Pierwsza otwierająca nową Erę SW historia Abramsa i spółki była do bólu bezpieczna i wtórna. Jednak dałem jej duży kredyt zaufania, gdyż był to początek czegoś nowego i trzeba było stworzyć solidne podwaliny.
Po seansie TFA wyszedłem z kina rozjuszony po śmierci Hana i znienawidziłem postać Kylo Rena. Pomijając moje samopoczucie film był dla mnie na akceptowalnym poziomie. Zakończenie TFA zostawiło szerokie spektrum możliwości poprowadzenia dalszej historii. Rian Johnson stanął przed trudnym zadaniem stworzenia nowych, świeżych, nowatorskich Star Warsów, które będą odchodzić od dobrze nam znanej schematyki. Jednak w tym wszystkim zapędził sie za daleko. Brak finałowego pojedynku na miecze świetlne jest niewybaczalny i karygodny. Star Warsy rządzą sie swoimi prawami i niektóre schematy tych filmów są nietykalne. Idąc na Star Warsy każdy wyczekuje tego epickiego starcia na miecze świetlne w akompaniamencie operowego instrumentarium Williamsa. Rian próbował znaleźć złoty środek lecz poległ i pogrzebał potencjał fabularny. Moje stanowisko względem Kylo Rena zmieniło sie diametralnie gdy dowiedziałem się, jakimi motywacjami sie kierował i dlaczego zwrócił się ku ciemnej stronie. Zyskał mój szacunek i sympatię automatycznie stając sie jednym z ulubionych bohaterów sagi obok Anakina/Vadera, Hana, Luke'a i Obi-Wana. Jest bez wątpienia najbardziej złożonym i nieszablonowym charakterem SW. Na wyróżnienie zasługuje jego wątek i przeszłość związana z Lukiem. Również plot twisty związane z rodzicami Rey i Snokiem są warte uznania. Luke tak bardzo żałował tego co zrobił, że zataił na początku prawdę przed Rey. Gdy Kylo otworzył jej oczy, zmusiła Skywalkera do wyjawienia prawdy. Pamiętam jakie emocje mi towarzyszyły, gdy dowiedziałem się że Luke jest odpowiedzialny za przejście Kylo na ciemną stronę. Dostrzegamy tutaj analogie względem Anakina, który przez niewłaściwe decyzje stał się narzędziem zła. Film jest strasznie nierówny, przeplatany przesadnym humorem, który nie pasuje do patosu Star Warsów.
Występują niepotrzebne wątki (Akcja w kasynie, postać grana przez Benicio Del Toro, wstawiona na siłe Maz Kanata). Bezpłciowi i prozaiczni nowi bohaterowie (oprócz Kylo Rena), którzy nie będą w stanie udźwignąć ciężaru filmu po śmierci Hana i Luke'a. Odnosiłem wrażenie, że oprócz głównego wątku cała reszta jest tłem i pełni rolę zapychacza czasu ekranowego co nie świadczy dobrze o jakości fabularnej. Po TLJ zaczeły wychodzić nieścisłości i idiotyzmy TFA (Gdy po pokonaniu Finna Kylo chce przyciągnąć miecz Anakina, ten wędruje do Rey WTF!!) Rey nie pochodzi z rodu Skywalkerów, więc dlaczego miecz wybrał ją ?? Poznaliśmy jej pochodzenie, i okazało się że to Kylo jest główną postacią sagi i ostatnim Skywalkerem. Te wątki uratowały film, bo gdyby nie one to dostalibyśmy gniota. Star Warsy to przede wszystkim widowiskowe potyczki w kosmosie, zapierająca dech w piersiach zwiastująca w szokujące zwroty akcji historia pełna patosu, ikoniczne postacie, i monumentalne starcia na miecze świetlne. Niestety, sporej części tych elementów zabrakło w produkcji Johnsona. Przez złe kluczowe rozwiązania fabularne, IX Epizod jest skazany na porażkę, gdyż nie da się już racjonalnie zmienić tego co sie wydarzyło w Ostatnim Jedi.
Brakuje geniuszu Lucasa. Każda część, która wychodziła spod jego ręki była inna. Sama Zemsta Sithów deklasuje jednocześnie zarówno TFA jak i TLJ. W prequelach dostaliśmy wybitną historię młodego człowieka, który wiedziony złudzeniami, agresją, strachem przed utratą bliskich upada na dno. Do tego jesteśmy świadkami powstania Armii Klonów, legendarnego Rozkazu 66, intryg politycznych, najbardziej widowiskowych pojedynków na miecze świetlne, powstania Dartha Vadera i fenomenalnych motywów Williamsa. I mówie to jako wielki fan Star Warsów wychowany na prequelach i czczący Starą Trylogie. Dopiero teraz widze jak produkcje korporacji Myszki Miki odstają od SW Lucasa.
Scena gdy walczą z bodyguardami Snoke'a też jest żałosna, jest tak słabo nagrana, że widać jak Rey i Kaylo sami "wpychają/wplątują/wskakują" swoją głową w objęcia pretorian i są duszeni niczym w zapasach czy MMA. W kinie pewnie niezauważalne na pierwszy rzut oka, ale na wersji z giełdy widać to doskonale :) Pamiętam jak mówili, że w TFA przegrał Kaylo z Rey, bo ta poczuła moc xD Gościu ma 15-20 lat doświadczenia i treningów, laska odbyła 3 dniowe szkolenie u Luke'a, a różnica jak u Messiego i Pawła Brożka. Przy czym Messi jak się urodził był już lepszy niż Paweł Brożek po 20 latach kopania na polskich boiskach. Nikomu serio nie przeszkadza to, że to sztucznie grające dziewuszysko jest największym kozakiem w Star Warsach? Porobi sztuczne miny, rzuci suchym filozoficznym tekstem, poudaje niewiniątko, a nagle jest zabijaką, terminatorem, predatorem, rambo, Ellen Ripley i Kenobim w jednym... Pakiet all-inclusive. "Poczuła moc" Rey, jest najwybitniejszym użytkownikem mocy w historii, midihloriany się przy tym chowają. Leia "poczuła moc", stała się "Generał Mary Poppins", chłopiec na końcu filmu "poczuł moc"... genialna scena!!!! jaka szkoda, więcej go nie zobaczymy xD Poe rozpierdziela każego "poczuł moc", Finn przeżył "poczuł moc"... teraz na każdy absurd filmu wytłumaczeniem będzie "czucie mocy". Babka w fioletowych włosach tak pierdzieliła "may the force...", że myślałem, że sama się nabija z tego "czucia mocy" i jaja robi sobie z tych scenarzystów :D
Co do Snoke'a postać miała duży potencjał. Ale wszystko zostało spaprane w chwili jego haniebnej śmierci. Kylo musiał pokazać jakim jest kozakiem, żeby nie było głosów że znów jest miękką kluchą. O jego pochodzeniu już sie nie dowiemy, bo wątek będzie wyrzucony do kosza jak wiele innych.
Chociaż scena była jedną z tych efektowniejszych.
Snoke mówiący 20 sekund przed śmiercią, że zna każdy ruch Kaylo z wyprzedzeniem, że czyta w jego myślach xD A tutaj zonk :D Okazuje się, że gościu trzęsący całą galaktyką jest totalnym debilem. Nie wspominając o tym, że otacza się nieudacznikami (Hux, Kaylo, Plasma).
Czyli nagle nie jest takim cieniasem i nieudacznikiem na jakiego go kreują i potrafi oszukać największy (bo tak go mianowali) umysł? Mogli sobie darować przechwałki Snoke'a przed jego śmiercią, nie byłaby tak groteskowa. Zrobili tylko z niego pośmiewisko, w tej scenie i z historii samego bohatera.
Przede wszystkim mogli darować sobie te zidiociałe teksty w stylu: "Mnie nie można zdradzić, nie można pokonać"
Przecież to takie głębokie i zmuszające do refleksji :( Nie doceniasz i nie dostrzegasz zamiarów twórców!!!
Rzeczywiście te jakże patetyczne słowa wymagają szczegółowej analizy, bo mają ukryty przekaz. Tak jak hity Gangu Plebanii
"Gościu ma 15-20 lat doświadczenia i treningów, laska odbyła 3 dniowe szkolenie u Luke'a, a różnica jak u Messiego i Pawła Brożka. Przy czym Messi jak się urodził był już lepszy niż Paweł Brożek po 20 latach kopania na polskich boiskach. Nikomu serio nie przeszkadza to, że to sztucznie grające dziewuszysko jest największym kozakiem w Star Warsach? Porobi sztuczne miny, rzuci suchym filozoficznym tekstem, poudaje niewiniątko, a nagle jest zabijaką, terminatorem, predatorem, rambo, Ellen Ripley i Kenobim w jednym... Pakiet all-inclusive." - Zabawne trafienie w punkt. No ale wielu fanom Disneya to nie przeszkadza, bo przecież to Gwiezdne wojny i nie ma co się czepiać :D