Dobrze że Tolkien tego nie widzi bo by się w grobie zaczął przewracać z prędkością turbiny.O ile
część pierwsza jeszcze się trzymała książki to tu już nic.zawiocha normalnie zawiocha . jeszcze
Czaka Norisa tu brak ;)
No lepszy by był zamiast Legolasa. Mogli go wprowadzić jako takiego niby nieudacznika elfa z Mrocznej Puszczy co okazuje się, że robi super karate, ratuje Kiliego i super kolesiem i wszyscy go lubią potem na koniec filmu i przybijają mu piątkę.
No do pewnego stopnia. :D Warstwa makijażu kompletnie odebrała mu mimikę - ten najważnieszy środek przekazu aktorskiego. Podobnie zresztą jak i jego filmowemu tatusiowi.
A nie wpadło Ci na myśl, że Elfy są chłodne z natury, i nie okazują emocji w sposób tak ekspresywny, jak inne rasy? W filmie zostało to przedstawione akurat w bardzo dobry sposób.
Jakoś we Władcy Galadriela nie miała problemów z mimiką... Ale ok, przyjmuję do wiadomości, że TOBIE się podobało. Mi nie musi.
Ależ to świetny pomysł tyle że już za późno.W rolach krasnoludów obsadzić Brusa Willysa,Sylwestra Stallone,Jeta Lee oczywiście Chucka Norrisa i Jackie Chana jako Filla i Killa ;)itd,itd a czarodziej.... może Jodie Foster? ;)
No i jeszcze Arni Schwarc, Steven Seagal, Jeane Claude Van Damm, no i Dolph Lundgren. Ale niektórzy za wysocy na krasnoludy... :D Ale w końcu jakiż problem? W wyobraźni PJ mieści się wszystko, więc Krasanoludy mogą być "trochę wyżsi"... Nawet od większości ludzi. W sumie dla zwiększenia skromnego budżetu można by dołożyć jeszcze Tomcia Cruise, Dżordza Clooneya i Bradzia Picia... :D I na takiego Hobbita bym chętnie poszła! Acz z Tolkienem nie miałby nic wspólnego...
No i nawiązując jeszcze do Twojej wypowiedzi to TEN Hobbit tez z Tolkienem nic wspólnego nie ma.Przy tych skokach,super ciosach,pływaniu miską po roztopionym złocie itd czego w książce w ogóle nie ma to nawet Bradziu by nic nie wskórał ;)
Ale dużo chętniej poszłabym na "hobbita" w opisanej przez nas obsadzie - przynajmniej bym się uśmiała do zdechu. Bo chyba nikt nie potraktowałby tego serio? Zwłaszcza, że co najmniej niektórzy z wymienionych poczucie humoru zapewne mają...
A tu teoretycznie PJ trzyma się książki i jakichś mitycznych notatek Tolkiena...
W sumie to trzyma się do ucieczki w beczkach.Dalej to już fantazje Pitera , ale racja człek by się uśmiał trochę gdyby Bilbo np Tom Cruise ganiał się ze smokiem ;)
Już teraz Hobbit ma z książkowym Hobbitem niewiele wspólnego więc co za różnica?
Z wymienioną powyżej obsadą byłoby zabawniej i bez żenujących, infantylnych żarcików PJ?
Pan Jacksona jest Nowozelandczykiem, ale kręci dla "Holiłudu" i za "holiłudzkie" pieniądze, więc kręci tak, żeby z tegoż "Holiłudu" panowie byli zadowoleni.
Tak wszystko mi jedno droga Ofelio ;) może i Piter to Nowozenandczyk ale film montowano w USA i tanie "skoki przez płomienie" są typowe dla kina amerykańskiego .nie zaprzeczysz . magia książki Tolkiena została zastąpiona magią kina Hollywood
No nie wiem, nie wiem;) To troszkę tak jakbyś pisał:"Nie wolno było Inkom piramid egipskich budować";)
Nevermind.
Niby tak :) ale odpisałem już Ofelii że film był montowany w USA i jest typowym filmem USA .Być może gdyby reżyserem był Polak,Rumun,Fin ...nie wiem Anglik najlepiej, podejrzewam że mniej było by tanich efektów a więcej gry aktorskiej ;) filmy w stylu "walimy się po ryjach pół godziny i nic" lub "skaczemy z samolotu bez spadochronu i też nam kużwa nic" już dawno nie modne.realizmu trochę potrzeba to jest to:) Pozdrowienia dla wszystkich inków egipskich ;)
Racja dobrze, że on tego nie widzi. Wyszłam z kina niestety bardzo rozczarowana i zawiedziona. Myślałam, że ta cześć zakończy już zabawę z krasnoludami, a ta rzekomo 3 cześć, będzie o czymś innym. A tu niestety, denny Legolas, śmieszna miłość z elfką i zabawa w kotka i myszkę w jaskini smoka, zniszczyło wszystko;/ Film wymuszony na maksa. według mnie powiewał trochę nudą, nie wydaje się Wam? Może ktoś kto nie czytał tej mega grubej książki, to być może film mu się spodobał. Choć znam jednego takiego i dupy mu nie urwało z wrażenia po wyjściu z kina....
"Choć znam jednego takiego i dupy mu nie urwało z wrażenia po wyjściu z kina...." - fan twórczości Tolkiena i rynsztokowy język... Poezja :/
Masz jakiś problem z tym zdaniem? Coś niepoprawnie zostało napisane?? To nie felieton, ani urzędowe pismo, więc odczep się. I akurat fanem Tolkiena nie jestem, bo jego książki czyta mi się długo i trochę mnie nudzą. A lubię czytać, więc warto znać twórczość ważniejszych autorów. Fanie Tolkiena.
Poezja? Nie widzę tu poezji... Ale skoro ty ją dostrzegłaś, to fajnie;]
Sami "poloniści" od siedmiu boleści na FW. Haha:-D
To nie zwyczajny fan tylko jakiś "fanboy"/"fanboyka" - bez mocnych argumentów za wysoką oceną. Chwali film, bo tak i już. Bo myśli, że prawdziwy fan Tolkiena będzie chwalił każdy film zrobiony na podstawie jego twórczości. Nawet jakby PJ zrobił coś pokroju starego ruskiego Hobbita, ten ktoś byłby wniebowzięty.
Trochę dzisiaj nie rozumiem.... Wrzucasz na moje zdanie czy na zdanie wiedźmy jagi? Wyjaśnij proszę, bo nie wiem jak zareagować :]
Szanuję Tolkiena, choć jego powieści są trudne w przyswojniu, zwłaszcza dla ludzi naszego pokolenia... Chodzi mi o to, że trzeba przysiąść, czytać w spokoju, skupić się, zapamiętać co się działo, odróżniać bohaterów (niektórzy mają z tym roblemy xD), żeby zrozumieć jego powieści.
Generalnie dla mnie filmy na podstawie twórczości Tolkiena są ch.ujowe.... Zwłaszcza Hobbit (skoro lecimy na świeżo). Spodziewałam się czegoś leszego po pierwszej części... Wielkie rozczarowanie po tym całym Smaugu.
Hmmm... Zastanawiałam się, co ci odpisać, ale stwierdzam, ze pasuje do ciebie jedno, jedyne określenie: żałosny.
Tolkien mądrym człowiekiem był. Z pewnością rozumiałby, że jego książki stały się tekstami kultury. I że reżyser, jako twórca odrębnego dzieła, które na nich bazuje, ma prawo dokonywać zmian w fabule.
Oczywiście, że przy Hobbicie graficy komputerowi musieli się napracować. Ale nie ma innego wyboru, jeśli chcemy w miarę wiarygodnie pokazać cały tolkienowski bestiariusz. Bez "holiłudzkiego", jak piszesz, budżetu, ten film nie miałby prawa bytu. Bo realizacja musi kosztować. Również uważam, że mordobicia w obu częściach jest za wiele (tak jakby nie było go w LOTR), ale to jest epika. A w klasycznej epice musi być mordobicie, coby nasi wspaniali bohaterowie mogli się w nim wykazać. A jeśli chodzi o montaż, nie jest taki znowu do końca "holiłudzki". Jest przecież sporo statycznych, długich ujęć, które na myśl przywodzą raczej epikę spod znaku Leana, niż współczesne gnioty z USA.
Też uważam, że bez Hollywoodzkiego budżetu i bez wsparcia CGI powstałby co najwyżej polski " Wiedźmin " - chcecie epiki, musicie godzić się na Hollywoodzkie pieniądze i amerykański styl, inne kraje ze swoim przemysłem filmowym nie podołałyby takiemu przedsięwzięciu, no, może Anglicy ale też nie sami, taki Harry Potter też nie jest do końca Brytyjski.
Nie rozumiesz. Nikt się nie czepia na przykład wykonania LOTR. Chodzi tylko o to, że film to ZUPEŁNIE co innego niż książka. Na potrzeby filmów się wycina z książek fragmenty, które nie są potrzebne, żeby fabuła dobrze "działała". LOTR był zrobiony dobrze. Jest główny wątek i mało wątków niepotrzebnych.
Hobbit natomiast to 3 filmy na podstawie 1 książki, która była cieńsza niż którakolwiek część LOTR. Zamiast wycinać fragmenty i trzymać ludzi w napięciu, dorzucają nic nie wnoszące do fabuły wątki. Wychodzą flaki z olejem. Przez 2,5 h dzieje się tyle: idą, trafiają w niewolę elfów, uciekają, ganiają się ze smokiem, smok odlatuje. Film źle zbalansowany. Podobny problem jak na przykład w Man of Steel. W połowie filmu można odnieść wrażenie, że to ostateczne wydarzenia i za 15 minut film się skończy. A tu nie, jeszcze ponad godzina pełnej akcji. Przy czym w Hobbicie naprawdę te "ostateczne wydarzenia" zaczynają się w połowie filmu. Za dużo akcji nuży.
Nie mam problemu w ingerencjach, nawet znacznych, w tolkienowską fabułę. Nie twierdzę natomiast, że wszystkie one były udane. Niektóre dopisane wątki (cała ta atmosfera wokół Pierścienia czy wprowadzenie Saurona) czy postacie (Radagast!) okazały się strzałem w dziesiątkę. Rozumiem potrzebę wprowadzenia wątku Azoga (Thorin napisany w tej konwencji musi mieć arcywroga), ale za dużo jest tych orków, co zaczyna być irytujące. Faktem jest, że film grzęźnie w fabularnych mieliznach, a niektóre wolty scenariuszowe trudno mi zrozumieć. Film wiele by zyskał, gdyby był chociaż pół godziny krótszy.
Ech ... ta " cienka książka " jest tylko punktem wyjścia dla filmu, który NIE JEST jej ekranizacją lecz adaptacją i to dosyć luźną
książkowy oryginał to praktycznie ciągła wędrówka, droga i przygody, questy, film jest zbudowany podobnie tyle, że w książce owych przygód jest trochę zbyt mało na trzy filmy, stąd Azog, Orkowie, itp. poza tym, wielu książkowych bohaterów to postaci niewyraźne, ledwo zarysowane: taki Bard wyskakuje nie wiadomo skąd i z pomocą drozda ubija smoka z łuku i nagle okazuje się, że jest on potomkiem władcy Dale i nagle wszyscy widza w nim króla a Thrandiul nie ma nawet imienia, te nikomu niepotrzebne wątki dodają tym postacią to, czego brak im w książce.
Jak już mówiłem "Na potrzeby filmów się wycina z książek fragmenty, które nie są potrzebne, żeby fabuła dobrze "działała" ".
Tutaj fabuła jest wzbogacana nic nie znaczącymi dla ogólnej fabuły wątkami. Pokazują coś pół godziny, co w zasadzie nie ma wpływu na całą fabułę. I tak razy dziesięć. Bez takich dupereli zmieściliby się spokojnie w jednym, trzymającym w napięciu i w zaciekawieniu filmie.
Taaaa ... i wyszło by z tego takie badziewie, jak polski " Wiedźmin ", gdzie upchano dwa tomy opowiadań w jednym filmie bez scenariusza
moim zdaniem, wiele dodanych wątków tylko wzbogaca film, który inaczej składałby się z samej wędrówki, byłby zbyt jednolity, liniowy, w jednym filmie taka Bitwa Pięciu Armii nie robiłaby zbyt dużego wrażenia, gdyż trwała by z 10 - 15 minut, jeden film byłby zbyt dużym spłyceniem / podobnie jak piąty HP, gdzie z najgrubszej książki zrobiono najkrótszy i najgorszy film serii.