Snape od początku był postacią, która mnie fascynowała, a w ostatniej części (książki - filmu) jego postać urosła do takiego tragizmu, jaki mogę chyba tylko porównać z postacią Anakina Skywalkera.
Z tym że w postaci Anakina najbardziej tragiczna była przemiana, okaleczenie duszy i ciała przez obłędną miłość do kobiety, a w przypadku Snape'a - miłość do kobiety pozwoliła mu do końca pozostać przy zmysłach, pełnym poświęcenia, które wzbudza podziw i...hm...przyprawia o dreszcze.
A fanatykiem Pottera nie jestem. Co najwyżej sympatykiem zjawiska.