Proszę tylko o wypisywanie błędów jakie zauważyliście w filmie i jak to się ma do relacji z książką. Nie chodzi o to co z książki przeniesiono na ekrany tylko np. że w filmie jedna postać zginęła podczas gdy ta sama przeżyła w książce.
Zaczynam:
* śmierć Bellatrix i Voldemorta poprzez roztrzaskanie na kawałki: w książce, na początku 4 księgi, dokładnie opisano jaki był skutek użycia Avady Kedawry. Jedynymi śladami na zwłokach było przerażenie na twarzy. Tymczasem w filmie, tuż po wizycie H, H i R (Harry'ego, Hermiony i Rona) w skarbcu, Voldemort uśmiercił swych zwolenników a wszyscy byli umazani krwią.
* Gryfek i ten drugi goblin z tego co pamiętam przeżyli włamanie do Gringotta.
* w książce #7 podkreślono, że tylko Voldi mógł latać. Tymczasem w filmie #6, 7 i 8 mogli latać też śmierciożercy. Nie było by to dziwne, gdyby nie to, że w filmie # 6 pokazali, że można rozróżnić deportację [scena w której Harry i Dumbledore całkowicie zniknęli) od latania śmierciożerów w postaci kłębu dymu jaki po sobie zostawili.
* Neville, który podniósł się po uroku jak by był po dobrym melanżu,
* Snape w domu Potterów po ataku Voldemorta z 1981 roku kłócił się ze sceną jak Dumbledore powiedział, że Harry przeżył,
* DEBILIZMEM był wymysł scenarzysty by Harry na końcu tak sobie złamał Czarną Różdzkę,
* deportacje śmierciożerców po tym jak Harry się obudził [scena po tym jak Voldi zabił w Harrym swoją ostatnią cząstkę],
* fanaberie scenarzystów w stylu skoku Voldemorta i Harry'ego z zamku i wspólne teleportowanie się na dziedziniec Hogwartu,
* uczestnictwo charłaka Filcha w II bitwie o szkole magii i czarodziejstwa [pod koniec filmu przecież go bandażowano]
* niepotrzebne słowa McGonnagal po tym jak ożywiła żelbetonowych (???) rycerzy.
* Zaklęcie proteusza [nauczyciele rzucali zaklęcie "protego maximo"], które rozszarpywało na atomy szmalcowników. Natomiast w książce kilka razy, od 5 tomu, powtarzało się, że ono tylko rozdziela osoby lub odbija uroki.
* Voldemort i odczuwanie przez niego jak niszczono horkruksy. Najlepsze jest to, że w pierwszym filmie też zniszczono jeden horkruks i Voldi jakoś tego nie zauważył.
* przebicie kłem bazyliszka diademu Rawneclaw, gdzie w książce wyraźnie powiedziało, że zaklęcie ognia Szatańskiej Pożogi, diabelnie trudne do opanowania [co pokazała scena jak Goyle szarpał się z różdżką która nadal wyziewała ogień], jest jednym z nielicznych sposobów pozbycia się horkruska. Zamiast tego CYRKU wystarczyło by kilka słów wyjaśnienia od Hermiony.
* Po co KOLEJNY WYMYSŁ SCENARZYSTÓW jak pojedynek Harry - Voldemort na schodach szkoły? Wybaczcie, ale ten zły miał czarną różdżkę, której panem był Harry. Gdyby to miało ręce i nogi, to każde zaklęcie rzucane przez Voldiego, musiało by do niego wracać. Harry by je odbijał jako pan różdżki trzymanej przez siebie i tej w ręgu Czarnego Pana.
* W skarbcu świetnie pokazali jak przedmioty się rozmnażały po dotknięciu, ale w książce one dodatkowo parzyły, bo były rozgrzane do białości. Skro tak nie było to po co H, R i H smarowali się jakimś tam specyfikiem po wyjściu z jeziora?
* Po co scena Voldiego, Snape'a i reszty młodych bohaterów w przystani/ tym malutkim porcie przynależnym do Hogwartu? W książce była to Wrzeszcząca Chata. Dlaczego to jest ważne? Na terenach przynależących do szkoły Hogwart nie można się było teleportować co stale powtarzała Hermiona od 3 tomu serii. Natomiast Voldek jakoś nie miał z tym problemu.
Goblin powiedział, że to jedno zaklęcie nie działa (accio horkruks), a nie że wszystkie nie działają.
Witam
Czy tylko ja widziałem jak wszystkie wilkołaki spadają w przepaść a potem (zgodnie z książką) w czasie bitwy zagryza Lavender Brown stary Greyback?
Hmm to dziwne, bo ten sam gość, który wcześniej trzyma HP ( w momencie jak Hermiona mu rzuciła w twarz zaklęcie żądlące i do którego przywódca mówi: "Ale paskudna twarz - nie, nie do ciebie mówiłem" czy coś takiego), wg mnie to on gryzie ciało Lavender Brown a nie pamiętam by szmalcownicy się tak zachowywali
Masz rację, Greyback złapał Pottera razem ze szmalcownikami, ale wśród tych, którzy biegli na most, go nie było. To jedynie zwykli czarodzieje nie-śmierciożercy służący Czarnemu Panu - nie wiem, czy wszyscy byli szmalcownikami, ale przewodził im właśnie szmalcownik Scabior (również obecny przy złapaniu Harry'ego).
Tak będę przeżywać. Trzeba się postawić chłamowi i "wizjom scenariusza" realizowanych przez "wizjonerskich reżyserów" przez co otrzymujemy film w postaci skwierczącej kupy.
To po co oglądasz te "skwierczące kupy" ? Nie wiem jak ty ale ja gdy film mi się nie podoba po prostu to przyjmuje do świadomości i puszczam w niepamięć. Nie potrafisz się pogodzić że reżyser i scenarzysta mają inna wizję od Ciebie? Takie jest życie, nie wszystko musi się każdemu podobać. Tak jak już ktoś tu powiedział - przemawia przez ciebie czyste fanbojostwo.
Jak bym nie obejrzał na własne oczy, to nie miał bym podstaw do zrecenzowania filmu. To nie jest "inna wizja od mojej" tylko film nie odpowiada temu co jest zawarte książce. Nie chodzi o to co wycieli, tylko te sceny które umieszczono w filmie różniły się od książki. Fanboy czy fanobójstwo? Bo pierwsze to wiem o co chodzi: uwielbiam serię i pierwsze siedem filmów o Harrym. Nie mogę się tylko pogodzić, że zrobili z ósmego filmu taki gniot.
Masz duzo racji... Wiele rzeczy wręcz raziło po oczach. I tu nie chodzi tylko o Insygnia Smierci, ale też o całą serię filmów. Zabrakło mi wiele istotnych rzeczy. Moim zdaniem najbardziej spartaczono część 4. Pominięto ważne szczegóły z książki. Zabrakło mi skrzatki domowej Mrużki, która miała pilnować Barty'ego Croucha juniora podczas meczu o mistrzostwa świata w quiditchu. Po złapaniu Croucha w Hogwarcie, już po śmierci Cedrika, dementorzy mieli się nim zająć, składając swój pocałunek. W filmie powiedziano że zostanie zamknięty w Azkabanie. Poza tym po zabiciu swojego ojca, on ukrył jego ciało, transmutował je w kość i zakopał, a nie porzucił w lesie. W książce nawet nie wiedziano że stary Crouch nie żyje, dopóki synalek się nie przyznał że go zabił. Denerwowały mnie też sceny z przed balu bożonarodzeniowego. Zrobiono z nich taką komedyjkę dla głupawaych nastolatek... W całej serii zabrakło bardzo wielu postaci. Nie było Irytka, Mundungus Fletcher pojawił się dopiero w 6 części, podczas gdy w książce obecny był przez całą 5. Wycięto ważne sceny, np. scenę pogrzebu Dumbledore'a w 6 części a mogłabym wyliczać w nieskończoność. Podsumowując: książka o wiele lepsza! I jeśli ktoś dopiero zamierza zagłebiać się w przygodach Harry'ego( mówię raczej do tych, którzy nigdy wcześniej nie mieli styczności z Harrym), to polecam najpierw sięgnąć po książkę, a dopiero później obejrzeć film.
Dla mnie poza tym, że Harry zniszczył Czarną Różdżkę jak zwyczajny patyczek, najbardziej rażącym błędem było użycie przepowiedni z trzeciej części we wspomnieniach Snape'a. Wspomienia dotyczyły wydarzeń sprzed co najmniej szesnastu lat, a tu walnęli ''Sługa i Pan zapragnął się połączyć na nowo!'', to jest bez sensu i nie jest to wina polskich tłumaczy, bo i po angielsku była ukazana ta przepowiednia zamiast tej z kulki z Departamentu Tajemnic. No i po co to w ogóle pokazali? Jeśli to miało być nawiązanie do tego, że to Snape podsłuchał i wygadał Riddle'owi przepowiednię, to słabo to wyszło. Mogli pokazać Trelawney jak wypowiada proroctwo i Snape'a jak podsłuchuje, bo inaczej ktoś kto nie czytał książek nie będzie wiedział jak Riddle poznał treść przepowiedni, co w książkowej sadze wyciekło już w ''Księciu Półkrwi''.
ja też uważam, że mich1945 jestes trochę zbyt negatywnie nastawiona do filmu. Zauważ, że to jest ekranizacja NA PODSTAWIE książki. A takie produkcje zazwyczaj nie do konca zgadzają się z filmem. Wszystko zalezy od gustu widza. Ja na przyklad bardzo cieszę się, że dodano nowe sceny walki. Przecież jakby wszystko ekranizowane bylo tak jak jest w książce, to film byl by w pewnym sensie nudny xD chodzi mi o to, ze ze nicc by nas nie zaskoczylo, bo juz wszystko przeczytalismy...
Zozol8. Wiem, że adaptacja. W adaptacji wycina się niektóre zdarzenia z książki a resztą, to co zostało, przenosi się na ekran. Nie jest to ekranizacja całej książki i tego nie oczekiwałem. Pragnąłem tylko by sceny, które wykorzystali były takie jak w książce. Czytałaś książkę i nie była nudna. Film też nie byłby nudny, gdyby pokazali sceny tak jak w książce. Czyli bez osławionego McGonnagal "zawsze chciałam to zrobić", rozpadem Bellatrix i Voldemorta, wizytą Snape'a w domu Potterów po ataku Czarnego Pana etc.
[CYTAT] Zauważ, że to jest ekranizacja NA PODSTAWIE książki. A takie produkcje zazwyczaj nie do końca zgadzają się z filmem [/CYTATU]
Harry Potter, ostatnia część bo o niej cały czas mówię, mógł by należeć do tych chlubnych przypadków, że film oparto tylko i wyłącznie na książce. Nie skorzystano z tej opcji, dlatego, w mojej opinii, zmarnowano tysiące rolek taśmy, wiele milionów funtów na produkcje i czas aktorów. Przede wszystkim: okradziono fanów bo dali oni po 20 - 25 złotych na bilet i w zamian oczekiwali uczty dla oczu a tu zaserwowano im niedopieczoną dziczyznę, po której nabawili się "grypy żołądkowej".
Wybacz, mi, że nie jestem poprawny politycznie, ale śmieci mają swoje miejsce w koszu a nie na stole, prawda?
nieźle to ująłeś z tą dziczyzną xD co do rozpadu Bellatrix i Voldiego to się z Tobą zgadzam, ale wizyty Snape'a w domu Potterów w czasie ataku nie pamiętam. Co się wtedy wydarzyło?
Wpadka twórców. W siódmej książce wcale nie było tej sceny natomiast w pierwszej i trzeciej książce wspomniano tylko, że pierwszą osobą jaka przyszła pod dom Potterów w Dolinie Godryka był Syriusz Black a potem dopiero Hagrid, który wziął małego Harry'ego do Dursley'ów. A w filmie pokazano natomiast jak Snape wszedł do domu Potterów krótko po ataku Voldemorta, gdzie był jeszcze Harry w łóżeczku z błyskawicą na czole. Gdzie tu logika?
Gdzie tu brak logiki?
Scena ta niczego nie popsuła, wręcz przeciwnie. Poza tym jaki sens miałoby to, gdyby wszyscy czytelnicy dowiedzieli się wcześniej, że Snape był u Potterów pierwszy? Wszystkie tajemnice dotyczące Severusa wyszły na jaw dopiero na koniec. Pomysł udany bo właśnie dowiadujemy się czegoś nowego. Tej sceny mogło zabraknąć w książce ale bardzo dobrze że w filmie mimo wszystko była.
Wydaje mi się, że Snape był u Potterów pierwszy, bo był śmierciożercą i mógł dowiadywać się różnych rzeczy wcześniej, niż członkowe Zakonu. Mógł się dowiedzieć chociażby od Glizdogona, albo w jakikolwiek inny sposób.
Wydawać się wam może, ale:
* Syriusz był pierwszy (patrz księga trzecia, gdy ujawniono wreszcie, że Glizdogon żyje)
* Hagrid przyleciał tuż za nim (patrz księga pierwsza, gdzie gajowy Hogwartu wspomniał, że spotkał Blacka)
* dopiero Dumbledore powiedział Snape'owi, że Harry przeżył (patrz księga siódma i wspomnienia Snape'a). Do tego momentu myślał, że wszyscy zginęli.
Natomiast w filmie jest zupełnie inaczej, przez co film jest do kitu a nie książka, gdzie chronologia "trzyma się kupy".
Koronnym argumentem jest/było zaklęcie Fidelius. Glizdogon był strażnikiem tajemnicy Potterów. Wyjawił ją Syriuszowi i Hagridowi bo należeli do Zakonu Feniksa ale Snape nie. Dlatego nie mógł być on w domu Potterów tuż po ataku.
Koronnym argumentem jest/było zaklęcie Fidelius. Glizdogon był strażnikiem tajemnicy Potterów. Wyjawił ją Syriuszowi i Hagridowi bo należeli do Zakonu Feniksa ale Snape nie. Dlatego nie mógł być on w domu Potterów tuż po ataku.
A nie wydaje ci się, że po śmierci Potterów i zniszczeniu domu zwyczajnie zaklęcie przestało działać? Zwłaszcza, że w 7 części w Dolinie Godryka nie tylko Harry i Hermiona widzieli ten dom, ale też widzieli podpisy wielu czarodziejów, którzy też mogli go zobaczyć. Zaklęcie Fideliusa musiało przestać działać z chwilą śmierci Potterów.
Tak. Do wydania 7 tomu. Po śmierci głównego Strażnika Tajemnicy, każdy kto wiedział o miejscu na którym użyto zaklęcia Fidelius stał się automatycznie strażnikiem tajemnicy.<ref>J.K.Rowling, ''Harry Potter i Insygnia Śmierci'', tłum. Andrzej Polskowski, wyd. Media Rodzina, 2008 Poznań, rozdział szósty, strona 96, wspomniane Harry'emu przez pana Weasley'a</ref>
Może mamy błąd logiczny?
* Syriusz był pierwszy (patrz księga trzecia, gdy ujawniono wreszcie, że Glizdogon żyje)
* Hagrid przyleciał tuż za nim (patrz księga pierwsza, gdzie gajowy Hogwartu wspomniał, że spotkał Blacka)
* dopiero Dumbledore powiedział Snape'owi, że Harry przeżył (patrz księga siódma i wspomnienia Snape'a). Do tego momentu myślał, że wszyscy zginęli.
Oj takie błędy to mały problem. Gorzej że tak zwalili koniec. Trzeba być Yatesem żeby coś takiego zrobić. Ej może mnie ktoś oświecić w takiej sprawie(ktoś tu mowił że był maximum czasowe ustawione 2h przez wytwórnie)-WTF>
Akurat Wspomnienie Snape'a było jedną z najlepszych scen w filmie. Zrozum że ciężko wszystko idealnie odwzorować tak jak było to w książce. Plan był taki żeby odkryć wszystkie karty Snape'a w tej scenie. Ciężko było pokazać ten moment tak żeby ci którzy nie czytali książki zrozumieli co i jak ( a niestety trochę takich osób jest ).
"Akurat Wspomnienie Snape'a było jedną z najlepszych scen w filmie". Mogło się podobać, tylko że było nie logiczne z następną sceną, kiedy Dumbledore powiedział mu o ocaleniu małego Pottera.
To niech nie mają pretensji ci co nie czytali. To tak jak ja bym miał wielkie pretensje po obejrzeniu szóstego filmu "gwiezdnych wojen" ale wciąż byłbym laikiem jeśli chodzi o tematykę.. Ty uważasz, że ciężko i to jest najłatwiejszy argument dla leniwych producentów filmu. Właśnie gdyby zrobili wszystko tak jak w książce, ostatni film a przez to cała seria, miała by jako tako ręce i nogi. Ostatni film "HP i IŚ cz. 2" kuleje przez co poprzednie 7 filmów, których się nie czepiam, ucierpiały. Ja uważam, że wystarczyły sceny z książki, które były o wiele barwniejsze i ckliwe ORAZ LOGICZNIEJSZE niż te w filmie.
No właśnie, TY uważasz ;)
Znacznej większości wątek ze Snapem się podobał i nie patrzą na to, że "w książce było inaczej". Wiele tu tłumaczyć nie trzeba.
>Właśnie gdyby zrobili wszystko tak jak w książce, ostatni film a przez to cała seria, miała by jako tako ręce i nogi.
Ale nigdy nie zrobią i należy się z tym pogodzić. Poprzednie części na niczym nie ucierpiały,
jedynie 1cz Insygniów była słaba. Tyle.
Ale ja nie nie mówię o pierwszych siedmiu filmach. Wg mnie wyszły przyzwoicie i wspominam je bardzo dobrze. Drażni mnie tylko tyle wpadek w ósmym filmie. Większości się podobał, ale skoro większość, czyli 51 %, czyli Ci co nie czytali książki, jakie oni mogą mieć rozeznanie o tym co tu piszemy?
Zawsze mi szkoda tych ludzi, którzy nie mogą rozdzielić książki od filmu... ale to już tylko i wyłącznie ich problem, bo to oni sami siebie nakręcają i sprawiają, że film nie sprawia im przyjemności. Mi osobiście film pomimo wszelkich zmian (chociaż z trudem za pierwszym razem zniosłem rozpad na kawałki Belletrix, ale tak to zrobili i takim to zaakceptowałem) się bardzo podobał (IŚ przeczytałem 3 razy). Nie widzę sensu w porównywaniu jak było w książce a jak to zrobili w filmie, co dodali a czego nie pokazali, czy Harry miał niebieskie czy zielone oczy, czy Slughorn był łysy czy tylko trochę łysy, bo to zawsze będzie powodować, że film takiej osobie nie będzie się podobał.
Film to film i nigdy tego nie zmienicie. Dziękuję za uwagę
O to mi dokładnie chodzi, film to film a książka to książka. Nikt wam nie mówił że wszystkie wydarzenia będą w 100% zgodne z książkowymi. Zrozumcie że nie da się wszystkiego ukazać w filmie tak jak to było w książce. Film ma swoje prawa, którymi się kieruje. Pieprznie że bohater miał inny kolor oczu itp nic nie zmieni. Zresztą mało kto zwrócił na to uwagę ( może poza fanbojami, którzy nie widzą nic poza HP i czepiają się błahostek ). Pomyślcie czy głupi kolor oczu zmienił by cokolwiek w filmie? Żaden film nie ucieknie przed błędami, wpadkami itp.
Tak. Równie dobrze Harry mógł być murzynem, McGonnagal facetem a Voldemort hipisem. To też by nic nie zmieniło w filmie. Widzę świat po za Harrym Potterem, ale wzmianka, że Harry miał zielone oczy było podkreślone w każdym tomie to coś oznacza i nie wolno tego zmienić. Nie chodzi o ukazanie wszystkiego bo to jest adaptacja. Sceny które pokazali w filmie, powinny być takie jak w książce bo zdarzenia, akcja i postacie oraz konsekwencje użycia czarów itp z książki "mają ręce i nogi". Natomiast w tym jednym filmie, już nie przez te ich WYMYŚLANE sceny. Film się może podobać to inna sprawa ale jest NIELOGICZNY.
Heh, niezła ta dyskusja - michu1945 ciągle powtarza to samo, a wy też ciągle powtarzacie to samo. Czytajcie, co on napisał wcześniej, wtedy nie będziecie klepać ciągle tych samych tekstów.
Michu1945 ma dużo racji, że takie szczegóły są denerwujące. Wpadki się oczywiście zdarzają, ale takie wpadki, które zmieniają szczegóły powtarzane w każdym tomie, jak kolor oczu, to można uznać za obrazę dla widza. Gadanie o tym, że Daniel źle się czuł w soczewkach, to bzdura, bo komputerowa zmiana koloru to nie jest wielki problem. Wpadki się zdarzają, ale nie takie, które biją po oczach już od pierwszych chwil i utrzymują się przez całą serię. Rację mają też ci, którzy piszą, że większość osób i tak nie zwróci na to uwagi, ale niestety to daje twórcom adaptacji zachętę, żeby robić tak dalej. Zgadzam się też z tym, że film rządzi się innymi prawami niż książka i nie wszystko nadaje się do przeniesienia. Ale obejrzyjcie sobiena przykład film Wiedźmikołaj, zrobiony na podstawie książki o tym samym tytule. Tam wszystko zgadza się z książką niemal w najdrobniejszych szczegółach. Efekt? Większość ludzi stwierdziła, że film jest strasznie nudny i zbyt długi (trwa prawie 4 godziny), za to fanom się podobał. Mi też się podobał, choć to kwestia gustu, czy chcecie słuchać tekstów słowo w słowo przeniesionych z ksiązki i oglądać sceny szczegółowo odzworowane tak, jak były w książce, dokładnie wiedząc, co się zaraz stanie, czy też lubicie, jak jednak zaskoczą was jakąś zmianą. Ja lubię i to i to, choć przyznaję, że siódmy Potter zrobiony w taki sposób jak Wiedźmikołaj trochę by nie pasował na wielki finał, mówię tu o finałowej walce - dobrze, że była inna, bardziej dynamiczna i efektowna, ale szkoda, że trochę ją skopali. Bo tak jak mówi michu1945, resztę można było bez szkód dla filmu przenieść prosto z książki, zamiast wymyślać własne sceny.
Jeśli chodzi o całokształt filmów o Potterze, to dwa pierwsze niezbyt mi się podobały. Kolejne, czyli 3-7, podobały mi się bardzo (nawet niesławna szóstka, która była zrobiona w dość odważny i nietypowy sposób, co mi się bardzo podobało), za to druga część siódemki wypadła gorzej.
A mi zawsze szkoda ludzi, którzy przyjmują wszystko tak jak im podadzą i płyną z rzeką jak zdechłe ryby.
Może i płynę, ale Wy narzekacie, że ta rzeka płynie akurat w taki a nie inny sposób, a i tak nie macie żadnego wpływu na jej bieg. Narzekając i tak go nie zmienicie.
Nie. Są osoby które płyną pod prąd, sprzeciwiając się głupim zasadom I PRÓBUJĄ je zmienić a są osoby, które płyną z prądem i DE FACTO je akceptują. Tu nie chodzi o zawracanie rzeki.
Ja osobiście wolę jak film się trochę różni od książki, przynajmniej mogę zachować "swoje własne wyobrażenia scen", które czasem wdzierają się do wyobraźni po filmie, gdyby film był wierną kopią to później czytając książkę widziałabym jego sceny...Druga sprawa to osoby, które nie czytały książki, niektóre motywy w książce były tak zawiłe, że nie sposób przenieść je na film, zrobiłby się długi i nudny, a mimo wszystko widz, który nie czytał książki musi wiedzieć "o co chodzi" dlatego trzeba mu to, być może inaczej niż w książce podać. Oczywiście takie elementy jak kolor oczu powinien zostać;) To tak jakby wybrali do roli Harrego blondyna, a ten by uznał, że nie pofarbuje włosów :D Swoją drogą mi zawsze przeszkadzało, że filmowy Harry ma ułożone włosy i takie beznadziejne okulary...
Za ch*ja nie zmienisz? A Kopernik? Był sam gdy samodzielnie odkrył, że to Ziemia krąży wokół Słońca i sam cała życie walczył by udowodnić tę tezę. dziś jej nikt nie podważa.
Albo wojny perskie z historii: przewaga Persów nag Grekami to 7 na 1, ale to Grecy wygrali bo potrafili się zorganizować i wierzyli w to co walczą.
Teorie Einsteine wiele razy odrzucano ale to on triumfuje dziś poprzez swoje słynne E = MC2 (c do kwadratu). Dlatego nie p*****l, że nie zmienisz bo tak tylko mówią "leniwce" i pozerzy.
Historia uczy, że można. Trzeba się po prostu nie poddawać.
Ależ się ekscytujesz. Niektóre zmiany aż porażały swoją logiką, np. złamanie czarnej różdżki. No przecież gdyby Dumbledore miał choc trochę oleju w głowie, kazałby po śmierci ją zniszczyć.
A cóż z tego, że te gobliny zginęły? Stało się coś straszliwego?
Również odczuwanie zniszczenia horkruksów było genialne w swej prostocie. Przecież to były kawałki jego duszy. Czegoś takiego nie sposób nie poczu. No i sam pojedynek z Harrym podobał mi sie dużo bardziej niż w książce.
Uczepiłeś sie zmian jak rzep psiego ogona aż w końcu zaczynasz przywoływać Einsteina i wojny z Persami. A co to ma do rzeczy?
A od zmian w filmie wolałbym ponarzekać na liczbę błędów logicznych w samych ksiazkach. Ich jest od groma.
Będę się ekscytował mam do tego prawo. Tak jak Ty masz prawo ekscytować się skwierczącą kupą jaką zaserwowali scenarzyści na ekranach kin.. Dla zwykłego widza tak, ale nie jeśli chodzi o przełożenie książki na film. Najwidoczniej nie mógł. Zwyczajnie bo tak jak Czara Ognia, jego różdżka byłą zbyt potężnym obiektem magicznym by ją tak po prostu złamać. Tak stało się coś straszliwego. Drugi goblin przekazał Voldemortowi co się stało w banku Grigotta. Banku tak silnie strzeżonego, że tylko Voldemortowi (w pierwszej księdze) i Harry'emu (w księdze siódmej) udało się wejść i wyjść cało. Genialne w swej prostocie z tym, że pod kątem patrzenia ludzkiego. W książce było wyraźnie zaznaczone, że właściciel nie odczuwa niszczenia horkruksów. I tak było pierwszych siedmiu filmach, w przypadku w destrukcji dziennika, medalionu oraz pierścienia. Natomiast gdy zniszczono węża, czarkę i czapkę Voldemort - to już druga film ósmy, najnowszy - to nagle Voldemort wszystko czuł. Podobać ci się mógł ten cały pojedynek, tylko był zbyt długi i nielogiczny. Panem Czarnej Różdzki byli kolejno Dumbledore. Następnie Malfoy, który pod koniec 6 księgi wytrącił różdżkę Dumbledore'owi z ręki. W końcu Harry, który w środku tomu 7 pokonał Draco podczas starcia w rezydencji Malfoy'ów. Natomiast właścicielami, czyli tymi, którzy trzymali fizycznie ją w ręku, byli Dumbledore i, następnie, Voldemort, który wyrwał Czarną Różdzkę z grobu Albusa. Harry był panem dwóch różdżek, swojej i tej w ręku swego wroga, Voldemorta. Dlatego też zgodnie z logiką, każde zaklęcie rzucone przez Voldemorta musiało się odbić od różdżki Harry'ego. Dlatego Voldemort i Harry stoczyli krótki pojedynek na końcu książki. W filmie natomiast poszli drogą "wymyślania, debilizmu i komercji". Nie uczepiłem się zmian. One istnieją i ja je ze spokojem wytykam. Przejrzyj od początku tematy do dowiesz się, że przykłady "Einsteina i wojny z Persami" są potrzebne.
To są tylko twoje dywagacje, dorabianie ideologii. Autorka nic nie napisała o właściwościach Czarnej Różdżki, poza tym, że była potężna, tak więc można i należy ząłożyć, że we wszystkim innym przypominała standardowe różdżki.
Jakbyś nie zauważył, w Banku była taka chryja, że naprawdę nie potrzeba było goblina, by ją zrelacjonował. Poza tym Gryfek na śmierć zasłużył ;).
W ksiażce nie było powiedziane, że Voldemort nie odczuwa niszczenia horkruksów. On po prostu był tak przekonany o swojej wielkości, że ignorował to uczucie. I tak, ta zmiana to Poważna Zmiana. Ingerencja w świętość. W Biblię. To niewybaczalne. Spalmy scenarzystę na stosie za tę herezję. Pragnę zauważyć, że uniwersum stworzone przez Rowling jest tak niespójne wewnętrznie, że takie zmiany w trakcie można spokojnie wybaczyć. Zresztą na filmie było wyraźnie pokazane, że Voldemort czuł każde zniszczenie horkruksa, tylko że nie pokazywano tego. Gorzej z Harrym, bo wcześniej tego nie odczuwał, ale mówię - taki pomysł był bardzo dobry moim zdaniem.
Pojedynek nie był nielogiczny, zaklęcia śmierci nie można było odbić, jednak Harry z powodzeniem je powstrzymywał, to już powinno spowodować u Voldemorta niepokój. A że ostatecznie to był pojedynek woli, tym bardziej mi się podobało.
Jak już wielu wspominało, ta seria to nie Biblia, można ją zmieniać. Że większosć zmian mi sie nie podobała, to jedno, ale w tej części zmiany były na dobre. Bardziej bym się czepiał nielogiczności samej serii niż zmian w filmach.
W książce było powiedziane, że Voldemort tego nie czuł. W którejś książce, nie pamiętam której, powiedział coś w rodzaju: ,,zniszczył jeden z moich horkruksów? Przecież bym to poczuł".
Ja myślę, że w filmie to nie było odczuwanie. Po prostu Harry niszcząc horkruksa tak się ekscytował, że mimowolnie wysyłał obraz do umysłu Voldemorta, który widział, jak Harry go niszczy. Moim zdaniem tak to było i niczego nie czuł.
Co do Czarnej Różdżki - może tylko jej pan mógł ją zniszczyć i dlatego tak łatwo ją złamał? A Dumbledore fascynował się insygniami, tak jak wszyscy poprzedni panowie Czarnej Różdżki, dlatego nie był w stanie jej zniszczyć.
Żartujesz? Przecież wyraźnie na twarzy Harry'ego i Voldemorta było widać ból a nie ekscytację.
Odnośnie różdżki, mówiłem - Rowling nie podała żadnych jej właściwości poza ogromną mocą, wiec we wszystkim innym należy ją traktować jako zwykłą różdżkę. Faktycznie, zapomniałem, że Dumbledore fascynował się Insygniami, ale wszakże w testamencie mógł sobie zażyczyć by złamano jego różdżkę. Nikt nie śmiałby sie sprzeciwić.
A ty jaką miałbyś minę, jakby ktoś ci rozwalił horkruksa? :p Nawet jakbyś tego nie czuł, patrząc na to i wiedząc, że nic nie możesz na to poradzić?
Skoro Dumbledore sobie tego nie zażyczył, to widocznie to nie takie proste. Tak jak pisałem, może tylko Pan może ją złamać, a Dumbledore uważał ją za zbyt cenną, żeby ją zniszczyć.
Ale mówię - to tylko gdybanie. Równie dobrze mogę stwierdzić, że Dumbledore używał różdżki do lewatywy - w ksiazce nie było powiedziane nic na ten temat więc też mogę sobie gdybać, a nie zapominajmy, że był gejem :P.
Ty pierwszy zacząłeś - ,,gdyby Dumbledore sobie zażyczył..."
W sumie to nie wiemy nawet, na czym polegała potęga tej różdżki - tylko tym, że nie mogła skrzywdzić swojego pana? Zaklęcia miały mieć większą moc? Nie było chyba wyjaśnione, co dawało posiadanie jej. Bo chyba nie sprawiała, że jej pan jest niezwyciężony, skoro Malfoy bez problemu rozbroił Dumbledora.
No właśnie, ja wyszedłem od tego, że jedyną znaną właściwością różdżki była jej potęga, o reszcie co najwyżej można gdybać. Ale sądzę, że gdyby nie dało się jej zniszczyć normalnie, byłoby to wyraźnie zaznaczone. Po prostu jedno z wielu przeoczeń autorki. Akurat to na czym polegała potęga różdżki było wyraźnie wyjaśnione - zwiększała skutecznosć zaklęć, reszta zależała od właściciela. Przecież różdżka sama w sobie nie odbije expelliarmusa. To tak jak z bombą - jest zwykły dynamit i jest atomówka, ale za każdym razem potrzeba kogoś kto je zdetonuje, inaczej są bezużyteczne :).