey moim zdaniem jest najgorszą postacią w historii SW obok Jar Jara. Miałem nadzieje, że Luke zostanie ukazany w filmie jako Szary Jedi, gdyż miał do tego predyspozycje. On nigdy nie był krystalicznym Jedi z krwi i kości przestrzegający wszystkich zasad kodeksu jak Obi-Wan. Miał więcej mądrości i potrafił wyciągnąć wnioski z przeszłości. Hamill mówił, że nie zgadza się z przedstawieniem jego postaci jako wycofanego, zgorzkniałego mistrza, który po niepowodzeniu usuwa sie w cień mając gdzieś losy jego przyjaciół. Postać, która była uosobieniem nadziei nagle zmienia swoje nastawienie i to mu nie pasowało. Co do obsady w filmie tutaj wszystkim koordynuje Kennedy, której nie trawie. Jej chore uprzedzenia i nastawienie do mężczyzn obfituje w filmy jakie teraz dostajemy.
Disney chciał żebyśmy tak myśleli - stąd Luke ma czarne szaty, a nie białe w scenie pojedynku. Manipulacja do trailera, która nie ma uzasadnienia w fabule (tak wiem, Luke miał czarne szaty w Powrocie Jedi, co symbolizowało jego nową rolę - rycerza jedi).
Scena z Lukiem próbującym zabić z zimną krwią śpiącego siostrzeńca jest okrutna i niegodna rycerza jedi, bo to zwykła manipulacja. To miało sprawić w widzu wrażenie, że Kylo przejdzie na dobrą stronę mocy po zabiciu Snoka. Podobnie nieracjonalnie postępuje wiceadmirał na krążowniku - zamiast powiedziec Poe jaki mają plan milczy, przez co on organizuje własny plan i rebelię, a cały plan ewakuacji jest ujawniany później, gdy Leia budzi się ze snu.
Ogólnie sam pomysł że Luke byłby w stanie zabić śpiącego siostrzeńca jest debilny. Jest kretyńskim pretekstem, z dupy wziętym,po to tylko by usprawiedliwić kolejne idioctwo scenariuszowe, tj. przemianę Kylo. Bo to wygląda tak. Jestem sobie dobry Benek, ale nagle budzę się w nocy i widzę wujka stojącego nade mną z obłędem w oczach. No i dobra, to teraz dochodzę do wniosku że mogę se zabijać wszystkich których mi się spodoba. Pseudo Psychologia na poziomie przedszkola. XD
No ale czego się spodziewać po Disneyu.
Taaak, na dodatek Luke wygląda w tej scenie jak pedofil który ze swoją "rękojeścią" zakrada się do wystraszonego Kylo. Normalnie zrobili z niego jakiegoś pedofila z szaleństwem w oczach. To nie jest Luke który zmierzył się już z samym diabłem w Powrocie jedi. Kolejny bzdet że Rey w ogóle mogła pokonać/mierzyć się z Luke'em którego trenowało wcześniej dwóch mistrzów jedi. Normalnie debilstwo ale to można tylko wytłumaczyć że Rey musiała być idealna w oczach feministek producentek. Tak że nie potrzebowała nawet treningu bo "moc" feministek była w niej silna. Zresztą nawet sceny pokazujące przedstawicieli tego całego ruchu oporu, praktycznie same kobiety pokazują plus jakiś gruby murzyn. Obowiązkowo rządzi jakaś baba feministka w fioletowych włosach w stylu Igrzysk śmierci. A Leia lata jak superman i nawet kosmiczna otchłań jej nie straszna. To jest feministyczny bzdet moi państwo.
To genderowe ABC poprawnego politycznie kina. Nasza protagonistka - niezależna kobieta, nie potrzebuje starożytnej religii jedi i patriarchalnego nauczyciela, aby zostać tym kim chce (płynna tożsamość płciowa lub Social Justice Warrior). Rey pilotuje Sokoła Milenium, posługuje się mocą, dwa razy pokonuje Kylo bez niczyjej pomocy, bo ma taki kaprys. Jest kobietą, jest więc mądrzejsza, silniejsza, lepsza od białych seksistowskich mężczyzn.
Filmy Marvela też należą do Disneya a tam aż tak nie wali poprawnością polityczną. Nawet wymiana niektórych białych bohaterów na czarnoskórych to nie to samo co jawne wciskanie feministycznej propagandy czy niszczenie kultowych bohaterów jak Luke. Coś tu jest nie tak. Chętnie obejrzę Infinity War ale już kolejnej części Star Wars nie mam ochoty.
Komiksy na których oparto postacie Starka, Rogersa, Bannera, Thora czy Petera Parkera powstały przed 2. falą feminizmu, politycznej poprawności i gender. Wszyscy więc są mężczyznami, biali, heteroseksualni o tradycyjnej moralności. Disney tworzy natomiast nowe postacie zgodnie z "równościową" polityką korporacji, czyli np. jedynym białym mężczyzną w głównej obsadzie po śmierci Luke jest antagonista Kylo Ren oraz jego side kick Generał Hux.
Zwłaszcza, że nadal nie wiadomo, co w Akademii robił Snoke i dlaczego Ben miałby słuchać takiego oblecha... Do tego Luke mówił, że WIEDZIAŁ o tym kuszeniu przez tego typa??? To w ogóle nie trzyma się kupy. Niektóre rzeczy trzeba wyjaśniać, a nie zostawiać samym sobie, bo potem wychodzą na jaw ogromne dziury w scenariuszu.
Daj spokój, przecież TLJ to zbiór takich debilizmów, że jak tylko zaczynasz analizować to wpadasz na "miny" co 2 minuty. XD
Tu nic się nie trzyma kupy, prawie każda kwestia jest pretekstem, żeby wyglądało że coś się posuwa do przodu. XD
No właśnie, tak to jest jak nie ma się przemyślanej koncepcji przed kręceniem trylogii, tylko wszystko się ustala w trakcie reżyserowania każdej części... TLJ w ogóle nie współgra z TFA.
To jest największa wada Disneyowskiego wytworu. Historia nie dość, że poziomem nie może sie nawet równać z prequelami to jeszcze nie trzyma sie kupy. Dla mnie najbardziej nielogiczną sceną była ta w TFA w lesie jak miecz ląduje w rękach Rey, a potem okazuje się że nie ma żadnego powiązania z rodziną Skywalkerów. Co za pierdy
Taaak. Rey nigdy w swoim życiu nie kopnęła piłki. Gra pierwszy mecz i wciska 2 hat-triki. Dlaczego? Yyy, bo tak.
Naprawdę, rozumowanie w TFA-TLJ jest tak durne...
Sam kiedyś stosowałem analogię do piłki nożnej w rozmowach z wielbicielami TFA ;)
To są Star Warsy, a nie jakaś mega ambitna produkcja pokroju Blade Runnera. Równie dobrze można powiedzieć, że Anakin przeszedł na ciemną stronę, bo Palpatine mu nagadał pierdół o Plagueisie, a łatwowierny i zdesperowany "The Chosen One" uwierzył we wszystko i z dnia na dzień stał sie Sithem myśląc, że w kilka chwil uratuje Padme. Tiaaa To jest już takie doszukiwanie sie dziury w całym. Mi tam ten wątek sie zajebiście podobał i był najjaśniejszym elementem filmu.
Anakin otarł się o ciemną stronę już przy wymordowaniu Tuskenów z zemsty za śmierć matki. A sam wątek manipulacji nim w wykonaniu Palpiego jest interesujący. To takie "kuszenie przez diabła". Co do samego wątku z Benem - rozwinęli tę postać w dobrym kierunku, mam nadzieję że wątek między nim a Rey będzie przeprowadzony dalej i to w sposób niebanalny (bez żadnych ckliwych love story itd.) .
Epizod 8 w sumie mógłby być spoko... poza tym, że postać Luke'a Skywalkera została... Jak przyznał Hamill - zniszczona. To nie ten sam Luke jakiego znam z Klasycznej Trylogii. W zasadzie... W tym filmie nie ma żadnego zdroworozsądkowego faceta, bo "tak trzeba".
Jemu to akurat się spieszyło, bo Padme miała umrzeć przy narodzinach, a ciąża była w etapie zaawansowanym ;)
Co? Anakin/Vader tak naprawdę nigdy nie był ani Jedi ani Sithem. Był czymś pośrodku, zawsze "tańcząc" na krawędzi, jedną nogą po Jasnej, drugą, po Ciemnej.
Vader był największym badassem w historii kina. Przyjeło się, że był uznawany za Ostatniego Lorda Sith. Pomijając fakt, że Sithowie to była rasa, później ideologia Ciemnej Strony. Poprawnie można go określić jako Rycerza Ciemnej Strony. On był przesiąknięty nienawiścią. Był tak potężny, że nikt nie był w stanie mu sie przeciwstawić oprócz Imperatora. Nigdy nie był kimś pośrodku. Był bezlitosny w eksterminacji kolejnych zastępów Jedi. Dopiero zaczynał pojawiać sie w nim konflikt, gdy nie był w stanie zabić Luke'a w TESB.
Niestety. Lucas widział to inaczej. W ogóle nie uważał Vadera za złola, i patrząc logicznie, ma rację.
Fragment wywiadu z 1976 roku, przed premierą ANH:
GEORGE LUCAS : Vader never does anything to anybody, I mean he chokes one guy.
ALAN DEAN FOSTER: He talks tough.
GEORGE LUCAS : Yeah, but he really doesn’t do anything.
Ludzie się masowo pomylili. To Tarkin był pomyślany jako złoczyńca.
I Anakin / Vader był po środku Mocy.
https://youtu.be/groYO_51bwY
Przecież Vader miał tysiące istnień na sumieniu. Przyczynił sie w największym stopniu do czystki Jedi. Nie kierowały nim żadne wartości moralne. W 76 roku to Lucas jeszcze miał inne koncepcje w głowie. Wszystko sie zmieniło z biegiem czasu.
Nie, ty mówisz o jakichś tworach Lucasfilmu, do których sam George ręki nie przykładał. Jak to mówi George, są trzy światy SW, ten jego, ten z gier książek i komiksów, i fanowski. Każdy jest innym punktem widzenia.
Chodziło mi o Expanded Universe, które zostało wyrzucone do kosza po 30 latach kreowania Uniwersum. I nie moge przeboleć tak genialnych książek jak Narodziny Dartha Vadera, Dartha Plagueisa, Opowieści z Pałacu Jabby czy Trylogii Bane'a, które są fenomenalnym uzupełnieniem sagi z wnikliwymi odpowiedziami, których nie znajdziemy w filmach.
Narodziny Dartha Vadera, Darth Plaqueis czy Trylogię Bane, również uważam za świetne fanfiki.
Najbardziej lubię jednak Zemstę Sithów i Cienie Imperium. Bo Anakin / Vader jest tam najbliższy Lucasowemu. ^^
Zauważyłam że Abrams zjechał z Cieni Imperium scenę gdy Vader pyta o Skywalkera, i przesłuchuje strażnika, który widział jak Rebelianci odbijają Luke.
Moment gdy Vader ściska mu szyję Mocą i popuszcza, bo tak mu się podobają komplementy kolesia na temat umiejętności syna.
Coś pięknego <3
Albo gdy na pytanie szturmowca co zrobić z tymi co przeżyli odpowiada że puścić wolno "bo są nieistotni". Liczy się tylko Luke i to że go jeszcze wyczuwa z wielkiej odległości. :)
Johnson z kolei ściągnął motyw gdzie Vader rezygnuje z zestrzelenia Rebelianta którego miał już na celowniku. Przez to że coraz częściej myślał o Łuku, który był dla niego takim światełkiem w tunelu, w Vaderze coraz częściej odzywało się współczucie dla wrogów. To było cudowne.
Już nie mówię o zdziwieniu Lando kiedy się zdziwił że Imperialne statki bronią Sokoła przed Kartelem Czarnego Słońca. XD
Albo ten dialog:
"- KSIĄŻĘ XIZOR dla Ciebie!
- Masz prawo używać tego tytułu jeszcze przez dwie minuty. Jeśli w tym czasie się nie wycofasz, otworzę ogień.
- Nie ośmielisz się, poskarżę się Imperatorowi!
- Imperatora od dwóch tygodni nie ma na Coruscant. Pod jego nieobecność ja tu wydaję rozkazy."
I głupek Xizor, który myślał że Vader pozwoli mu sprzątnąć syneczka, zaczął cwaniakować i niestety, ukręcił sobie stryczek. XD
W Expanded Universe jest dużo wybitnych książek, które opowiadają o tym, co zostało wspomniane w filmach np: legendarny pojedynek Hana z Lando w Sabacca. (Mam nadzieje, że będzie ten pojedynek ukazany w spin-offie). Książki są świetnym rozszerzeniem wiedzy i wypełniają luki bohaterów pomiędzy Epizodami. Boba Fett ląduje w Jamie Sarlacca i wszyscy myślą, że to jego koniec. Tymczasem w książkach on sie z niej wydostaje. Tak samo Darth Plaguies jest pozycją "Must Have" dla tych, którzy chcą sie dowiedzieć co działo sie przed wydarzeniami z Mrocznego Widma i co stało sie z mistrzem Palpatine'a. W końcu jest o nim wzmianka w Zemście Sithów. Również w Mrocznym Widmie Yoda wspomina o Mistrzu i Uczniu, że zawsze dwóch ich jest. Prosze bardzo Trylogia Bane'a sie kłania. Trzeba wiedzieć co czytać, bo można sie również natknąć na gnioty typu Szturmowcy Śmierci, czy Mroczne Gry. Seria Dziedzictwa Mocy również jest rewelacyjna opowiadająca o perypetiach Anakina, Jainy i Jacena który stał sie potem Darthem Cadeusem.
Ewentualne złolstwo przejawia się co najwyżej w impulsywnym stosowaniu przemocy gdy zachodzi silny czynnik stresowy że strony otoczenia.
On nie miał sobie równych w Galaktyce. Nie było takiego, który był by w stanie go pokonać. Oczywiście do czasu Powrotu Jedi.
Yyy, no tak. The Chosen One był najpotężniejszą istotą Mocy. W końcu zabił w obronie swego dziecka najpotężniejszego Sitha ever. Palpatine którego trzech znamienitych mistrzów Jedi nie było w stanie ruszyć nawet palcem, bo ich sparaliżował Mocą. (A z Windu tylko się bawił, odstawiając szopkę przed Anakinem). Z kolei w Powrocie Jedi Luke wygrał tylko dlatego że ojciec miał do niego słabość i nie potrafił go zabić.
Ludzie myślą, że Luke pokonał Vadera dlatego że w Powrocie Jedi był już słaby. Tymczasem to Luke stał się silniejszy, sprowokowany kierowany przez gniew i agresję pokonał ojca. Palpatine nigdy nie był najpotężniejszym Sithem. Był nim jego mentor Darth Plagueis, którego zabił podczas snu, co jest ukazane w książce. Jako jedyny posiadł więdze, jak wpływać na midichloriany tym samym ratując ludzi od śmerci.
"The Chosen One był najpotężniejszą istotą Mocy" - w filmach tak w expanded universe nie.
Znaczy ten, szanuję pisarstwo Luceno i jego pomysły, ale uznaję wyższość wersji Stwórcy SW.. ;)
Plagueis nie był nigdy najpotężniejszym Sithem, ci z czasów jeszcze przed samym Darthem Bane'em byli o wiele potężniejsi.
No i to takie dziwne, że zaufał "dobrego wujaszkowi", który zawsze miał dla niego czas i dobre słowo, który zawsze był gotów wysłuchać i był pomocny? Który zresztą powinien być, patrząc z właściwej strony, wdzięczny Anakinowi za uratowanie Naboo, jego ojczystej planety? Inna sprawa że Palpatine robił to z czystego wyrachowania, wyłącznie po to by zjednać sobie dzieciaka którego zna od 13 lat. Anakin był przeżarty lękami i paranojami od lat. Mistrz który powinien go wspierać zlewał je już lata wcześniej, gdy Anakin śnił koszmary o matce. Padme w Rots też kazała mu się nie przejmować," bo to tylko sny. " Yoda, wielki Jedi jedyną radę jaką zna było" lej na to, nawet jak ktoś bliski ci umrze to normalka, nie przejmuj się, CIESZ SIĘ. "
Genialne rady. XD
Ironizuję z tym ostatnim. Jedynym który wziął to poważnie, zainteresował się i okazał (fałszywe) współczucie i chęć podania pomocnej dłoni był Palpie.
Perfekcyjna robota scenariuszowa i psychologiczna że strony Lucasa.
To wszystko wygląda jak przeciętny odcinek Rebeliantów podzielony na dwie części (a może i na trzy, gdy wyjdzie Epizod IX) - bieda bije po oczach, jakby zabrakło im budżetu. To jakaś potyczka na krańcu galaktyki, a nie wojna! Do tego ostatecznie zaprzepaszczono szansę na danie Luke'owi jakiegoś epickiego pojedynku na miecze. Tylko że Kylo Ren to też nie jest żaden przeciwnik. To gość, który dostaje baty od mniej niż padawana, a między TFA i TLJ nie ma przeskoku czasowego... Najsłabszy użytkownik Ciemnej Strony w historii...
Nie jest najsłabszym użytkownikiem Ciemnej Strony. Jest potężny, jak każdy z rodu Skywalkerów. Problem w tym, że jego moc jest niestabilna i nie potrafi jej uzewnętrznić w konfrontacji z innym użytkownikiem Mocy. Kylo będzie potrzebował sojuszników w IX Epizodzie. Może wreszcie zobaczymy Rycerzy Ren w akcji, dobrym zabiegiem było nie nawracanie go na jasną stronę, gdyż wtedy śmierć Hana poszła by na marne. Obawiam się, że on zginie w IX Epizodzie, gdyż jest postacią tragiczną oraz jego potencjalny zwrot w stronę światła byłby oklepany i zbyt banalny na zakończenie trylogii więc to odpada.
Ta potęga polega na dostaniu łomotu od dziewczyny, która pierwszy raz trzyma miecz w dłoniach. No super :D To powinna być zabawa jak Vader bawił się z Lukiem, Sidious z Maulem, Dooku z Savagem czy Grievous z tym padawanem Kita Fisto.
Anakin też był niestabilny, ale miażdżył swoimi umiejętnościami.
Anakin był wybrańcem, który został poczęty przez Moc więc to troche inna bajka. No właśnie ta porażka z Rey w TFA jest największym niewytłumaczalnym kretyństwem, która wogóle nie powinna mieć miejsca. Nadal mnie fascynuje co mieli w głowie scenarzyści tworząc postać Rey. Hmmm, zróbmy silną kobiecą postać, która będzie potężna mocą, ale nie będzie miała żadnych korzeni. Panowie, w 7 Epizodzie wrzucimy ją na pierwszy plan, ludzie będą przez 2 lata dochodzić kim jest powstaną setki teorii, i żadna sie nie sprawdzi bo nikt sie nie będzie spodziewał takiego banału a potem w 8 Epizodzie rzucimy plot twistem na miare I Am Your Father. No niestety troche im nie wyszło.
Feministyczna propaganda - damy bohaterkę, która wszystko do razu umie, nie potrzebuje niczyjej pomocy (a zwłaszcza męskiej) i nie ponosi żadnych porażek. Ten plot twist to chyba pomylił się twórcom z innym gatunkiem filmowym, bo do Gwiezdnych wojen takie jaja nie pasują.
Tu nie chodzi o bycie Wybrańcem tylko o to, że nie stajesz się od razu Rycerzem Jedi. Darth Bane też dostawał na początku baty od przeciętnych studentów Akademii Sithów, mimo że Moc była w nim ogromnie silna.
ogladales film czy wyszedles akurat do wc w momencie, gdy rey zostala ocalona przez kylo, czyli przyjela czyjas pomoc, na dodatek o zgrozo meska! feministki juz w placz
Zgadza się, ale chciała odciągnąć Kylo od Snoke'a i to się udało. Snoke nie żyje, a Imperium 2 rządzi teraz menatlny i fizyczny słabeusz.
Uratował ją, jednocześnie poważnie osłabiając Imperium 2, na którego czele stanął. Uratował ją, by się do niego przyłączyła, a ona go olała.