Mam dla Was zabawę... I dla Siebie. Polega Ona na tym, że dana osoba pisze jedno zdanie, a druga dopisuje następną tak, żeby powstało opowiadanie. Tylko inteligentne zdania, humor mile widziany, bez wulgaryzmów.
No to zaczynamy.
Draco Malfoy wróciwszy do domu z dworca, z którego odjechał jego syn do Hogwartu, usłyszał jak jego ojciec z kimś się kłócił.
Poczuł na swoim ramieniu dłoń Ginny, odwrócił się i ujrzał jej wzrok, który doskonale znał.
- Stało się coś? - zapytała. Lecz on tylko pokręcił głową i udał się do swojego gabinetu.
Ginny po jakimś czasie poszła do gabinetu Harry'ego tam zastała go nad książką z czasów szkolnych Harry'ego.Nie zdążyła zobaczyć jaki tytuł nosił podręcznik bo Harry odłożył go do szufladki w biurku zaraz po przyjściu Ginny.
-Coś się stało?-zapytał Harry Ginny zdziwiony bo nigdy nie przychodziła do jego gabinetu wieczorem.
-Nic Harry.Martwię się o ciebie.Od obiadu nie wychodzisz z gabinetu.-
-Chciałem pobyć sam bo...-
-Bo...-Zapytała Ginny
-Nic nic takiego-
-Harry proszę cię powiedz martwię się o ciebie-
-Blizna mnie rozbolała-
-Ta w kształcie błyskawicy na czole?-zapytała Ginny
-Tak.Obawiam się że Voldemort mógł jakimś cudem ożyć-
-Harry czyś ty oszalał?.Nikt nawet Voldemort nie może wrócić do życia.-
-Tak ale...ale-
Jezeli nie ozył to dlaczego mnie boli ? prosze zosta ie samego zrob mi herbaty .
- Sam sobie zrób! - powiedziała oburzona Ginny trzaskając drzwiami.
Tymczasem w Hogwarcie...
Panuje terror. Właśnie znaleziono martwego dwunastoletniego chłopca w lochach. Wszyscy nauczyciele zebrali się wokół niego.
- Kto to? - zapytał profesor Hodgins, dyrektor Hogwartu.
- Nie mam pojęcia. Pierwszy raz go na oczy widzę - wyjaśnił Neville Longbottom, nauczyciel zielarstwa.
- To chyba nie uczeń Hogwartu. Wygląda mi na mugola. - odpowiedziała Trelawney.
- Ale jak się tu znalazł? - spytała McGonagall.
- Zaklęcia ochronne Protego Horribilis, Repello Inimigotum i Fianto Duri cały czas działają. Nie wiem, jak się tu znalazł, ale mam co do tego zdarzenia złe przeczucia. - odpowiedział niemrawo profesor Slughorn.
Nagle usłyszeli trzask zamykających się drzwi. Neville podszedł do nich, były zamknięte. Wyciągnął różdżkę i wypowiedział zaklęcie - Alohomora - lecz ku jemu zdziwieniu nic się nie wydarzyło. - Ktoś nas tu uwięził i użył prawdopodobnie potężnego zaklęcia.
- To dlatego, że masz taką wadę mowy Panie Neville - krzyknęła profesor McGonagall - Niech ktoś, kto umie mówić poprawnie, powtórzy zaklęcie, bo ja jakimś cudem jeszcze mówię, ale starość nie pozwala mi na rzucanie zaklęć
Dyrektor Hodgins postanowił rzucić zaklęciami, lecz na nic to nie dało.
- Minevro wygląda na to, że Neville nie ma wady wymowy - podrapał się po głowie - A skoro twoja starość nie pozwala ci na rzucanie zaklęć, to powinnaś iść na emeryturę.
- Byłam już, ale wróciłam. Nie mogę żyć bez Hogwartu - chciała się rozpłakać, ale powstrzymała łzy.
- Zawsze Alohomora działało. Ktoś musiał rzucić nieznaną odmianę zaklęcia Colloportus. - powiedziała Minerwa.
- Niech ktoś mi powie, co my teraz mamy zrobić? - Minerwa była znudzona i lekko przestraszona byciem w lochach z martwym człowiekiem.
- Jeśli tu jest trup, to i musi być morderca. Skoro my jesteśmy tu i w dodatku zamknięci, a on tam gdzieś się przechadza po Hogwarcie, to uczniowie są w straszliwym niebezpieczeństwie - powiedział Neville - Tu musi być jakieś inne wyjście.
- Macie jakieś sugestie na temat tożsamości mordercy. Przecież on musi wiedzieć, jak się dostać do Hogwartu. - powiedziała z lękiem Trelawney.
- No tak, ale co do mojej wizji mogę być niepewna. Widzę, widzę zakapturzonego człowieka w ozdobionym, srebrnym pancerzu ciągnący ze sobą tego martwego chłopaka. Zostawia go tu, ale, ale, ale twarzy nie widzę. Ma ją zasłoniętą białą maską na wzór twarzy Sami-Wiecie-Kogo.
- Tylko tyle mogę pomóc. - powiedziała z pewnością Trelawney.
- Nie musisz się wstydzić JEGO imienia. Voldemort już od dawna nie żyje. - przekonała ja Minerwa.
- To pewnie jeden z jego dawnych zwolenników. Ale po co miał by zabijać chłopaka, gdy jego pan umarł. - szepnął do Minerwy profesor Slughorn.
McGonagall tylko wzruszyła ramionami. Usiadła na podłogę, bo zaczęły jej boleć nogi "Starość jest okrutna" - pomyślała, a po chwili zapadła w głęboki sen.
- Czy ona zasnęła? - zapytał Neville - W takim momencie.
- Nie może spać na zimnej, kamiennej podłodze. Jak się stąd wydostaniemy, zaniesiemy ją do łóżka. - powiedział Neville.
- Pomyślcie ile ja mam lat, chociaż sam tego nie pamiętam. - zaśmiał się Slughorn.
- Wyglądam o niej starzej, czy młodziej, jak myślicie?
- Nie czas teraz na żarty, Horacy. Śmierć chłopaka to poważna sprawa. - uprzedziła go Septima.
Nagle ściana obok nich zaczęła się trząść i wybuchła. Stał za nią mężczyzna w długiej brodzie.
- Aberfoth, co ty tu robisz? - spytał Horacy.
- Mi Ciebie też miło widzieć Horacy - uśmiechnął się do profesora.
W Pokoju Wspólnym Gryfonów siedzieli uczniowie w tym James, Albus i Rose, gdy nagle do środka wszedł Scorpius. Starszy Potter zerwał się z fotela i krzyknął wymachując różdżką - Skąd ten Ślizgon zna hasło?
Rose zaczęła krztusić się kawą i oczy wszystkich zwróciły się na jej bladą twarz.
-Rose!!!!!!!! - krzyknął Albus - czy to Ty zradziłaś hasło ?
- To wszystko wina mojej matki - załkała Rose
- Nie czas teraz na pogaduszki - warknął Scorpius - mój dziadek sfiksował, uwięził w lochach nauczycieli i chce was wszystkich pozabijać. Musicie uciekać.
- Chwila... Od kiedy ty jesteś po naszej stronie? - oczy Jamesa zwęziły się podejrzliwie.
- Od teraz - odpowiedział Malfoy. - Mój ojciec nie żyje!
- O mój Boże - krzyknęła Rose i pobiegła na górę w stronę sypialni chłopców.
- A ty gdzie? - spytał James.
- Do twojego dormitorium, w końcu masz mapę Huncwotów.
Potter spojrzał groźnym wzrokiem na Albusa, a ten tylko rozłożył ręce.
W tym samym czasie w zamku Lucjusz rozmawia z Voldemortem w swojej głowie na zamkniętej wieży astronomicznej.
- Dobra robota, Lucjuszu. Zamknąłeś ich w lochach. Teraz udaj się do Azkabanu i ściągnij stamtąd kilku naszych ludzi, a następnie wrócimy do zamku i powiem ci, co dalej robić.
- Panie, Azkabanu pilnują Dementorzy. Dostanie się tam jest prawie niemożliwe. - powiedział Lucjusz.
- Rób, co mówię, w razie kłopotów pomogę ci. Inaczej zabije twego wnuka.
- Taaak jest, móój panie. - krzyknął.
Oddalając się od Voldemorta... Lucjusz zapłakał.
"Co teraz, co teraz, co teraz... jak dostać się do azkabanu, jak uwolnić więźniów... nie mam już na to siły". Lucjusz siedział i kiwał się w tył i w przód. Wtem wpadł mu do głowy szatański pomysł.
Voldemort cały czas stał i czekał na szczycie wieży astronomicznej, lecz jego postać, w której się ujawnił była jedynie kłębkiem dymu i smoły unoszącym się w powietrzu. Lucjusz już pędził powiadomić swojego pana o swym planie.
Tymczasem w salonie Gryffindoru...
- Na gacie Merlina! - wrzasnął zaskoczony James.
- Jak ty się wyrażasz? - ofuknęła go Rose.
- Sama zobacz - James położył na stole kawałek pergaminu, który trzymał w dłoni.
Troje Gryfonów i Ślizgon pochylili się nad Mapą Huncwotów...
- Ależ, ależ to... - krzyknęła Rose i omdlała malowniczo. Jednak nikt z obecnych nie zwrócił na to uwagi, więc wstała z podłogi.
- ON?! - Scorpius przeraził się nie mniej, niż pozostali. Czarna kropka na szczycie Wieży Astronomicznej opatrzona była napisem: "Tom Riddle".
- To niemożliwe. - powiedział z przerażeniem Scorpius.
- Widzę tam mojego swojego dziadka, Lucjusza.
- Mój ojciec powiedział, że ta mapa nigdy nie kłamie. - jęknął James.
Wiec trzeba wezwac Super Starą
ona nam podpowie co mamy zrobic
Machenli rozdzkami i pojawiła sie super Stara
- Patrzcie a tu są wszyscy nauczyciele - wskazał Albus.
- Trzeba im o tym powiedzieć - stwierdziła Rose, która odzyskała przytomność.
W tym samym czasie Harry miał wizje o Lucjuszu w Azkabanie.
- "Rookwood, Travers, Yaxley, Selwyn! Oznajmiam was, że nasz pan powrócił." - krzyknął Lucjusz. Dementorzy byli odciągnięci od Azkabanu potężnym zaklęciem Expecto Patronum.
- ''Lucjuszu, nie bądź głupi, to koniec. Będziemy tu siedzieć do końca życia. Po co tu przybyłeś?" - powiedział Selwyn.
- ''Panie mój, czy mógł byś coś do nich powiedzieć,by uwierzyli w twój powrót?'' - szepnął.
- ''Wy, moi zwolennicy, nie zamierzacie się do mnie przyłączyć? Po tylu latach? Stoję tu przed wami w mojej niecodziennej postaci, abyście powrócili w świat czarodziejów razem ze mną!"
- "O Panie!" - wszyscy czterej padli na kolana. - "Wiedzieliśmy, że powrócisz."
Harry przerwał wizje, cały blady na twarzy opadł na podłogę. Nie mógł uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Chciał zawołać Ginny, powiedzieć jej o wszystkim, lecz nie mógł wydobyć ani słowa.
- Zobacz, zniknęli! - zawołał zdumiony Albus, stukając palcem miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą widniały kropki Voldemorta i Lucjusza.
- Niemożliwe! W Hogwarcie nie można się teleportować! - zawołała Rose.
- Może weszli do Pokoju Życzeń... - zasugerował nieśmiało Scorpius.
- Nie bądź głupi, Pokój Życzeń spłonął i o ile dobrze pamiętam, podpalił go kumpel twojego ojca, chcąc załatwić mojego - przypomniał mu brutalnie James.
- Chciałem ci przypomnieć, że mój ojciec też w nim o mało nie zginął! - odgryzł się Malfoy.
- Ale przeżył, bo uratował go mój ojciec! - starszy Potter nie ustępował.
- Chłopcy, nie kłóćcie się, teraz jesteśmy w jednej drużynie - powiedziała błagalnym głosem Rose, chwytając za łokieć Scorpiusa, bo obaj z Jamesem już stali, celując w siebie różdżkami. Po drugiej stronie stołu Albus trzymał swojego brata za szatę.
- Neville idzie do naszego domu - powiedziała Rose wkazując na mapę.
- Trzeba mu powiedzieć - oznajmił Albus.
- Nie, to nie Neville, przeczytaj dokładnie imię - James pokazał na czarną kropkę zmierzającą do salonu Gryffindoru. Widniał przy niej napis: "Stella Longbottom".
- Trzeba ją wpuścić, jest z Ravenclawu, nie zna hasła - Albus podbiegł do portretu Grubej Damy i pchnął obraz.
- Witajcie, Gryfoni - powitał ich rozmarzony głos. Stella weszła, podzwaniając naszyjnikiem z kapsli od piwa kremowego, należącym do jej mamy. W ręce trzymała doniczkę z dziwną purpurową rośliną, przypominającą trochę miniaturową palmę - nie widzieliście może mojego taty?
- Yyy no ten - Albus podrapał się po głowie - Jakby ci to powiedzieć?
Stella zrobiła wielkie oczy, przeczuwała najgorsze. Już chciała coś powiedzieć, lecz usłyszała jęk Scorpiusa. Wszyscy na niego spojrzeli, to on teraz trzymał mapę.
- Pojawili się znowu - wymamrotał. - Ale nie są sami.
W tym czasie na wieży astronomicznej, stali dawni czterej i dwaj nowi śmierciożercy z Lucjuszem i Voldemortem.
- Panie? Czy zaczynamy? - szepnął Travers z dość pewnym siebie tonem.
- Tak, ale jeden z was pójdzie ze mną odzyskać me ciało. Potrwa to dość długo.
- Travers, ty chodź ze mną. A wy pozostali z tobą Lucjuszu możecie w tym czasie wykazać sięposłuszeństwem.
- Tak jest, mi lordzie. - wszyscy śmierciożercy się odezwali.
- Zaczynajcie!!! - krzyknął Voldemort na czele.
W pokoju gryfonów.
- Patrzcie, ten jakiś Travers razem z Tomem Riddlem właśnie gdzieś zniknęli, a inni wychodzą z wieży astronomicznej razem z twoim dziadkiem, Scorpiusem! - krzyknął James.
- Mówię wam, musimy POWIADOMIĆ ministerstwo, skoro oni już się tu zbliżają. - warknąła straszliwie Stella tak, że wszyscy się uciszyli.
- Nie jestem swoim dziadkiem, James. Poplątały ci się słowa. - uprzedził Scorpius Jamesa o jego błędzie.
- Dobrze, Stello. Jak zamierzasz powiadomić ministerstwo? - spytała się Rose.
- Przy pomocy tego - Stella wyciągnęła z kieszeni złotego galeona. Albus, Scorpius i James wytrzeszczyli oczy - oj, to stare galeony komunikacyjne Gwardii Dumbledore'a, rodzice wam nie opowiadali? - westchnęła, wyraźnie zirytowana - Moja mama wciąż jeszcze swój nosi, ten należy do taty - wyciągnęła różdżkę i u dołu wygrawerowała "Hogwart potrzebuje pomocy" - będzie wiedziała, co zrobić.
- Oczywiście. No to chodźcie.
Wszyscy wyszli z pokoju gryfonów, a następnie wielkimi schodami prosto do lochów.
- Drzwi są zamknięte. -Alohomora-. - szepnął James.
- Nic się nie stało. Czemu drzwi się nie otworzyły? - spytała się Rose podejrzliwie.
- No właśnie nie wiem, nie wiem. - James nagle odpowiedział.
Po drugiej stronie drzwi nauczyciele postanowili wydostać się drogą, którą przybył Aberfoth.
- To powiesz nam co cię tu przywiało, skoro nie wiedziałeś, że tu jesteśmy? - zapytał Horacy.