Lukrowane toto, powierzchowne, tu i ówdzie wymuszony humor, wszystko równiutko przycięte i wygładzone. Ale miejscami niepozbawione uroku, jak na przykład sekwencje z duchami braci, komentujących rzeczywiste wydarzenia. A pod koniec można się wzruszyć tym najprostszym, prawie zapomnianym z dzieciństwa wzruszeniem, kiedy zwycięża miłość, a dobro triumfuje nad złem. Ale jeśli ktoś ma w planach przeczytanie książki, to zdecydowanie polecam zrobić to przed obejrzeniem filmu. Albo i zamiast. :)
Czytac - i owszem, popieram.
Natomiast apropos twojego 'zamiast' - absolutnie nie. Powod? Bo to zupelnie inna bajka. Doslownie i w przenosni.
Ciesze sie, ze wczesniej czytalem ksiazke, pozolila mi lepiej zrozumiec niektore postaci. Natomiast wyrazenie 'na motywach powiesci' w tym wypadku jest jak najbardziej na miejscu. Bo absolutnie nie jest to ekranizacja.
Inna kreacja bohaterow, rozne cechy tychze, historie zblizone ale jakze inne.
Do filmu podchodzilem z obawa - ze nie wyjdzie, ze wspanialy styl Gaimana nie uda sie przelozyc na film (chociaz czytajac ksiazke mialem wrazenie, ze sie troche nie popisal. Nie zeby bylo zle, ale zbyt oglednie, zwlaszcza po Amerykanskich Bogach).
A tutaj prosze - mile zaskoczenie, czulem sie jakbym ogladal inna bajke ze znajomymi elementami. Uniknalem przez to zawodu, konfrontacji z wyobrazeniami z lektury. A takie konfrontacje z reguly wygrywa ksiazka :)
Podsumowujac - ksiazke czytac (!) a film rowniez zobaczyc, bo naprawde warto. Dobre kino.
Książkę czytałam ładnych parę lat temu, więc nie pamiętam szczegółów, ale wydaje mi się, że film dość wiernie portretuje bohaterów i odtwarza fabułę. Jasne, że zawsze będzie to nieco inne niż w książce, choćby dlatego, że przefiltowane przez wyobraźnię twórców, ale to jednak nie to co np. ekranizacja "Lśnienia", gdzie Kubrick faktycznie tylko luźno bazował na powieści Kinga.
Mnie w filmie najbardziej przeszkadzała zbyt jaskrawa 'bajkowość', przez cały czas czułam obecność twórców, łatwo dało się zauważyć momenty, w których oczekiwali od widzów określonej reakcji.
A co do Gaimana - akurat "Amerykańskich Bogów" lubię najmniej. Wolę krótsze, za to bardziej esencjonalne jego powieści. :)
Oj nie, o tym filmie nie da się powiedzieć, że jest "dosyć wierną" ekranizacją. Bo tak naprawdę oprócz postaci (ale nawet nie ich charakterów i motywów działania) i lokalizacji nic nie jest takie same. Twórcy filmu poszaleli trochę ze zmianami. Poszaleli tak, że film wyszedł wyjątkowo infantylny (bardziej od książki, która również nie była szczytem możliwości pana Gaimana). A co do rady w pierwszym poście, to radzę najpierw obejrzeć film, a później dopiero książkę. Inaczej można się srogo zawieść. Tak jak dla mnie, film jest co najwyżej poprawny, ale seans był bardzo męczący.
Hm, ja nie widzę jakichś znaczących, dających się obiektywnie stwierdzić różnic między książką a filmem, ale - jak pisałam - powieść czytałam dawno. Będę wdzięczna za wspomożenie mojej pamięci i wskazanie na konkrety. :)
Zaproponowałam przeczytanie książki najpierw właśnie dlatego, że jest znacznie lepsza. Jeśli ktoś nie zna historii w ogóle, niech zacznie od tego, co tę historię lepiej/ciekawiej/bardziej klimatycznie przedstawia. Wydaje mi się to bardzo logiczne.
To zalezy, co uwazasz za znaczace roznice. Jesli ksiazke/film strescisz jako: 'Byl sobie chlopak, ktory obiecal przyniesc spadajaca gwiazde dziewczynie, ktora zdawalo mu sie kochac. Przezyl wiele fascynujacych przygod' to rzeczywiscie - roznic nie ma. Ale jesli dodasz po odpowiednim (odpowiednio ogolnym takze) uzupelnieniu 'i zyli dlugo i szczesliwie' to juz jest troche inaczej :)
Roznice sa wg mnie ogromne, zreszta kolezanka atyaty wspomniala cos o tym. Poczawszy od kreacji bohaterow, pobudek, wygladu. Koncowa rozprawa z wiedzmami - przypominasz sobie cos takiego z ksiazki?
Zreszta, pisac mozna wiele, a przeciez ksiazka nawet przy bardzo duzej czciace nie liczy wiecej niz 200 stron, wiec chyba lepiej przeznaczyc popoludnie na przypomnienie, a nie na forum niepotrzebna dyskusje wywolywac :)
A ja dalej twierdze, ze ksiazka i film daja zupelnie inne wrazenia i opowiadaja w istocie rozne historie.
Do książki dostępu nie mam, a dyskusje nigdy nie są niepotrzebne, skąd w ogóle ten pomysł? :)
Rozgraniczenie między filmem tylko luźno inspirowanym powieścią a filmem będącym dość wierną jej adaptacją wydaje mi się dość oczywiste. To pierwsze to znaczne różnice w fabule, inne rozwinięcia wątków albo zgoła pominięcie wielu z nich lub dodanie własnych pomysłów. To na pewno casus "Lśnienia". To drugie to generalne trzymanie się konceptu autora książki plus ewentualne wprowadzenie drobnych zmian, co jest nieuniknione, bo kino rządzi się innymi prawami niż literatura. Natomiast takie kwestie jak "kreacja bohaterów, wyglądu" to już rzecz pozostająca w sferze mocno subiektywnej. Przecież każdy z nas, czytelników nieco inaczej wyobraża sobie np. postać wiedźmy i to samo dotyczy reżysera czy scenarzysty. Sprawa poszczególnych rozwiązań fabularnych to już co innego, to już rzecz zamierzona, pytanie na ile faktycznie zmienia rdzeń opowieści, bo chyba jednak niewiele.
Że film i książka dają zupełnie inne wrażenia - zgadzam się, ale przy wszystkich różnicach w fabule, historia jest jednak ta sama, a wrażenie kreaowane jest bardziej przez sposób narracji niż przez drobne zmiany fabularne.
Dla mnie tez takie rozroznienie wydaje sie oczywiste. Dlatego tez nie rozumiem czemu dalej obstajesz przy tym, ze film jest dosc wiernym obrazem ksiazki. Ktora, jak sama przyznalas, niebardzo pamietasz.
Kwestie wygladu do ktorych nawiazalem tyczyly sie glownie Lamii, ktora byla przedstawiona zupelnie inaczej niz w pierwowzorze, uczuc subiektywnych nie angazujac.
Natomiast co do, jak ladnie to ujelas, 'rdzenia fabularnego'. Nasuwa mi sie znowu pytanie - a czym to dla Ciebie jest?:)
Powtorze to znwou - Gwiezdny Pyl jako ksiazka jest opowiadaniem krotkim, powierzchownym (niestety), malo rozbudowanym. Ot chocby motyw pobytu na latajacym statku, ile to zajmowalo w ksiazce, 5 zdan? Naturalnym jest, ze troche rzeczy dodano, wiele (jak dla mnie) zmieniono. Powstala inna historia. Ale rdzen pojmowany ogolnie moze byc ten sam. Tak jak Shrek i inne hisorie o ksiezniczce uwiezionej przez smoka, prawda?:)
Film jest bajkowy, 'lukrowany'. Czy ksiazka tez jest taka? Ja bym pwoeidzial raczej, ze basniowa. A bajka basni nie jest rownowazna.
I nie, nie jest to kwestia narracji.
Pytanie można odwrócić - na ile dla Ciebie jakakolwiek ekranizacja będzie dość wierną adaptacją, by przyznać, że różnica polega głównie na narracji? :) Chyna żadna, bo w filmie, choćby dlatego, iż dokonać trzeba niezbędnych cięć ze względu na czas projekcji, zawsze coś będzie zmienione.
Nie pisałam o szczegółach, bo co do nich mogę polegać tylko na Twojej pamięci. I o nie się nie spieram. Natomiast kwestie baśniowość vs. bajkowość to już rzecz wybitnie z zakresu narracji/estetyki/stylizacji. Z tego samego scenariusza dwaj różni reżyserzy zrobiliby dwie różne rzeczy. Tak więc tu akurat to jak najbardziej sprawa narracji czy "ręki reżysera". Coś takiego jak klimat filmu tworzy się niejako obok fabuły, z zamierzonymi zmianami w stosunku do fabuły książki wiele wspólnego nie mając.
Weźmy przykład Harry'ego Pottera. Pierwszy film to familijny ładny obrazek. Trzeci - to już sporo mroczniejsza opowieść. Dwaj różni reżyserzy - dwa różne pryzmaty, przez które patrzyli na prozę Rowling. A przy tym oba filmy to raczej dokładne ekranizacje książek.
Ksiązki nie czytałem ale domyślam się że jest dużo lepsza niż filmowa adaptacja, tymbardziej że mam za sobą Amerykańsich Bogów i co nieco wiem o Gaimanie... Pewnie właśnie dlatego filmem jestem po prostu zachwycony!! Totalnie!! Wolny jestem od porównań z orginałem a poza tym uwielbiam filmy po których człowiek po prostu czuje się tak lekko i uśmiecha się przez cały następny dzień:) dla mnie 10/10