który zabiera nas w podróż nie w czas i przestrzeń, ale w uczucia, koncentruje się bowiem na emocjonalnym napięciu samych bohaterów, ich świecie wewnętrznym, bez skupieniu na przyczynowości zewnętrznej. Nie jest to film do oglądnięcia ot tak, dla zupełnej rozrywki, bo porusza zbyt ważkie kwestie, jak m. in. uporanie się dzieciaków z tragiczną śmiercią ojca i zaakceptowaniem matki, której nie widziały od wielu lat; próba ratowania przez ojca życia noworodka, którego lekarze nie chcą operować, bo "nie rokuje nadziei"; niepewność Leona co do uczuć Asy, dziewczyny, z którą umówił się 11 lat wcześniej na randkę, i która nazajutrz ma do niego przyjechać; próbę umknięcia wymiarowi sprawiedliwości przez Trygve, bandytę próbującego manipulować swoim bratem.
Wszystko to dzieje się w Oslo, w najgorętszy dzień lata, kiedy nawet aniołom (Vidar i murzyńska dziewczynka roznosząca gazety) zdarza się spacerować między ludźmi. Po co spacerują? Żeby ratować i kierunkować tych, którzy nie mają dość siły żeby żyć czy wierzyć, że można zrealizować swoje marzenia. Kiedy zaś dojdzie do tego najtragiczniejszego momentu, wyśnionego przez Vidara, rzuci on wyzwanie logice i prawom przyrody dokonując osobowej podmiany. Miał opiekować się Leonem i zrobi to, nawet kosztem własnego życia. Zauważcie, na masce samochodu ląduje Leon, Vidar to dostrzega i dokonuje tej pięknej manipulacji rzeczywistością - żeby spełnić największe marzenie Leona. Po to istnieją anioły.
Vidar do murzyńskiej dziewczynki: - Nie jesteś tym, za kogo się podajesz.
Ona do niego: - Ty także.