Jeden z niewielu moich naprawde ulubionych filmów, które moge oglądać nawet dzień w dzień. Jest w nim coś co dla mnie jest niesamowite. Może to kwestia walki o coś co się kocha, niespotykana lojalność między członkami gangu (spoiler: oczywiście poza incydentem z Bowerem, ale i on żałuje tego co zrobił) a także fakt, że nie tak dawno sama byłam taką bojową osobą, może nie kibolką ale też bywało ostro i to co pamiętam z własnych doświadczeń to prawdziwa lojalność między naszą paczką i nierzadko uszkodzona buźka. Film bardzo dobrze ukazuje przemianę Matta z lalusiowatego niedoszłego absolwenta Harvardu, na członka gangu, który staje za sobą murem w sytuacjach podbramkowych. I jakoś niespecjalnie czułam obecność "hobbita", toteż dla mnie kreacja Elijaha była udana. A najbardziej powaliło mnie zdanie, które wypowiada on tak jakby w swoim dzienniku brzmiące "kto pare razy oberwał po ryju, wie że nie jest ze szkła" - zdecydowana racja.