Pamiętacie scenę z chłopakiem przyjaciółki, który został dźgnięty nożem w szyję? Mimo wielkiej rany, zebrał siły i zaczął się szarpać z oprawcą. Doszło nawet do tego, że ostatkiem sił zaczął dusić bezradnego, w tym momencie, zbira. A co na to zrobiła nasza główna bohaterka? Załamała ręce... No cóż, chłopak przyjaciółki już jest nie do odratowania. Dlatego po co mam wychodzić i pomóc mu w zabiciu mordercy... Załamała ręce i zaczęła sobie wyobrażać, co takiego zrobi zbirowi, jak ten już się pozbiera z walki z większym od siebie facetem, który o mały włos, a by go udusił.
Co moim zdaniem powinna była zrobić ta bohaterka? Otóż, nie czekając aż walka się skończy, powinna była wziąć strzałę, którą miała pod ręką, bądź jakikolwiek nóż czy widelec z kuchni, podbiec bądź też podejść, kulejąc, do dwóch mężczyzn i wykorzystać fakt, że uzurpator jest aktualnie duszony, aby bezproblemowo wbić mu broń w oko. TADAM. Sytuacja opanowana. Zbir nieżywy. Dłoń uratowana przed zgnieceniem. Może nawet i chłopaka przyjaciółki udałoby się uratować (w co szczerze wątpię, ale możliwości jest milion).