Mam dla Was zabawę... I dla Siebie. Polega Ona na tym, że dana osoba pisze jedno zdanie, a druga dopisuje następną tak, żeby powstało opowiadanie. Tylko inteligentne zdania, humor mile widziany, bez wulgaryzmów.
No to zaczynamy.
Draco Malfoy wróciwszy do domu z dworca, z którego odjechał jego syn do Hogwartu, usłyszał jak jego ojciec z kimś się kłócił.
- Patrz, James. Idą jakimś przejściem. Jest z nimi mój ulubiony Aberforth. - powiadomiła Jamesa Rose.
- Czy Aberforth nie powinien już dawno umrzeć? Jest okropnie stary. - spytał się Scorpius.
- Chyba nie życzysz jemu śmierci, Scorpiusie?
- Nie, tak tylko pytałem.
kiedy zapadał zmrok Harry wyszedł z domu by przemyśleć parę spraw. poszedł na krótki spacer, ponieważ było ciepło to nie brał kurtki. doszedł do małego zagajnika i zamarł nagle w bez ruchu. nie mógł w to uwierzyć, po między drzewami prześlizgiwało się jasne światło i wtedy coś zobaczył. to był patronus łania. Harremu odłęło mowę wtedy patronus przemówił glosem mężczyzny.
-" badź ostrożny Harry Potterze, ty który pokonałeś Voldemorta, uważaj teraz.. żyje jeszcze jeden wróg na którego powinieneś uważać, przyczyni b y się do wielkiej tragedi..."
H- ale co mam robić ? jestem inny niż byłem.
P- "pamietaj kim jesteś, jesteś aurorem, potężnym. nie zawiedź tych których kochasz."-patronus rozpłynął się w po wietrzu, Harry z niedowierzaniem wrócił do domu.
Śmierciożercy schodzili do lochów wykończyć nauczycieli drugim wejściem. W tym czasie Scorpius, Stella, James i inni zdołali się dostać do lochów. poszli przejściem którym Aberforth z innymi uciekł z lochów do Hangaru na łodzie. Śmierciożercy już się zorientowali, że nauczyciele uciekli.
- Gdzie oni są? Lucjuszu, czy na pewno ich zamknąłeś?
- Ależ oczywiście, bez wątpienia? - odpowiedział
Ale zauważyli w przejściu uciekających gryfonów.
- Pamiętacie, co mówił nam Czarny Pan? Mamy porwać syna Pottera.
Wszyscy śmierciożercy raptem zaczęli gonić gryfonów. Kiedy ci sie zorientowali, Ze są ścigani, zaczęli się śpieszyć.
- Petrificus Totalus! - Selwyn tak głośno krzyknął, że Albus Potter upadł znieruchomiały.
- Śmierciożercy złapali Albusa! Musimy mu pomóc! - krzyknęła Stella.
- Człowieku, życie ci nie miłe? Chcesz, by cię też złapali? Musimy uciekać! - odpowiedział Scorpius.
- Jeszcze zdołamy go uratować. -pocieszyła ją Stella.
Później po ucieczce Gryfonów, śmierciożercy deportowali się na wieże astronomiczną na której stał Czarny Pan z Traversem.
- Panie, nie jesteś w swej postaci? - spytał się Rookwood.
- Bo moje ciało już nie istnieje! Będę musiał siedzieć w ciele któregoś z was.
- A jak tam z waszymi poczynaniami?
- Zdołaliśmy złapać małego Pottera, ale nauczyciele uciekli za pomocą Aberfortha. - oznajmił Lucjusz.
- Piekielny Aberforth! Jeszcze zdołam go zlikwidować. - oznajmił im ze złością swe myśli.
- Ale przynajmniej złapaliście syna Pottera. Musimy wracać do Dworu Malfoyów.
Lucjusz w myślach:
- "Panie, czemu tak ci zależy na unicestwieniu Pottera?''
- Cóż za durne pytanie Lucjuszu! - krzyknął Voldemort - Jeśli unicestwię Pottera to już mi nikt nie stanie na drodze władzy nad światem. A teraz pogadamy sobie z Albusem Severusem Potterem.
Albus został przywiązany do krzesła grubymi linami. Wyrywał się i wrzeszczał wniebogłosy, aż końcu Lucjusz chwycił go brodę.
- Zostaw mnie ty diable!
- No dobra, panie Albusie Severusie Potter. Poczekamy aż twój durny tatuś się w końcu zainteresuje. Siedź cicho, a nie stanie ci się krzywda. Czarny Pan może być łaskawy, ale jego cierpliwość się niedługo skończy. Jeśli twój ojciec nie przyjdzie po ciebie, zostaniesz zabity.
- Lucjuszu, zajmij go czymś. - powiedział Travers.
- Kim ja jestem, od kiedy ty mi rozkazujesz?! - krzyknął.
- Pod nieobecność naszego pana ja będę wam rozkazywał, tak chciał Czarny Pan. - oznajmił.
- Gdzie udał się nasz pan? - spytał się Lucjusz.
- Zabić tego starca Aberfortha. Czarny pan nie chce, żeby ktoś niszczył jego plany. Wziął ze sobą na tą misje Rookwooda i Malcolma.
Travers wyszedł z pokoju, w którym znajdował się Albus i Lucjusz.
- Crucio! - krzyknął Lucjusz.
- Zostaw mnie diable, ZOSTAW MNIE W SPOKOJU!!! - w pokoju nie zabrakło już krzyków.
Tymczasem James i reszta dogonili nauczycieli.
- A co wy tu robicie? - spytała Minevra.
- On wrócił i zabrał Albusa! - wrzasnął James.
- Kto?
- Czarny Pan - odpowiedział Scorpius - Zabił mojego tatę i babcie. I uwolnił już kilku Śmierciożerców z Azkabanu.
http://pieczecie-magii.blog.onet.pl/ zapraszam
- Przestań wygadywać głupoty, James. Tom Riddle zginął jeszcze zanim się urodziliście, a teraz wracać do pokoi! Noc jest, nie widzicie. - wrzasnął Slughorn.
- Ale ja nie kłamię! Był z nami Albus, ale oni go zabrali.
- Kto, James?
- Już mówiłem, Czarny Pan! - wrzasnął.
- Dobra, chodźcie, zaprowadzę was do mojej gospody. - krzyknął Aberforth
Wszyscy u Aberfortha zjedli i odpoczęli. Abe poszedł na piętro po zgrzewkę piwa kremowego i zamknął drzwi. Wszyscy inni rozmawiali o incydencie, który ich spotkał.
- Avada Kedavra!!! - wszyscy usłyszeli krzyk mężczyzny a następnie odgłos wybitego okna. Profesor Neville poszedł to sprawdzić, a kiedy wrócił krzyknął.
- Aberforth NIE ŻYJE!!!
- Na brode Merlina, co się stało? - spytał się Slughorn.
- Aberforth nie żyje, jest cały zakrwawiony, okno jest wybite. Kiedy tam wszedłem, zobaczyłem też czarną poświatę uciekającą z gospody! przez okno!!! - Neville i inni byli przerażeni tym, co się stało. Cała rodzina Dumbledorów już nie żyje.
Tymczasem 5 dni później, gdzieś na wyspie niedaleko Brytanii...
Voldemort w ciele Traversa poszukuje przedmiotu, z którego mógłby zrobić horkruksa i człowieka, którego mógłby zabić by go stworzyć.
- Mój Panie może tamten się nada - Lucjusz wskazał na bezdomnego grzebiącego w śmietniku.
- Tak. Teraz tylko potrzebuje jakiś przedmiot.
W tym właśnie momencie pojawili się aurorzy, na z czele z Harrym.
zanim aurorzy zdążyli rzucić jakiekolwiek zaklęcie Voldemort i Lucjusz teleportowali się do domu Malfojów.
Bezdomny grzebiący w śmietniku zauważył aurorów, natychmiast uciekł.
- Czy to prawda, Voldemort wrócił? - spytał się Maurice Wilde, jeden z aurorów.
- Tak, trzeba go powstrzymać, zanim poszerzy swą działalność! - wrzasnął
- Panie Harry, otrzymaliśmy wiadomość z ministerstwa, że pana syna zabrali śmierciożercy. - oznajmił go John Dorrace, również jeden z aurorów.
- Co?! - Harry już prawie stracił zmysły.
Wszyscy udali się do ministerstwa. Minister Magii zwołał nadzwyczajne zebranie wszystkich aurorów. Powiadomił im o wszystkim co wydarzyło przez ostatnie kilka dni za sprawą Voldemorta i Śmierciożerców. Lecz Harry go nie słuchał. Myślał bowiem o swoim synu. Jak on o tym powie Ginny?
Tymczasem w domu Malfojów.
- czas zwiększyć nasze szeregi - powiedział dumnym głosem Voldemort.
- ale panie, wszyscy nasi sprzymierzeńcy zostali już zwołani - odparł Malfoj.
- czas Lucjuszu abyś się na coś przydał. Musimy przywrócić tych których już nie ma. Tak jak to zrobiłeś ze mną.
- Ale panie. Ja nie mam pojęcia jak to się stało !
- Idioto ! - odparł z pogardą Voldemort - czy nie znalazłeś czegoś w lesie, tego dnia, którego zabiłem Harrego Pottera ? Jakiegoś małego przedmiotu, który leżał na ziemi ?
- CHODZI O TEN MAŁY KAMIEŃ ?
- to nie zwykły kamień ! Czas Lucjuszu abyś zapoznał się z historią Insygnii Śmierci.
Minister Magii rozkazał poniektórym aurorom udać się do Hogwartu i strzec tam uczniów jak i nauczycieli. Mieli już pod obserwacją więżę astronomiczną, a w tym czasie Voldemort szukał nowych zwolenników. Harry w Hogwarcie rozmyślał o miejscu pobytu Albusa. Przyszedł do niego pierwszy syn, James.
- Tato, wszystko będzie dobrze, tak? - spytał
- Oczywiście że tak, ale nie możemy czekać. A teraz uciekaj do dormitoriów. - James już raptem uciekł do środka.
Była noc, wszyscy spali, aurorzy pilnowali Hogwartu. Harry wciąż rozmyślał szlochając. Był ubrany w brązową marynarkę i kremowy prochowiec, który ocierał o ziemię. Ten dźwięk coraz bardziej i bardziej go wnerwiał.
- ''Jak ja to powiem Ginny, jak? Nie powiem jej, nie mogę. Nie mogę jej powiedzieć, by nie doznała szoku, ale się prędzej czy później dowie." - rozmyślał.
W tym czasie Voldemort znalazł już ośmiu nowych śmierciożerców.
Zanim Harry skończył rozmyślać o tym jak powie o całej sytuacji Ginny usłyszał na korytarzu dobrze mu znany stukot obcasów. Nagle drzwi z wielkim impetem otworzyły się a w nich ukazała się zapłakana pani Potter.
- Ginny, co ty tu robisz? Miałaś być w domu. Nie chcę doprowadzić do kolejnej bitwy o hogwart.
- Co ty sobie myślisz, naszego syna porwali, a ty od tak sobie spokojnie rozmawiasz?!
- Ginny to nie tak - krzyknął Harry - Myślisz, że nie cierpię. Pragnę go odnaleźć lecz nie wiem jak.
Tymczasem Lucjusz obmyślał wskrzeszenie zmarłych. Najbardziej zależało mu na synu i żonie, lecz wiedział, że Czarny Pan nie byłby z tego zadowolony. Aż go mdliło na myśl o powrocie Bellatrix. Musiała się jednak odrodzić, bo była najwierniejsza Voldemortowi.
I do drzwi rezydencji Malfoyów ktoś zapukał. Lucjusz poszedł otworzyć drzwi. Widniał za nimi mężczyzna w czarnym prochowcu, brązowych szerokich spodniach, czarnych nagolennikach i nakolannikach.
- Czego pan tu szuka? - spytał Lucjusz.
- Chciałbym się przyłączyć do Czarnego Pana.
- Skąd o nim wiesz? Skąd wiesz, że istnieje?
- Lucjuszu, nie poznajesz mnie? Służyłem Czarnemu Panowi aż do śmierci. - oznajmił.
- A więc to ty, Cassidy? - spytał się Lucjusz ze zmrużonymi oczami ze zmęczenia.
- Tak, sądzę, że Czarny Pan przyjmie mnie z powrotem.
- Lucjusz odsunął się od drzwi, a przy nim stał Voldemort.
- Witaj z powrotem, Cassidy.
Lucjusz wpuścił go, zamknął drzwi i zaraz Cassidy rozsypał się w proch.
- To jakieś ŻARTY? - spytał się Lucjusz sam do siebie patrząc na popiół z Cassidy'ego.
- Rzuciłem pewne zaklęcie na ten dom - oznajmił Voldemort - Polega ono na tym, że tylko prawdziwi sprzymierzeńcy mogą w nim przebywać. A wrogowie zmieniają się w popiół.
- Cassady był wrogiem? - spytał Lucjusz aby się upewnić.
- Tak. A przy okazji mam nowego horkusa - Voldemort sięgnął do popiołów i wyciągnął sztylet.
- teraz muszę tylko kogoś zabić aby moja dusza się podzieliła. Tym razem to będzie słynny Harry Potter.
Po długiej kłótni Ginny wróciła do domu. Harry usłyszał przerażające krzyki z Zakazanego Lasu. Jego oczom ukazała się w lesie dwu metrowa przygarbiona postać w czarnej szacie, białej jak trup twarzy przypominającą twarz woldemorta ale z normalym nosem, i długimi rękoma z zakrwawionymi zimnymi dłońmi. Palce miał zakończone ostrymi pazurami. Zaczął biec w stronę Harrego.
- Expelliarmus - krzyknął - potwór ledwo się przewrócił.
- Drętwota - potwór cały czas biegł. Nagle skoczył na Harrego z pazurami. Wcisnął ostre pazury w jego twarz. Zaczął nimi go okładać, ale w odpowiednim czasie przybiegł Neville.
- Petrificus Totalus - krzyknął - potwór znieruchomiał. Harry wstał z zakrwawioną twarzą.
- Harry, co to jest? - spytał
- Wygląda jak Voldemort, ale nim nie jest. To jego widmo. - odpowiedział.
- Skąd to wiesz?
- Bycie aurorem ma swoje zalety i wady, Neville. Teraz pójdę do skrzydła szpitalnego.
Neville wpatrywał się w widmo Voldemorta. Odwrócił się zobaczyć, czy Harry poszedł do skrzydła szpitalnego. Kiedy odwrócił się jeszcze raz w stronę widma, zaklęcie Petrificus Totalus trafiło w niego i upadł. Obok niego przechodziła grupa zamaskowanych ludzi. Widmo już mogło się ruszać a Voldemort wszedł w jego ciało.
- Panie, czemu wszedłeś w to obleśne ciało? - spytał się Lucjusz.
- Innego nie mam, durniu. To na pewno będzie budzić postrach w czarodziejach. - odpowiedział, a następnie z innymi oddalił się od Nevilla do środka zamku.
Harrego idącego do skrzydła szpitalnego piekielnie zabolała blizna, że upadł. Przedziwny głos mącił mu umysł w głowie. Jednak wstał. Czuł, jakby mu ktoś wsadził nóż głowę. Nie mógł dojść do skrzydła szpitalnego. Uklęknął na kolana i znowu upadł. Ten ból przeszywał go na wylot.. Krzyczał.
- Tatusiu co się stało? - Harry usłyszał głos Albusa, zaczął rozglądać się dookoła lecz go nie widział - Kogo szukasz?
- Ciebie. Dlaczego Cię nie widzę, gdzie jesteś?
- Przecież stoję obok - powiedział Albus.
- Nieprawda! - Harry'emu poleciały łzy.
- Płaczesz? - zdziwił się Albus - Dlaczego?
Harry wiedział, że to działo się w jego głowie. Ktoś chciał żeby zwariował.
- Prawda tato, że ładny stąd widok. Zawsze chciałem zobaczyć zachód słońca nad morzem. Szkoda, że nie mogę wyjść się pokąpać. Drzwi i okna są zamknięte. Tato dlaczego mnie tutaj uwięziłeś? Co ja takiego zrobiłem?
I nagle coś Harry'emu przyszło na myśl. Albus jest nad morzem, zamknięty w jakiś domu. Musiał wiedzieć gdzie jest dokładnie.
- Albusie opisz to miejsce dokładnie.
- Za bardzo nie wiem, ale chyba nie znajduje się na plaży. Albus podszedł do okna i zobaczył że to tylko obrazek plaży.
- Tato to tylko obraz plaży.
- Dobrze, zedrzyj ten obrazek z okna i powiedz gdzie jesteś.
- Jestem w jakimś domu przy jakiejś ulicy. Widzę chyba jej nazwę. - odpowiedział
- Albusie, jaka to ulica? - spytał Harry już konając z bólu.
- Spin....
-Mów dalej, Albusie. - rozkazał
- Aha, już chyba zrozumiałem, tato. Ta ulica nosi nazwę Spinner's End.
Harrego przestał już przeszywać bół.
- Pojedziemy kiedyś nad morze, tato? - spytał się Albus, ale jego głos zaczął być już wystarczająco cichy, by Harry go usłyszał.
Rany znikneły mu z twarzy. W tej chwili już wiedział gdzie znajdował się jego syn. W najmniej spodziewanym się miejscu jaki mógł sobie wyobrazić. W domu Severusa Snape'a. Ale czyhało na niego niebezpieczeństwo.
-Albusie posłuchaj jesteś uwięziony.Zanim Ci uwolnię nie dotykaj NICZEGO-
-Ale tato...-
-Czekaj na mnie zaraz po Ciebie przyjdę synku-przerwał synowi Harry
Harry wiedział, że nie może działać sam. Potrzebował pomocy. Dobrze wiedział do kogo zadzwonić.
Już po kilku minutach znaleźli się wraz z Hermoiną w niewielkiej kawiarence w Londynie.
Gdy Harry opowiedział jej o wszystkim, Hermoina powiedzuiała tylko
-Nie mogę ci pomóc
i demonstracyjnie wyszła. Harry pobiegł za nią, jednak gdy tylko znależli się w zaułku., Nad głową Hermiony pojawił się mroczny znak, a ona zniknęła! Harry zemdlał...
Gdy się obudził niewiele pamiętał z całego zdarzenia. Na ziemi znalazł tylko małą magiczną torebkę Hermiony, którą jego przyjaciółka nigdy nie wypuszczała z rąk.
Harry otworzył ją i wyjął ze środka pergamin na którym był rysunek smoka. O dziwo ten rysunek umiał mówić i powiedział
- Miło Cię widzieć Harry, choć okoliczności nie są zbyt radosne - smok miał głos Snape'a.
- Profesor Snape? - zdziwił się Harry.
-Tak Harry
-Przecież pan nie żyje!
-dzieją się dziwne rzeczy zmarli wracają do życia...
-Masz racje Harry, ale przecież ta gra jest do dupy
-Tu się zgodzę, nikt normalny w nią grać nie będzie
Vaylander, ty jesteś trollem. Przerywasz zabawę i wyskakujesz z dialogiem, który nie ma nic z nią wspólnego. Nawet nie wytłumaczyłeś, o jaką grę ci chodzi. Już czytałem twoje wypowiedzi w innych tematach. Było tam napisane:
- szatan
- diabeł
- opętanie
Taką mają one sens, żadnego nie mają. Możemy już kontynuować grę.
Daj spokuj , gra wydaje się fajna. Ale nie wiem o co chodzi. Wy jakiś program ściongaliście czy jak?
NIE ŚCIONGAL CO ONI CI MUWIOM TAM SOM WIRUSY I BENDZIESZ MIAL TROJANY WSZYSTKIE NAWET JAK MOZZZILLLE FREFOKSA KUPIŁEŚ MUWIE CI JESTEM INFORMATYK