... które wytrzymałem do połowy.
Nie jestem fanem Tolkiena, książek przyznam nie czytałem więc nie będę wyrokował ile z tego co jest na ekranie jest odzwierciedleniem tego co na papierze. O ile Władca Pierścieni naprawdę mi się podobał, to na Hobbita spuszczam zasłonę milczenia.
Przede wszystkim - daaawno nie widziałem tak kiepskich animacji komputerowych. Sekwencje walk są na poziome, zdjęcia lokacji robią wrażenie, ale dużo było scen tak sztucznie zrealizowanych że aż zęby bolą. Ucieczka czarodzieja zaprzęgiem z królików przed orkami - niedopasowanie ruchu postaci do terenu czy sanie lecące jak piórko nad dziurami, jakby żadne reguły fizyki nie działały. Scena hobbita z trolami gdzie gołym okiem bluebox widać. Przyznam, że wiele było podobnych scen, gdzie myślałem "strasznie musieli ciąć koszty na efektach".
Drugi zarzut, choć to zapewne zamysł Tolkiena: akcja typu WTF. Spoko, fajnie jest niekiedy się zaskoczyć, ale splot zbiegów okoliczności niczym w hicie "2012" - tu też wszystko dzieje się w ostatniej chwili i w jedynym pasującym miejscu. Kurcze, jeden czarodziej wędruje sobie po wielkim lesie a drugi po tym wielkim lesie pędzi na złamanie karku. Puf - i się spotykają. No niesamowite szczęście! Idą dalej, wpadają w zasadzkę, i nie dość że w ostatniej chwili nadciąga pomoc, to w ostatniej chwili odnajdują dziurę w ziemi, która zupełnie przypadkiem jest jedyną kryjówką w okolicy, najzupełniej niespodziewanie okazuje się drogą do miejsca, gdzie niespodziewanie akurat wraca jedyna osoba czytająca starodawne runy. No bo to, że zupełnie przypadkiem akurat dziś mamy spotykany raz na 200 lat układ Księżyca pozwalający odczytać mapę - to już chyba nikogo nie dziwi. Na deser głupoty - będąc tym Białym Orkiem wysłałbym taką drużynę, aby krasnoludów pokonać bez wątpliwości. 50, 100 albo 200 orków załatwiłoby sprawę. On oczywiście wysyła raptem ~15 i dziwi się że akcja się nie udała. I takie smaczki co chwila. Dżizas...
Wiem że to baśń i nie zawsze wszystko ma być wytłumaczalne, ale niestety nie dotrwałem do końca filmu. Niby wszystko jest na miejscu, mamy bohaterów, podział dobro/zło, misję, wrogów, przyjaciół ale brakuje tego "czegoś". We Władcy dużo było świeżości i tajemniczości, akcja wciągała i zaskakiwała. A w Hobbicie jest w starej liniowej grze komputerowej: zrób coś, udaj się z punktu A do B, weź miecz, pójdź do punktu C, porozmawiaj z X on ci wskaże drogę do D - i tak póki taśmy starczy.
I chwała Ci za racjonalne uzasadnienie swoich wrażeń :D
Szkoda, że wpisy dużej większości tych, którym film nie przypadł do serca, nie potrafili napisać nic sensownego poza "nie podobał mi się bo nie jest Władcą".
Tak na marginesie, bo piszesz, że nie czytałeś książki - akurat Hobbit jest dokładnie taką książką, że idą od A do B z krótkimi przygodami, bo raczej trudno wymagać od bajki dla mniejszych dzieci, żeby była jakaś super wyrafinowana.
Czarodzieje mieli prawo się spotkać, bo wędrowali traktem ;), a że wiódł on przez las... ;)
Co do bandy Białego Orka - masz rację, ale takie irytujące zabiegi, by nie uśmiercić od razu bohaterów, stosowane są w prawie każdym filmie.
Że wróciła jedyna osoba czytająca runy - ona tylko na chwilę zrobiła wypad na Orków. Oczywiście mogli dłużej nieco na niego czekać, ale byśmy się wtedy totalnie zanudzili.
"Dziura w ziemi" i księżyc - no co, miały chłopaki farta ;DDDDDD
O właśnie! Coraz bardziej dociera do mnie fakt, iż Hobbit to nie film fantasy, tylko bajka. Fabuła jest tak dobrana i skonstruowana, by kłaść nacisk na przygodę i rozrywkę - mocno kosztem realizmu. Tego we Władcy nie było - tam bohaterowie ginęli, targały nimi sprzeczne myśli, wątpliwości, było miejscami i śmieszno, i straszno. W Hobbicie tego nie uświadczyłem.
Ciekaw jestem czy wyjaśniło się, po co Gandalf wziął Bilbo do ekipy. Bo tłumaczenie "jest mały, cichy i szybki" jest mocno naciągane. Pojawiło się hasło, że jest dobrym włamywaczem (ku zdziwieniu wszystkich), więc podejrzewam iż będzie miał kluczowy udział przy otwieraniu niewidocznych wrót. Cała ekipa jest też mocno dziwna - idąc na taką misję wziąłbym ze sobą zakapiorów, a nie staruszków z siwą brodą i krasnoludów w typie wioskowych półgłówków. Logistycznie też wyprawa urządzona "od czapy" - Bilbo idzie bez żadnego oręża, ekipa unika Orków - a wydawałoby się niezbędna rzecz jak miecz wykrywający Orki znajdują dopiero przypadkiem. Bilbo miecz ma zapewne pierwszy raz w życiu w ręku, a podejrzewam iż później okaże się specem w jego władaniu. Ale OK, taka zapewne jest książka.
Z irytujących filmowych zabiegów to dźwięk mnie mocno irytował. Czy w każdym filmie czarny bohater (Biały Ork), nawet mikrej postury musi mówić głębokim basem, niczym przepity Boguś Linda po dwudniowym kacu? No i Biały Ork podczas walki z pierwszych scen wyglądał pośród ludzi na prawdziwe monstrum, potem sprawiał wrażenie co najwyżej przerośniętego dresiarza.
Tak żebyś tylko wiedział, w książce krasnoludy walczą patykami i nożami :D Ci którzy idą, to są ochotnicy, chcą pomóc Thorinowi i odzyskać swój dom. Mamy tutaj np. Dwalina, który świetnie walczy, Balina który posiada większą wiedzę, ale rónież solidnie walczy, co widać w retrospekcji biitwy pod Morią. a np. Kili i Fili to kuzyni Thorina, pierwsi w kolejce do objecia tronu po Thorinie.
Pewnie znów dostanie się Tolkienowi, ale jakoś mi np. Bombur nie pasuje. Mamy w skale przeogromny skarb którego pilnuje przeogromny smok. I bierzemy do ekipy która ma uratować historię praojców kogoś, kto ledwie się rusza? Wiadomo, ochotnicy, ale jakaś selekcja być powinna ;-)
Ee tam. Zeby było śmieszniej, to jest też taki grubas ;p Hmm pozatym gotuje im jedzenie ;p
No właśnie. Osobiście uważam, że kompletowanie ekipy w kategoriach "4fun" trochę jest nieprofesjonalne :-) No i - mamy ekipę wojowników-bohaterów, zaprawionych w walkach i przetrwaniu - i potrzebują kucharza? Myślę że taki killer sam potrafi coś upolować, oprawić, upiec i zjeść. Idąc tokiem rozumowania powinni zabrać kogoś do sprzątania i słania łóżek ;-)
Tolkien wymyślił że jest jeden grubas, to i w filmie jest. Poprostu bardzo chciał pomóc krasnoludom i tyle. A to że raczej tylko przeszkadzał to inna sprawa ;P
W książce ta garstka to były jedyne krasnoludy, które zdecydowały się wyruszyć na wyprawę. Dlatego była to taka zbieranina, ponieważ żaden doświadczony wojak wiedział jak prawdopodobnie skończyła się taka wyprawa. Tak więc krasnoludy wyruszyły kompletnie nieprzygotowane. Natomiast w filmie zrobiono taką hybrydę. Krasnoludy były wojownikami, ale zachowano niektóre elementy nieporadności kompanii.
Właśnie dlatego zastanawia mnie taki pomysł Tolkiena. Wyprawa mocno ryzykowna, z naciskiem na "mocno", ale zysk z przedsięwzięcia - gdyby się udało - przeogromny. Tak że "nie było chętnych zaryzykować dla ogromnego skarbu" do mnie osobiście nie przemawia. No i to nieprzygotowanie... Smok nie pokazywał się przez 60 lat, więc mogli poświęcić jeden miesiąc na zebranie mocarnej ekipy. OK, konkurencja nie śpi ale aż takiego pośpiechu to chyba nie było...
No i motywy jak w serialu Lost - idziemy nie wiadomo gdzie, pytania bez odpowiedzi, "dowiesz się w swoim czasie", nie zastanawiaj się tylko chodź itp. Mam nieodparte wrażenie, jakby powodem powstania Hobbita było wyciśnięcie do cna finansowego sukcesu Władcy i pokazanie nowej technologii fps.
Hobbita Tolkien napisał dla swojego syna. Powieść jest własnie bardzo dziecinna, bajkowa. Dla przykładu, w książce wargowie rozmwiają ze sobą, tak samo orły. Jackson zachował klimat z powieści, bo film jest bardziej baśniowy niż WP, aczkolwiek nie jest bardzo dziecinny, mamy tutaj poważniejsze momenty. Pozatym mocno rozszerzył filmy, dodając wątek np. odradzającego się Saurona, który połączy obie trylogie. MAmy również dwie świetne retrospekcje.
w sumie zgadzam się z tym co napisałeś, ale jeśli dobrze pamiętam książkę (chociaż czytałem ją dobre kilkanaście lat temu, więc mogę się mylić) cała wyprawa od początku nie miała być wyprawą wojenną, a jej celem było wykradzenie skarbu Smaugowi, nie jego zabicie, stąd też mocno "okrojony" skład ekipy i obecność hobbiciego włamywacza :) I tu zgoda, zdaje się że planowanie kończyło się na etapie - "dotrzeć do góry", a co dalej zrobić z tym fantem miało już być wielką improwizacją. Dlatego ja nie miałbym tu pretensji do reżysera, który jednak musiał się opierać na książkowym oryginale.
Jakbyśmy jeszcze sie mieli czepiac, to mnie osobiście zdrazniła akcja, gdy Thorin obciął rękę Azogowi i wtedy aż się prosiło, żeby go zalatwił na dobre - ten pochylony łeb klęczącego Bladego - a Thorin co? myslał, ze po obcięciu ręki ork zdechnie? Najwyraźniej. O naiwności krasnoludzia....
Choć oczywiste jest, ze wtedy położyłoby to wątek vendetty orkowo-krasnoludzkiej ;)
1. Nie możesz oceniać filmu skoro go nie obejrzałeś do końca.
2. Po twojej wypowiedzi widze że nie czytałeś książki.
3. To film fantasy i on nie dzieje się w realu.
Więc skończ trollowanie i zabierz się do lekcji bo jutro szkoła.
Hehehe, pudło :-)
1) Mogę, mogę. Film trwa niecałe 3h, ja obejrzałem jakieś 1h40m. Może potem coś się jeszcze rozkręciło, ale jak przez 1h40m film mnie nie wciągał, tylko irytował coraz bardziej, to szkoda mi było czasu. Ostatnim filmem który wytrzymałem do końca "dla zasady" był Kac Wawa :-)
2) Ba, sam się do tego przyznałem, i to w pierwszym zdaniu! Co więcej - nie widzę nic zdrożnego w tym, aby oceniać film bez znajomości książki.
3) Serio? A to Gandalf nie jest postacią historyczną? Elfy nie istniały naprawdę?
Chciałam sprostować dwa zarzuty : Radagast i Gandalf nie spotkali się tak całkiem przypadkiem, ponieważ ten pierwszy szukał Gandalfa, aby powiedzieć mu co się dzieje w Dol Guldur. Radagast nawet sam mówi Gandalfowi, że go szukał.
Ta dziura, którą doszli do Rivendell, też nie znalazła się tam tak przypadkowo - tym razem to była sprawka Gandalfa, który prowadził krasnoludy do Rivendell. A Elrond nie wrócił do swojego domu niespodziewanie po latach nieobecności. To chyba logiczne, że czasem go opuszcza, nawet na krótkie wyjazdy.
OK, rozumiem. Po prostu doskwiera mi to, że mamy cały czas do czynienia z niesamowitymi zbiegami okoliczności. Kransoludy wychodzą z dziury, pytają się o Elronda, a dwie sekundy pyk - i Elrond się pojawia. Bo akurat wrócił z patrolu, który uratował owe karsnoludy przed Orkami. Poza tym: Elrond, władca Rivendell i osobiście jeździ na patrole? To raczej należy do żołnierzy a nie do najwyższych rangą władców.
Motyw Radagasta i Gandalfa - oczywiście, tylko że... na jakby powiedzieć komuś: ja jadę z Wrocławia, Ty z Suwałk, spotykamy się w Warszawie. No i bez problemów, ustalania terminów i miejsc w jednej chwili odnajdujemy się tam gdzie powinniśmy, czyli w północnym wyjściu przejścia podziemnego peronu 3 na Dworcu Wschodnim.
No tak, nie twierdzę, że w ogóle nie było tam przypadków, ale myślę, że trzeba na to spojrzeć z przymrużeniem oka. W filmach ( i książkach) takie przypadki są częstym zabiegiem, zwłaszcza jeśli to bajka. A Radagast miał swoje sposoby na znalezienie Gandalfa - jakieś ptaszki czy inne leśne zwierzątka i już wiedział gdzie iść. Wiem jak to brzmi, ale to z założenia nie miał być poważny film. Mnie to nie przeszkadzało w każdym razie.
Zgadzam się za to w kwestii animacji komp. - dla mnie to był jedyny zgrzyt w tym filmie, może dlatego, że nie jestem fanką efektów komputerowych.
Tu chyba tkwi sedno - nastawiałem się na poważny - w sensie fabuły - film, a otrzymałem coś na kształt produkcji Disneya. Wiadomo też - w tego typu produkcjach duuużo dzieje się na zasadzie "niemożliwe, ale to jest film", tyle tylko że wszystko ma swoją granicę. N-te takie samo zagranie zamiast intrygować zwyczajnie irytuje.
Efekty jako takie były OK, tyle że krzywe i niezsynchronizowane z akcją :-)
Myślę że warto było się dowiedzieć czegoś o powieści na podstawie której powstał film :P To byś wiedział czego się spodziewać. Chociaż film i tak jest bardziej poważny niż książka. I mocno rozbudowany.
To bardziej realistyczny by był film 2 tygodniowy, podczas, którego siedziałbyś w kinie i czekał aż Radagast przejedzie całą Mroczną Puszczę i spotka Gandalfa i drużynę?
Ale ja nic nie wydedukowałem, po prostu zapytałem czy wolałby taki film obejrzeć albo Ojca Chrzestnego,w którym z niesamowitych powodów Vito umiera akurat w I części, a nie w II. Albo taki Gladiator, czemu niby przeżył podczas walki w lesie na początku?
Myślę, że istnieje wiele pośrednich rozwiązań. Po prostu nie rozumiem, dlaczego stawiasz swym pytaniem kogoś kto uważa A od razu pod przeciwstawne B.
Bardziej realistyczne byłoby np. gdyby czarodzieje dogadali się w stylu "spotkajmy się na Polanie Mocy w pierwszą pełnię po majowym przesileniu". Byłoby sensowne, logiczne i w stylu fantasy. Zostaje kwestia komunikacji, ale to można by rozwiązać SMS-em przesyłanym przez ptaszki albo magicznymi patyczkami układającymi się w tekst na drewnianym stole. Zresztą, czarodzieje mają swoje sposoby :-)
Oczywiście "poprawianie" mistrza Tolkiena z góry jest skazane na porażkę, niemniej wiecie o co mi sie rozchodzi...
Kiedy mieli się umówić jak wcześniej się nie spotkali i nie mieli zamiaru, tylko Radagast zmierzał z wieściami do Gandalfa?
Trzeba przyjąć jakąś umowność,bo gdyby wszystko brać na poważnie to żaden film nie jest logiczny, bo żaden nie pokazuje nudnych i nic nie znaczących momentów z życia bohaterów jak robienie kupy, jedzenie czy patrzenie w sufit
Widzisz, ale teraz starasz zdyskredytować stosunek do filmu, wchodzisz już na inną płaszczyznę. "Nie czepiaj się, to są tylko filmy". Równie dobrze ja mogę Ci napisać "dlaczego czepiasz się, że komuś się coś nie podoba? Przecież to tylko krytyka." Dlaczego ktoś ma nie brać filmów na poważnie, skoro dla kogoś może to być jedyne hobby jakie ma, może to stanowić np 70% życia? Dlaczego w ogóle wmawiasz komuś co jest ważne dla niego, a co nie? To tak jak ktoś zbierałby znaczki całe życie, a Ty byś mu spalił klaser i powiedział "co się przejmujesz, przecież to tylko były świstki papieru?" Sam płaczesz strasznie jak ktoś Ci wypomina błędy w recenzjach, więc dlaczego to robisz, to tylko przecież recenzje? Nikt nie napisał jeszcze, by się kazdemu spodobała. Bez sensu.
Od tego są scenarzyści by pisać tak aby wszystko miało ręce i nogi. Tak jak powiedział kiedy Bay, zapytany dlaczego nie pisze scenariuszy. Odpowiedział: "mógłbym również konstruować samoloty". To scenarzysta ma za zadanie napisać tak, aby było dobrze, logicznie. Za to bierze pieniądze. Oceniamy efekt i tyle. A umowność nie ma tu nic do rzeczy. Umowność to fikcyjne założenie, a nie nadinterpretacja w warstwie logicznej czy związku przyczynowo skutkowym.
PS; I jeśli uważasz, że żaden film nie jest logiczny, to nie wiem jakie filmy oglądasz.
Ale jest mnóstwo filmów, które nie są w 100% logiczne. Np jedna z chyba najczęstszych sytuacji : wróg łapie w końcu bohatera, którego nienawidzi i co robi zamiast od razu go zaciukać i mieć spokój? Prowadzi długą rozmowę, wyjaśnia swoje cele, przeszłe i przyszłe działania, otwiera się jak na kozetce u psychologa, tylko po to, żeby bohater został uratowany.
Takich przypadków i nielogiczności jest naprawdę dużo, gdyby się wgłębić, ale przecież w dziele, czy to filmowym czy literackim, nie pokazuje się każdej minuty życia bohaterów, czy jak to katedra napisał, nudnych i nic nie znaczących. Żadne dzieło chyba nie odtwarza prawdziwej rzeczywistości, to zawsze jest jakaś kreacja, zmyślenie, zresztą nie jestem pewna czy większość fabuł filmowych i książkowych mogłaby wydarzyć się naprawdę.-chodzi mi o takie skupienie różnych wydarzeń i ich zorganizowanie w czasie obejmującym film. Przecież to normalny zabieg, że pokazuje się w krótkim czasie te najważniejsze i mające wpływ na fabułę.
Pani Zimo, nie wiem gdzie Ty próbujesz zabrnąć, ciągnąc tę linię katedry? To, że jest mnóstwo filmów nielogicznych ma oznaczać, że mam "Hobbita" oceniać łagodniej? Od kiedy oceniamy filmy przez pryzmat innych filmów? Hmm?
Owszem, istnieje wiele filmów nielogicznych, ale istnieje także wiele filmów logicznych i są to nawet logiczne filmy akcji, więc nie wiem co ma tu w ogóle zmienić uwaga, że istnieje wiele nielogicznych filmów?
Chyba się nie zrozumieliśmy, ok, spróbuję jeszcze inaczej. Prawdopodobnie w prawdziwym życiu Radagast szukałby Gandalfa dłużej( o ile można mówić o prawdziwym życiu w przypadku bajki), prawdopodobnie po drodze przydarzyłoby mu się mnóstwo rzeczy. Albo i nie. Moim zdaniem w dziełach, filmowych jak i literackich, po prostu tak się tworzy akcję - od jednego znaczącego wydarzenia do drugiego, bez pokazywania tego co pomiędzy, a co jest nieistotne. Tworząc fabułę, gromadzi takie wydarzenia, które mają zainteresować i które są niezwykłe w jakiś sposób, które w rzeczywistości raczej nie zdarzyłyby się w tak krótkim czasie i tak szybko po sobie.
Ok, rozumiem też że to co się dzieje powinno mieć ręce i nogi, jakąś przyczynę i skutek. Też tego wymagam od filmów i ksiażek. Ale nie widzę w Hobbicie jakiejś szczególnej nielogiczności, a zwłaszcza w tej scenie - Radagast znajduje Gandalfa, może troche przypadkowo, ale mnie nie razi to szczególnie, zwłaszcza, że jak już napisałam, Radagast szukał drugiego czarodzieja, musiał więc mieć jakieś pojęcie gdzie on jest. Może miał już trop, może dowiedział się od zwierząt, od ptaków, nie pokazali tego w filmie. Czy naprawdę aż tak konieczne jest pokazywanie wszystkiego?
Aha i ostatnia sprawa o tej logiczności, może niejasno to wyraziłam - nie bronię filmów nielogicznych, może powinnam byla napisać, że dzieło filmowe ( i literackie, skoro już tak do tego powracam) rządzi się swoimi prawami, trochę odmiennymi od prawdziwego życia.
Zresztą, czy w życiu nie zdarza się wiele rzeczy przypadkiem? Nie ma zbiegów okoliczności albo nielogicznego postępowania? To tylko na marginesie taka moja uwaga.
No ok. Przyjmę, że obroniłaś tę scenę. W gruncie rzeczy to ja w sumie tak jakoś bardzo nie zwróciłem na nią uwagi, tak poleciałem trochę na wariata na zaufaniu do uż. zmechu, oraz na tym, że generalnie uważam Hobbita za film sporo nielogiczny w innych scenach, na które zwróciłem uwagę i o których już na forum pisałem.
A nie wiem czy oglądaliście "hit" pod tytułem "2012". Zasadniczo fajny był - taki pokaz efektów 3D. Abstrahując od wyssanej z palca historii: film kładzie zmasowany atak absurdów. Pierwsza scena: bohater w ostatniej chwili ratuje się z krateru. Scena druga: bohater w ostatniej chwili ratuje się samochodem spod eksplodującego budynku. Scena trzecia: bohater w ostatniej chwili odlatuje samolotem ze zniszczonego lotniska. Scena kolejna: w samolocie kończy się paliwo i w ostatniej chwili odnajdują ląd. I tak przez półtorej godziny.
Dokładnie to samo uderzyło mnie w Hobbicie. Przypadkowe spotkanie dwóch czarodziejów bez wcześniejszego uzgodnienia w środku lasu? Hmmm, spoko, naciągane ale filmowo możliwe. Od razu rodzą się wątpliwości - bo skąd Radagast wiedział że Gandalf tam będzie, bo czarodzieje tej rangi z pewnością znają wyższe formy komunikacji niż gonienie saniami przez las itp. Ale spoko, w filmie wszytko jest możliwe.
Ból jednak w tym, że w chwilę potem cudem unikają śmierci z rąk ogrów, Gandalf nagle odnajduje dziurę, dziura okazuje się malowniczą drogą do elfów, gdzie cudem udaje im się odczytać mapę. I w tym momencie powiedziałem: dość. Bo nie chodzi tu o to, czy dokładnie dana scena jest prawdopodobna czy nie - sęk że ciąg nieprawdopodobnych zdarzeń przekroczył próg alarmowy.
Tak, to bajka, to fantasy, to Tolkien - ale za dużo nielogiczności jak dla mnie.
2012 to mistrz absurdów, król nad królami, nie wiem czy dobre jest porównywanie tego ,,czegoś'' z Hobbitem. Hej, ale przecież to już ktoś wyjaśniał - Gandalf prowadził krasnoludy do Rivendell i wiedział, że gdzieś tam jest dziura i przejście. A prowadził kompanię do Rivendell właśnie w tym celu, by Elrond pomógł im z mapą. To nie był cud, że elf potrafi odczytać mapę - no, cudem i niezwykłym przypadkiem było może to, że akurat to był ten jedyny właściwy dzień na odczytanie mapy. Może będę musiała obejrzeć jeszcze raz, ale ja naprawde nie widzę tam jakiejś ogromnej liczby nielogiczności. Tak w ogóle to zauważyłam, że oni doszli, gdzie doszli tylko dzięki Gandalfowi, to on ratuje ich właściwie z każdej opresji. Może w tym rzecz, że wciąż ktoś musi krasnoludy ratować i to w ostatniej chwili.
Nie porównuję tych filmów, porównuje tylko pewne schematy przyczynowo-skutkowe. Z tą dziurą to znam motyw, ale to super scena do marudzenia :-) Mnie zdziwiło samo zniknięcie Gandalfa, typowe "znikam i pojawię się znikąd w kulminacyjnym momencie". Tu walka na śmierć i życie, pada pytanie "gdzie Gandalf? Nie ma, zniknął". Oczywiście zawczasu mógłby powiedzieć "chłopaki, zaraz poszukam wyjścia", ale nie - dla wartkości akcji lepiej jak dowódca oddziału ulotni się nic nikomu nie mówiąc i wprawi wszystkich w zakłopotanie. Tak, to kolejne niby-czepianie, ale w filmie takich rzeczy jest więcej.
I wspomniany Elrond - pisałem o zbiegu okoliczności, że akurat tylko Elrond, i tylko tej nocy może odczytać mapę. Wiem że baśniowo brzmi, ale bogowie - wystarczyło żeby drużyna zebrała się dzień później i szlag trafi akcję na kolejne 100 lat... A znów - biorąc pod uwagę przypadkowość i brak organizacji drużyny trudno na taki zbieg okoliczności nie kręcić nosem.
I takie niesamowite akcje były co chwilę. A no i przypomniał mi się ten Elrond - pusty śmiech mnie ogarnął jak wyszło na to że sam Władca Elfów patroluje granice swojego królestwa. To tak, jakby generał w wojsku czyścił korytarze w jednostce :-)
Chodzi o pewną umowność w filmach, bo niektórych dziwi fakt dlaczego niektóre sytuacje są tak, a nie inaczej pokazane na ekranie. Nikt nikomu nie każe nic robić ani nie narzuca, znowu wyrywasz z kontekstu i doszukujesz się innego znaczenia niż jest naprawdę
Co do efektów specjalnych, to nie można się zgodzić bo stoją na najwyższym poziomie. Jednak ich częste użycie rzeczywiście może przeszkadzać. Jednak gdyby nie one, nie dałoby się wykreować tego świata. Pozatym mamy też sporo plenerów i wiele rzeczy zbudowano.
Co do zbiegów okoliczności. Radagast szukał Gandalfa, ale chyba nie ma sensu pokazywać w filmie jak go najpierw szuka kilka dni prawda? Dlatego znajduje go, aby iść z akcją dalej. Czepianie się na siłe moim zdaniem.
Kolejny zarzut, co do kryjówki/przejscia do Rivendell. Bezsensowny, ponieważ jakbyś oglądał film uważniej, to wiedziałbyś że Gandalf dokladnie wie gdzie biegną.Mogli zostać w miejscu i poczekać aż Radagast odciągnie orków, ale wiedział że to jest okazja aby podstępem zaciągnać Thorina (który nigdy by się nie zgodził na przybycie do elfów) do Rivendell. Tak więc jak już są otoczeni, chwile wcześniej widać Ganfalfa który się rozgląda, bo szuka właśnie tego miejsca. A skąd wiedział gdzie go szukać ? A ponieważ napewno kojarzył to miejsce, a wcześniej (przed akcją z trollami, kiedy Thorin go wkurzył) poszedł właśnie "obczaić" w któta stronę mają iść, po czym wrócił i zastał kompanie złapaną przez trolle. A co do Azoga. Znowu straszne czepianie na siłę. Wysłał tylu bo tak chciał, mysłał że dadzą rade. A w końcowych scenach już jest razem z wszystkimi.
Tutaj bym dyskutował, czy czepiam się na siłę, czy nie. Dla mnie po prostu pewne motywy nie są do przyjęcia, szczególnie w nadmiarze.
polecam ci na przyszłość filmy dokumentalne. Film jest uznawany jako dzieło sztuki a do sztuki trzeba mieć wyobraźnie. Jak oglądasz obraz , głupi przykład " Krzyk" , to też zastanawiasz się czemu gościu ma nieproporcjonalną twarz i co za debil go namalował, pewnie musiał mieć mało kasy na pędzle... Widać , że starałeś się to wyjaśnić racjonalnie jednak dla mnie to zwykły hejt . Jestem pierwszy dzień zarejestrowany na tej stronce i chyba również dziś usunę konto. Pozdrawiam.
Jeszcze odnośnie Twoich pretensji do Tolkiena , wymyśl mitologię kulturę , języki i pismo oraz świat który nie istnieje i napisz jeszcze do tego powieść (raczej ich multum), myślę że to wystarczający argument aby wybaczyć mu te dziwne , wnerwiające Cię zbiegi okolicznosci.
Bez przesady, Ty chyba jeszcze hejtowania z prawdziwego zdarzenia nie widziałeś :-)
Pretensję mam do tolkienowskiego Hobbita za infantylizm i koincydencje. Pisałem tu już w tym wątku - nadmiar zbiegów okoliczności, braku logiki i zwykłych głupot mnie przerosła. Mam szacunek dla Tolkiena i Sapkowskiego za wykreowanie perfekcyjnie zbudowanego świata - o ile Tolkiena nie czytałem, to w Wiedźminie znalazłem jeden (słownie: jeden) błąd logiczny. Co na 5 tomów zmyślonej opowieści jest mistrzostwem świata :-) Ale z drugiej strony - nie widzę *żadnego* uzasadnienia, aby przymykać oko na głupotę fabuły tylko dlatego że "Tolkien wielkim poetą był".
No i to, że ktoś uznaje coś za dzieło sztuki w żadnym wypadku nie jest prawdą objawioną. De gustus cośtam-costam ;-)
Książka Hobbit była skierowana głównie dla młodszych osób, więc nie rozumiem Twoich pretensji. Pózniejsze powieści to już co innego.
Pretensje wynikają z rzeczy myślę oczywistych:
- Władca Pierścieni po prostu miażdżył fabułą, wykreowanym światem i postaciami z krwi i kości. Więc skoro pojawił się Hobbit, z dopiskiem 'prequel Władcy", więc spodziewałem się filmu co najmniej klasy WP
- patrzę na plakat i widzę Bilbo z mieczem i bardzo poważną miną. Hmm, nigdy bym nie sądził, że to bajka dla dzieci.
- patrzę na opis na filmwebie " Hobbit Bilbo Baggins wyrusza w niebezpieczną podroż, by wraz z czarodziejem Gandalfem i trzynastoma krasnoludami pokonać smoka Smauga". No, banda krasnoludów, zabijanie smoków, czarodzieje i niebezpieczeństwa - wow, zapowiada się mocna historia!
Więc pretensje, że zamiast tego co widziałem we WP otrzymuję koślawe animacje komputerowe, krasnoludy to przypadkowa zbieranina grubasów, a mocna historia to wyprawa wesołej kompaniji bez przygotowania mającej więcej szczęścia niż rozumu... No chyba mogę być rozczarowany :-)
Przeczytaj książkę, to zobaczysz że w filmie i tak pozmieniano sporo. Nie zajmie Ci to długo, bo powieść jest krótka ;p
Błędy logiczne nie są tym czym Ty je przedstawiasz, a jeżeli chodzi o "głupotę" , jest to literatura FANTASY . Wnioskując z nazwy tego gatunku słowo o pochodzi od fantazji , fantazja cechuje się często brakiem logiki. Czy mądre jest to , że Pan Kleks świętował święto Pigularza, czy że 2 małych Hobbitów ratuje świat- zdecydowanie nie i nigdy takie nie będzie , ale fantazja się nie cechuje mądrością. Bo jak mówi nasza kochana ciocia Wikipedia od strony psychologicznej - " Fantazja to pewien wyobrażony scenariusz, w którym w sposób jawny lub ukryty osoba spełnia swoje życzenia. Fantazja jest elementem rzeczywistości psychicznej. To co podmiot uważa za swoje rzeczywiste wspomnienie jest - z punktu widzenia psychoanalizy - jedynie jego fantazją i nie musiało się wydarzyć w rzeczywistości lub wydarzyło się inaczej niż jest to relacjonowane przez podmiot", więc jak chciałbyś żeby wszystko było takie mądre , logiczne i nie było zbiegów okoliczności , które są po prostu niemożliwe oglądaj sobie na przykład Ukrytą Prawdę lub Pamiętniki z wakacji.
Nie wiem czy się dobrze rozumiemy. Zarzucałem filmowy infantylność - ale dowiedziałem się że jest to zabieg celowy, bo w tym tonie napisana była książka. OK, akceptuję to i przyjmuję do wiadomości, iż wbrew temu co dane mi było czytać przed seansem, Hobbitowi bardziej do bajki niż powieści fantasy. Mam nadzieję, że się w tym osądzie zbytnio nie mylę :-)
I to nie jest tak, że narzekam na konwencję fantasy. Absolutnie nie. Zwyczajnie trochę (a w zasadzie to: mocno) uwierają mnie pewne elementy książkowej fabuły - czyli wspomniane już wcześniej głupotki i nielogiczności. I naprawdę ciężko jest mi to wytłumaczyć "że to tylko fantazja". Autor opisuje przygotowania do bardzo niebezpiecznej wyprawy - i do tej wyprawy wybiera na chybcika zebraną grupę która do trudnych wypraw i walk ze smokami nie za bardzo się nadaje. Fantazja fantazją, ale czy naprawdę nie jest to trochę naciągane? Walka z Białym Orkiem - ork stracił rękę. Oczywiście można go było teraz spokojnie zaciukać - ale oczywiście puszczono go wolno żeby potem powstał wątek zemsty :) Potem tenże Ork jak jakaś pierdoła cacka się z krasnoludami, zamiast załatwić ich w jednaj porządnej pułapce. Chodzi mi głównie o to, że - w przeciwieństwie do LOTR sama fabuła jest bardzo dziecinna. A wszystkie te niesamowite przygody są tylko po to, by pokazać fajne efekty walk.
To tyle co do mojej opinii o samej książce na podstawie tego co udało mi się wyśledzić :-) I niestety sam film na tym sporo u mnie stracił. No i sama techniczna realizacja przechyliła czarę goryczy.
Mam świadomość, iż dla fanów Tolkiena film ma wysoką wartość - ja staram się patrzeć obiektywnie i zwyczajnie tych głosów o "arcydziele" nie kupuję.