Trzeba przyznać, że Michael Myers to jeden z najbardziej charakterystycznych filmowych seryjnych morderców, i nawet kiedy filmy z serii Halloween nie grzeszą ciekawym scenariuszem czy grą aktorską, to już samo pojawienie się Michael'a jest dla mnie wystarczającym powodem do ich zobaczenia. W szóstej części jego przygód mamy do czynienia z sektą druidów porywających dzieci- i gdyby nie ten jeden bezsensowny motyw, uznałbym tę część za kompletną. A tak mamy małe nieporozumienie. Dobrze jednak, że minusy kończą się na dość naciąganym scenariuszu- przechodzimy do scen śmierci. Te wyglądają ładnie (niewiem czy to odpowiednie słowo, ale co tam :) ) oraz są wystarczająco brutalne, jak na całą serię przystało. Aktorstwo stoi na przyzwoitym poziomie, szkoda tylko że był to ostatni film w karierze legendy serii, Donalda Pleasence'a. Uwagę zwraca również muzyka, charakterystyczna dla całej serii Halloween. Całość ogląda się dobrze, ale gdyby nie kilka niepotrzebnych motywów (jak np. zamiana aktorki grającej Jamie Lloyd- czego zresztą szczerze nienawidzę we wszystkich sequelach, czy wspomniany już wątek sekty) ocena byłaby wyższa.
Moja ocena:6/10.