jest bardzo subiektywna i wielu pewnie się z nią nie zgodzi. Starałem się jednak znaleźć ukryty
przekaz zawarty w tym filmie, a poniżej znajduje się jego interpretacja..
Film jest kompilacją etiud jednak ściśle ze sobą powiązanych. Jest metaforą współczesnego
kina, czy też może bardziej kieruneku w którym ono zmierza (przerysowany do granic
możliwości).
Na początku mamy Pana Oskara, wysłanego z luksusowego domu przez rodzinę do "pracy".
Ową pracą jest aktorstwo. Na początku ma za sobą ochroniarzy, którzy pomagają mu wejść na
głęboką wodę, by za chwilę zniknąć. Pan Oskar musi schylić głowę i wyciągać rękę po
pieniądze, wyzbyć się godności.Prosić po łaskę, jak nieszczęsny żebrak, którym się stał, na
którego nikt nawet nie raczy spojrzeć. Wszystko co widzi to"kamienie i stopy".
Przychodzi zmiana, mamy kolejny etap w życiu aktora. Widzimy jak wchodzi do wielkiej fabryki,
która okazuje się ultra nowoczesnym studiem filmowym. Jego rola sprowadza się jednak do
tego do czego przyzwyczaiły nas wielkie hollywood'zkie produkcje. Motion capture, bijatyki, seks
bez słów by na końcu zostać zmienionym w potwora.
Po rozczarowaniach jakie przyniósł mu jego zawód, bohater popada w obłęd. Znamienna jest
scena gdy w swoim szaleństwie gryzie rękę, która "chce go nakarmić". Ten segment karze
nam się zastanowić kto tak naprawdę jest szalalony. Oskar, który wyrwał piękną kobietę z
macek showbuisness'u, zakrył jej przesadnie wyeksponowaną nagość i wskazał jej drogę w
którą ma iść czy świat, który wszędzie umieszcza "visit my website" i urządza sesje zdjęciowe
na cmentarzu w imię "awągardy" i artyzmu.
W następnej etiudzie widzimy kolejny etap w życiu aktora. Rodzinę. Pan Oskar jednak nie
wygląda na szczęśliwego, ma zmęczoną twarz, kiepski samochód a na dodatek jego córka nie
jest tym kim on chciałby, żeby była... Mając w pamięci swoją drogę, która dała mu
rozczarowanie a z niego samego uczyniła nieudacznika, chce, żeby jego córka była
"popularna". Złości się na nią dlatego, że przesiedziała imprezę w łazience i nie potrafi
zintegrować się z rówieśnikami. Mając jej za złe to, że nie jest taka jak by chciał mówi do niej,
że jej największą karą jest to, że będzie musiała żyć ze sobą...
Po licznych klęskach przychodzi etap artyzmu. Pan Oskar wciela się w muzyka. Jest to krótka
odskocznia od tego czym jest zawód aktora. Chęć spełnienia się artystycznie. Robienia czegoś
dobrego, wartościowego, niekoniecznie dla sławy i pieniędzy (widzimy zespół Oskara grający
w opuszczonym budynku).
W kolejnych etiudach Carax daje nam do zrozumienia, że bohater przeżywa kryzys. W jego
limuzynie/życiu pojawia się tajemniczy jegomość, któremu Oskar zwierza się, że brakuje mu
"starego kina". Po tym jak właśnie skończył kolejną rolę, mordercy. Okazuje się, że wcale nie
jest wyjątkowy, że jego role nie są niczym specjalnym, że są inni aktorzy, tacy jak on, którzy też
mają swoje role i też chcą żyć tak jak on. Dlatego pokazane jest lustrzane odbicie Oskara w
postaci jego ofiary, która w końcu "morduje" i jego (słowo "morduje" jest w cudzysłowiu bo w
tym momencie okazuje się, że nic co robi Oskar nie dzieje się na prawdę, wszystko co robi jest
częścią jego ról, filmów w których gra). Oskar traci poczucie tego co jest jeszcze grą a co już
prawdziwym życiem. Według niego winna jest temu technologia: "Kiedyś kamery były cięższe
od nas, później wielkości naszych głów, a teraz są tak małe, że nawet ich nie widać". Bohater
jest zagubiony. Do kolejnej roli przystępuje już odmieniony. Widać po nim zmęczenie.
Zmęcznie sytuacją w której się znalazł. Zagubuieniem poczucia rzeczywistości.
W segmencie w którym Oskar wciela się w umierającego starca, widzimy fałsz w którym żyje.
Kiedy leży w łożu śmierci rozmawiając ze swoją ukochaną siostrzenicą, można uwierzyć w ich
rozpacz. W to, że życie jego siostrzenicy za chwilę będzie uboższe w jedyną postać która ją
kochała i której na niej zależy. Scena gdy Oskar umiera zostawiając w świecie żywych
rozpaczającą Lię by za chwilę wstać i udać się do następnej roli jest moim zdaniem najlepszą
sceną w całym filmie. Po tym jak już uwierzyliśmy w ich historię, w to, że Oskar faktycznie umarł
Carax serwuje nam tak absurdalny zwrot akcji. Mistrzostwo.
Dalej ukazuje się kawałek prawdziwego życia Oskara. Przypadkowo spotyka utraconą przed 20
laty miłość - Jean. Jean tak jak Oskar jest aktorką w tym absurdalnym świecie bez
kamer(widocznych). Tak jak On wciela się w różne role grając w spektaklu dla tajemniczych
widzów. Jean również przeżywa kryzys egzystecjalny. Jest zagubiona i najwyraźniej tęskni za
uczuciem które ich łączyło, jednak w ich życiu stało się coś co ich rozdzieliło o czym nie mogą
zapomnieć. Kiedy Jean skacze z dachu nie wiemy czy umarła na prawdę czy za chwilę wstanie
jak Oskar po ciosie w tętnicę od swojego sobowtóra czy po strzałach od ochroniarzy bankiera(
w końcu odgrywała już wtedy rolę Evy Grace).
Ostatni etap w życiu Oskara/aktora to rodzina i dom na przedmieściach. Oskar jest już
doświadczonym przez życie człowiekiem, który godzi się po woli ze swoim losem i pomimo
zrezygnowania wchodzi do domu/ kolejnej roli. Małpy, które na niego czekają są symbolem
pustego życia, które zastaje. Utracił miłość swojego życia, córkę, rodzinę by na końcu stworzyć
rodzinę, która nie daje mu szczęścia i jest tylko namiastką prawdziwych międzyludzkich relacji.
Bo choć szympansy zachowują się podobnie do ludzi to nimi nie są.
Film gorzko-słodki z przewagą gorzkiego. Pokazuje to jak aktorstwo czy też film nie ważne jak
bardzo strałyby się naśladować prawdziwe życie to jednak nigdy nim nie będą.
Nieszczęśnikiem jest aktor, który w tym świecie gubi poczucie rzeczywistości a mimo to ciągle
zatraca się w tym zawodzie. W epilogu, gdy wraz z Celine dojeżdżamy do "Holy Motors" firmy,
która zatrudnia wielu aktorów takich jak Oskar przekonujemy się, że tylko maszyny mogą być
zdolne do takiego wykorzystywania ludzi i to one z ukrycia sterują całym światem Oskara...
zdaje mi sie, ze to uczucie rozdraznienia było jak najbardziej pożądane. dyskusyjne tylko, jak kto na nie reaguje.
Świetna interpretacja użytkownika "eldoopa", pozostałe również zastanawiające. Ja dodam tylko, że limuzyny są dla mnie "kręgosłopem moralnym", tudzież "sumieniem" przedstawionego w filmie świata. Na końcu obawiają się, że zostaną w końcu kompletnie odrzucone, przewidują odduchowienie życia, życia ludzi poszukujących wrażeń poprzez bycie kimś innym niż jesteśmy. Przyznam się, że od momentu gdy karzeł ubiera modelkę obrałem zupełnie inny tok analizowania filmu. Wcześniej spodziewałem się faktycznego trzonu fabularnego (organizacja wynajmująca aktorów? Wiem wiem, silly me...), ale od tej sceny wiedziałem, że mam do czynienia z metaforami. Nawet nie metaforą degradacji kina, ale metaforą psucia się człowieka, który gubi swoją tożsamość.
"Scena gdy Oskar umiera zostawiając w świecie żywych
rozpaczającą Lię by za chwilę wstać i udać się do następnej roli jest moim zdaniem najlepszą
sceną w całym filmie. Po tym jak już uwierzyliśmy w ich historię, w to, że Oskar faktycznie umarł
Carax serwuje nam tak absurdalny zwrot akcji. Mistrzostwo."
Najpierw czytam tę interpretację i naprawdę jestem pod wrażeniem, a potem natykam się na wielki zachwyt nad sceną, która dla kogoś, kto tak zrozumiał ten film, nie powinna być żadnym zdziwieniem. W mojej opinii ta produkcja poruszyła intereseujące kwestie, ale po prostu została słabo wykonana. Sceny się ciągną, nic nowego się nie dzieje, żaden zwrot akcji, totalna nuda. Mam wrażenie, że ten film został zrobiony na zasadzie "mam dobry pomysł, ale nie wiem jak albo nie chce mi się go przedstawić w wysokiej jakości".
Film to nie tylko pomysł na jego stworzenie, ale i jakość wykonania. Jakość wykonania była dla mnie tak tragiczna i straciłem 2 godziny na oglądanie czegoś, co można było zmieścić w pół godziny, że nie mam już ochoty na własną interpretację. Autor tego "dzieła" zrobił ten film na odczepnego, więc i mi na odczepnego nie chce się już nad tym myśleć. Zero przyjemności z oglądania.
co Ja właśnie przeczytałem....
mózg na ścianie, skąd biorą się tacy "znawcy". Ty i Twoi kamraci zatruwacie kino - masa złych widzów robi złą robotę.
Świetna interpretacja, na wstępie.
Od siebie dodam, że dziwi mnie nieporadność wielu ludzi w odszyfrowaniu filmu, przecież niemal co krok mówione jest wprost o co w tym całym zgiełku chodzi :) Eldoopa ujął to w idealnym resume, ale od połowy filmu (mniej więcej) jasne jest z jakim problemem mamy do czynienia.
Niestety nie jest to format Lyncha, oprócz końcowych scen (moment opuszczenia przez Oskara limuzyny) uważam całość za raczej mocno przewidywalną i nieco bez jaja. Od razu wiadomo, że Eva Grace kręcąc się po dachu Samaritaine'a prędzej czy później z niego się rzuci a stary jegomość na łożu śmierci za kilka sekund zerwie się żwawo na nogi, dialogi za często kuleją... Daję jednak ogółem ocenę dobrą (no, z minusem) za świeży oddech kinowym powietrzem.
"Pokazuje to jak aktorstwo czy też film nie ważne jak bardzo strałyby się naśladować prawdziwe życie to jednak nigdy nim nie będą. "
No nie może być! Nigdy w życiu bym na to nie wpadł. Strasznie głębokie przesłanie. Zawsze dotąd uważałem, że aktorstwo, film i prawdziwe życie to jedno i to samo.
Będę miał teraz co przemyśliwać przez cały tydzień.