Zauważyłem, że najwięcej mają o nim do powiedzenia ci, u których nawalił dom rodziny. Tylu antysemitów w jednym miejscu! Pewnie ci sami ludzie twierdzą, że w Polsce nie ma antysemityzmu. A tu, proszę, forum pęka w szwach.
Najbardziej podobał mi się pomysł z czarno-biała kliszą. Przypomniały mi się filmy z lat 60. Tez wszystkie był czarno-białe. Przypomniały się też opowieści starszych ludzi o żydach. Oni wszyscy w opowieściach dziadków i pradziadków byli jacyś odhumanizowani. Uderzał mnie, że fakt, iż kiedyś było ich w Polsce sześć milionów, a teraz ich nie ma, to dla najstarszego pokolenia temat tabu. Dopiero, gdy byłem dorosły, zrozumiałem, dlaczego tak się działo. Wielu ludzi nie lubiło żydów, a po holokauście czuli się winni jak ktoś, kto im źle życzył. Cóż, Polacy mają brudne serca i muszą się z tym uporać.
Poza tym zauważyłem, że konto "Vermesa" zostało zlikwidowane. Ktoś usunął naszego filmwebowego żyda. Ciekawe, czym podpadł? "Idę" zawsze bronił i nie przekraczał granic dobrego smaku.
Z tym "Vermesem" też mnie zaniepokoiło. Skoro, jak wynika z badań, 45% ludzi w Polsce, to antysemici, więc wśród adminów FW statystycznie jakie pół osoby na tyle wychodzi. Szkoda, że te dolne pół, z d..ą zamiast głowy.
No właśnie. Jak pamiętam, to facet świntuszył, ale cenzuralnie w profilach ładnych aktorek. Jednak nie kojarzę żadnych bluzgów. Jako jeden z nielicznych bronił na forum tematyki żydowskiej. Sam kiedyś założyłem na jakimś filmie o żydach temat i tam się udzielał więcej ode mnie. Kiedyś wdawał się w kłótnie z homoseksualistami, których tu na forum jest pełno. Może komuś się naraził. Nie dowiesz się. Zresztą redakcja Filmweb to dla mnie jakaś szemrana zgraja. Mają niby profil na YouTube, ale nie wiem, kim są ci ludzie. A nasz rebe "Vermes" wyświetla się w kilku tematach jako "użytkownik usunięty". Byłem jego "znajomym" na forum.
Pamiętam, że ty tez chyba udzielałeś się przy "Idzie" z poparciem dla filmu. Dobrze kojarzę?
Pierwszy po lewej na klawiaturze, pod "Esc". Matmatyczny symbol "około" - tu "mniej - więcej"
MAm nadzieję, że następne badania wykażą, że w Polsce mieszka ok. 99% antysemitów, Zydzi to rozgłoszą po całym świecie i żaden żyd nie zamieszka w Polsce przez następne 1000 lat.
Zostaniemy wtedy autarkicznym państwem, które upadnie po pół wieku... Nikt do nas nie przyjedzie i nic od nas nie kupi.
nieprawda, jak jeden Polak wyprodukuje dżem albo lepiej konfitury (mniam), drugi polak to zeżre ze smakiem, a obcych nam nie trzeba, coż po żydofilozofii, nazywanej dla niepoznaki niemiecką? coś wiem na te tematy, najpierw piękne słówka o otwartości, liberalizmie, tolerancji, a później spier... polaczki do getta, teraz żydy i niemce pany!
Może Vermes wyjechał do Izraela. To by oznaczało, że zrobił jak powiedział. W końcu w Polsce nie da się żyć...
Być może. On coś pisał o tym czasami. Zobaczcie, jak po okresie oskarowego szału cicho się zrobiło na forum. To cała prawda o ludziach i internecie.
Biorąc pod uwagę sposób rejestracji konta - będzie chciał, to wróci na Filmweb.
Co do granic dobrego smaku, to mam odmienne zdanie po kłótniach z nim na temat sytuacji Palestyńczyków (jego zdaniem "gości") w Izraelu.
Vermes był bardzo pokrzywdzony przez samego siebie. Pałał nienawiścią do innych. Oby jak45 poszedł jego śladem.
Kulą w płot. Jestem pełen miłości do bliźniego i litości dla "ubogich duchem"...
Przecież pisałem "mój świat jest mierzalny i policzalny". Chyba, że jesteś jak Abigail i Brittany Hensel i masz dwie głowy.
To trudno rozstrzygnąć. Arabowie są tam z wielu stron. Przyjeżdżali, przyjeżdżali i siedzą tam od dawna. Żydzi byli tam ponad 2000 lat temu, potem zostali wypędzeni. W końcu wrócili pod auspicjami syjonistycznych idei. Nie umiem tego rozstrzygnąć.
Miło byłoby, gdyby narodowość nam nie przeszkadzała w osiedlaniu się tam, gdzie chcemy. Wszyscy ludzie braćmi a Ziemia dla wszystkich. Utopia - zaraz byśmy znaleźli powody do waśni...
Nie wiem, czy jesteśmy gotowi na mozaikę etniczną i rasową w swoim otoczeniu. Bywam czasem w Holandii i spacer ulicami jest jak wykład z antropologii. Zwłaszcza w takim Wageningen, gdzie 1/3 populacji to studenci, w dużej części zagraniczni. Okna na wysokości II piętra (bo nieotwierane) mył mi Marokańczyk, a asfalt pod domem naprawiał Afrykanin (bez rasistowskich sugesti), tylko trawnik kosił miejscowy.
W tym również odstajemy od Zachodu. Chcemy czy nie, wieloetniczność jest przyszłością świata - pytanie tylko, czy będzie czynnikiem postępu, czy źródłem napięć. Dla tego pierwszego możemy coś zrobić: zrezygnować z pieczątki/piętna narodowości, jako podstawowej cechy identyfikacyjnej dla jednostki oraz, bagatela, zamienić państwa narodowe na terytorialne (zlikwidowanie państwa jako jednostki politycznej i administracyjnej nie jest jeszcze możliwe).Do tego, moim zdaniem, doszli w USA i dąży do tego UE oraz... Rosja, na swój spaczony sposób.
Żeby było jasne: etniczność uznaję za pozytywną wartość (zwłaszcza kultywowanie języka, historii i kultury), o ile nie jest podszyta ksenofobią, natomiast narodowość (w ujęciu od, powiedzmy, końca VIII w.), już od końca XX w., jako wybitnie destrukcyjną (jak sądzę, choć tylko o tym ostrożnie napomyka, Wałęsa to rozumie - to ten jego słynny instynkt polityczny).
Na razie możemy przećwiczyć swoją światowość dzięki Romom z Bałkanów. To akurat sarkazm, bo widzę bezradność naszych władz w egzekwowaniu respektowania przez nich prawa.
Trudno mi zwalczać własne uprzedzenia akurat w przypadku do nich. Gdy byłem dzieckiem jeździły jeszcze tabory i raz na wakacjach byłem świadkiem takiego przejazdu przez wieś. Wozy zatrzymywały się, mężczyźni stawali przy płotach, a kobiety wchodziły kolejno na podwórka, goliły warzywniki i łapały drób. Nikt nie odważył się sprzeciwić. Podobnie było z kradzieżami zuchwałymi na targach. Potem Romów przymusowo osiedlono (co akurat było krzywdą), ale nie asymilowali się przesadnie.
Teraz przybyli nowi i wróciły zwyczaje z lat 60-tych. Parę lat temu na moim osiedlu przejęli dwa niezamieszkane domy, które wpierw zdewastowali, a potem spalili, przy totalnej bezradności władz.
Jeżeli to był test mojej światowości i tolerancji, to oblałem...
Niekoniecznie. Jasne, że wielki wpływ na narody i grupy etniczne ma odwieczna tradycja - u Romów akurat jest nią złodziejstwo i "wagabundztwo"; u Żydów solidarność, zajmowanie się handlem i bankowością, kult dla wykształcenia i sztuki; u Niemców karność i kult władzy; u Polaków beztroska i zawadiactwo, itd. Ta (tradycja) z kolei jest w sporej części wynikiem historii, zbiorowych doświadczeń.
Ja akurat Romów odbieram pozytywnie (jako chłopak przesiadywałem w ich obozach, ogrywałiśmy dzieciaki w pikuty i w karty, ale... trzymaliśmy się za kieszenie).
Po prostu - racjonalizm spowodował u mnie uznanie rasizmu, ksenofobii i homofobii (jak też wiary w telepatię, wrózki, UFO, itp) za przekonania irracjonalne. To mi wystarczy (choć kiedy na studiach podrywał mnie gej, nie potrafiłem ukryć obrzydzenia).
To twierdzenia, że złodziejstwo (podobnie zresztą jak żebractwo) jest przypisane Romom się nie posunąłem, bo wszystkich nie znam. Szkodzą oni jednak swojemu odbiorowi w świecie. I pomyśleć, że był to naród nieustraszonych najemników wojskowych (dlatego koczowali). Kiedyś byli też znani jako kotlarze i np w zakładach gdzie pracował mój ojciec cynowali urządzenia do mieszanki gumowej, czego nikt inny nie potrafił.
Co do Twojego racjonalizmu, to mam nadzieję że w przeciwieństwie do wysokiego inaczej znanego polityka nie trwasz w poglądach "bo tak".
Kiedyś, gdy moja Mama była w szpitalu w stanie zagrożenia życia (lekarze odmówili operacji twierdząc, ze nie przeżyje narkozy), w akcie desperacji udałem się do bioenergoterapeuty (męża koleżanki z pracy, który wcale nie zajmował się tym zarobkowo). Chciał jedynie zdjęcia i rozpoczął nad nim swoje działania, które w innej sytuacji uznałbym za oszustwo. Gdy za parę godzin pojechałem do szpitala okazało się, że "nagle wróciło normalne tętno oraz ciśnienie i mogliśmy operować". Jeszcze parę razy odwiedzałem go (na wyraźne życzenie) i dowiadywałem się, że łóżko jest w niebezpiecznym miejscu (piętro niżej stał gigantyczny aparat rentgenowski, o czym nie rozmawialiśmy), czy że jest jeszcze jedno ognisko zapalne (o czym lekarz powiedział mi dopiero nazajutrz). Nie informowałem mojej Mamy o tych działaniach, więc nie mogło to wpłynąć na postępy leczenia. Nie wiem co to było, a nawet czy naprawdę było, ale pomogło (zwłaszcza że lekarze nie powiedzieli wprost, ale nie dawali szansy).
Jestem inżynierem, a mój świat jest mierzalny i policzalny. Jednak to wydarzenie wymyka się.
To jest tak: telepatii nie uznaję, bo już by to zjawisko ewolucja wykorzystała - ale może nie być cechą genetyczną, tylko akcydentalną; wróżbiarstwo/prekognicja jest możliwe tylko przy zaprzeczeniu współczesnych teorii czasu i zasad przyczynowo - skutkowych a więc wysoooce nieprawdopodobne; UFO to też kwestia prawdopodobieństwa (wyliczona gęstość psychozoików we Wszechświecie + możliwość techniczna i intencjonalna kontaktu) - w istnienie innego rozumu wierzę, w możliwość kontaktu nie.
Zgadzam się, że "życie jest formą istnienia białka, ale w kominie czasem coś załka...".
Chodziło mi o to, że nauka jest dynamiczna i coś, co wydaje się dziś brednią, po uzyskaniu nowych informacji wejdzie do jej kanonu. Za mojego życia przyjęto teorię tektoniki płyt, ustalono czas i przyczynę wyginięcia dinozaurów, że nie wspomnę o DNA. Możliwe też są mistyfikacje naukowe, które jednak na lata traktowane są jako pewnik (teoria o odpowiedzialności cholesterolu za choroby układu krążenia bazowała na kreatywnej statystyce badań).
Organizmy żywe wytwarzają pole energetyczne, które np płaszczki czy ryby-młoty wykrywają. A pole da się modulować, więc może istnieje w przyrodzie przekaz sygnałów tą drogą i kiedyś go odkryją jako telepatię? Akurat cechy już istniejące w urządzeniach technicznych są odnajdywane u zwierząt - echolokacja u nietoperzy i waleni, czy porozumiewanie się słoni infradźwiękami.
Teoretycznie mnie przekonaleś. Niemniej, pozwolisz, pozostanę "ortodoksyjnym racjonalistą", wierzącym w "brzywę Ockhama" i bojącym się wpadnięcia w pułapki mnożących się pseudoteorii. Wierzę w to, co niezbicie istnieje i jest dobrze udowodnione. Wychowałem się na "Szkicach sceptycznych" Russella...
Ależ wcale nie chciałem Ciebie przekonywać. Najbardziej rozwija wymiana poglądów, po zmusza do ich formułowania i uzasadniania. To istota pracy zespołowej, gdzie można dojść do bezsensu swego pomysłu na etapie dyskusji, czego nie uda się zrobić samemu. Również dotyczy to interpretacji filmów, gdzie ujawniający się schematyzm na tym portalu jest niestety powszechny.
A swoją drogą powołujesz się na myśliciela, który powiedział "Nie wolno przyjąć niczego bez uzasadnienia, że ono jest, musi ono być oczywiste albo znane na mocy doświadczenia, albo zapewnione przez autorytet Pisma Świętego", również do kwestionowania istnienia istot boskich. Nie wiem, czy Ockham nie przewraca się w grobie.
Nauka często posługuje się przybliżeniami. W skali życia codziennego sprawdza się geometria Euklidesa. Ale już w geodezji zaczyna szwankować ze względu na krzywiznę Ziemii (moja działka ma wymiary 25 * 46 m, ale powierzchnię 1147 m2, co jest wynikiem statystycznego rozrzucania rozbieżności pomiędzy pomiarem, a założeniem płaskości kartowanego terenu). W kosmosie prawdziwa jest już tylko geometria hiperboliczna Łobaczewskiego. A do tego jeszcze stwierdzone zostały ugięcia czaso-przestrzeni przez grawitację.
Ja twierdzę, że geometria Riemanna. Dyskutujemy dalej?... Proponuję przerwać, bo SPRAWA ucierpi! Ile to prób wielkich przewrotów dziejów się nie udało, bo pożarto się o kwestie teoretyczne...
Mimo to wierzę w naukę. Nauki nie wolno jednak postawić na piedestale. Dla wielu osób jest ona najwyższą formą poznania świata. To doprowadziło cywilizację zachodnią do odrzucenia rzeczy niemierzalnych jako rzeczy wartościowych. Przykładem może być logiczne pytanie o Boga i jego wszechmoc (paradoks kamienia). Taki problem może sobie postawić logik dla zabawy, ale kiedy robi to z pobudek poznawczych, tylko obnaża miałkość ludzkiego intelektu.
A ja na przykład do tej pory nie wiem, dlaczego w kablach płynie coś takiego, jak prąd i co to jest? Czemu prąd nie jest wodą albo czarną magmą lub błękitną plazmą?
Mój tata przywiózł kiedyś z działki chorego kota. Kot pomieszkał w domu kilka dni. Załadował go do transportera i zawiózł to kliniki weterynaryjnej. Ledo otworzył transporter, kto pod kliniką czmychnął. Przyjeżdżał po niego przez kilka dni, ale kot nie przyszedł. Już zdążył o nim zapomnieć, minęły tygodnie, aż tu pewnego dnia na podwórku przy samochodzie, jedynej rzeczy, którą kot znał od urodzenia (tata zawsze nim jeździł na działkę) siedzi ten kot i czeka na tatę.
Na czym polegało nasze zaskoczenie? To było półmilionowe miasto, w którym kot nigdy nie był i nie mieszkał. Nie mieszkał też w naszym rodzinnym domu. Chciałem zawsze rozwikłać zagadkę, jak ten kot przeszedł przez ścisłe centrum około 5 km w linii prostej, gdzie żyje masa ludzi, jeżdżą samochody, komunikacja? Jak pokonał rzekę, jak wiedział, który most wybrać? I jak w ogóle wiedział, którędy ma iść, żeby trafić za moim tatą? Po co to w ogóle zrobił?
Ludzie wygadywali o percepcji kotów, że mogą mieć jakieś biopole i takie rozmaite głupoty. Każdy gadał to, czego się nasłuchał o delfinach i nietoperzach. A ja tłumaczyłem sobie wszystko po najmniejszej linii oporu, że mianowicie ten kot zapamiętał drogę, słabo bo słabo. Być może gdzieś na mieście trafił na ślad zapachowy samochodu? Tata regularnie parkował w połowie drogi, w zakładzie pracy mamy. Jednak jak przeszedł przez rzekę, nie mam pojęcia. A może koty umieją coś więcej, co nam się wydaje, że tylko my umiemy?
Jeszcze niejeden naukowy paradygmat runie nim zdążymy zejść z tego świata. Nauka ma całą mapę DNA, a nie wiemy, jak koty odszukują drogę do domu lub do miejsc, w których nigdy długo nie przebywały. Ograniczoność i nierówność nauki mnie czasami irytuje. Ta kotka przyszła za człowiekiem, który ją wychował, czyli tatą i pole magnetyczne raczej nie wchodzi w grę.
Z powodu kotów padła w ogóle moja piramidalna struktura wszechświata. Człowiek nie znajduje się w niej na samym szczycie. Nie znam tak drugie bezwzględnego bydlęcia, jak człowiek. Dziś wiem, że w pierwszej kolejności pomogę potrzebującemu kotu, w drugiej psu, a człowiekowi na końcu.
Jak to się ma do "Idy"? Nigdy nie wiemy, co jest w człowieku. Kiedyś zastanawiałem się, czy gdyby najbardziej psychopatycznego typa z mojej klasy (już kryminalista nie żyje, zastrzelony przez policjanta na służbie) dzień po urodzeniu dać wzorowej rodzinie z pieniędzmi, czy dałoby się zrobić z niego na przykład profesora? Patrzę czasami na dzieci z patologicznych rodzin i widzę, że niektóre z nich mają patologię wypisaną nawet na twarzy, jakby to wyszło z genami? Co dałby taki eksperyment? Warunki życia potrafią pewnie z człowieka zrobić kogoś diametralnie innego.
Koty nie są wbrew pozorom przywiązane do ludzi, lecz do miejsca. Równocześnie łazikują na ogromne (w ich skali) odległości. Miałem kiedyś kota, który potrafił zniknąć na kilka dni, a potem wracał wychudzony i poraniony. Inne koty go lały, bo był rudy. Gdy się pojawiał, to bijące się kocury nagle się sprzymierzały przeciw niemu.
Jak każde zwierze terytorialne koty tworzą w hipokampie mapę terenu i wcale nie muszą chodzić tymi samymi drogami, aby się nie zgubić. Mam malamutke, która boi się huku i kiedyś, gdy na Sylwestra zaczęły się szaleństwa, przewlokła mnie półbiegiem do domu. Wybrała bezbłędnie najkrótszą trasę, którą nigdy wcześniej nie szła.
Poza tym koty to dranie i energetyczne pijawy. Gdy w domu jest kot i pies, to z reguły kot śpi na psie. Nawet przesiadywanie na kolanach człowieka nie jest bezinteresowne. To nie człowiek ma kota, tylko kot człowieka.
Psy też dobrze się orientują w przestrzeni: mój byly pies uciekł mojej byłej żonie na plaży i po kilku dniach dotarł do mnie, na odległość kilkudziesięciu kilometrów. Jakiś czas wcześniej opiekowaliśmy się nim z moją obecną żoną przez ok. tydzień, kiedy "była" musiała wyjechać; przywiozła go do nas samochodem, więc nie mógł zapamiętać drogi, wcześniej bywał u nas z moimi synami, przyjeżdżali koleją.
W wyniku podziału majątku dostał się "byłej". Zdechł kilka lat temu. "Była" żyje i ma się dobrze. Przyjaźnimy się.
Rozmawiałem z jednym starym Romem; sam stwierdził, że kradzieże to tradycja. W życiu bym nie twierdził, że wszyscy oni kradną - to jest właśnie nieracjonalne! Pisałem tylko o tzw. "cechach narodowych", które zresztą, poza jakąś tradycją, są efektem sprzężenia zwrotnego i dotyczą zapewne tylko jakiegoś procntu populacji.
Też pamiętam, jak u mojego wujka pobielali garnki...
To, co piszesz jest oficjalną wersją państwa Izrael. Wojna w latach 66-73 miała wg niej doprowadzić do całkowitego wysiedlenia ludności żydowskiej i powstania diaspory. To miało stanowić uzasadnienie praw do ziemi, bo muzułmańscy Palestyńczycy stawali się ludnością napływową (wyżej omawiani "goście"). Nie potwierdzają tego ani badania genetyczne, bo 82% muzułmańskich Palestyńczyków i 70% izraelskich Żydów ma te same geny. Ponadto prace archeologiczne wykazały, że miasta które nie poparły powstańców przetrwały. Wszystko wskazuje na to, że ich ludność z czasem przeszła na islam i uległa arabizacji (w sensie kulturowym). Jednak są to w istocie etniczni Żydzi. Nie jest to jednak zgodne z "mitem założycielskim"
Przecież napisałem, że kulturowo i genetycznie ci Żydzi, którzy zakładali Izraela, bliżsi są europejczykom niż arabom. Napisałem też o ich syjonistycznym zacięciu. Dlaczego nie przeczytałeś uważnie?
Byłby ostrożniejszy z tym zrównywaniem genetycznym Izraelczyków i Palestyńczyków. Dla mnie badania genetyczne są guzik warte, bo ignorują pozostałe czynniki tak, jakby były one najmniej istotne. Radziłbym poczytać o dziedziczeniu mitochondrialnym. Rozumiem z tego niewiele, ale fakt, że współczesny Izraelczyk wygląda jak Francuz czy Włoch lub Polak, a nie jak Palestyńczyk, wynika z wielu rzeczy.
Nie zgodzę się z rzekomą arabizacją żydów półtora tysiąca lat temu. to hipoteza, żadnych danych historycznych, żadnych świadectw i kronik. Od islamizacji przewinęło się tam tyle pul genetycznych, że to nie ma sensu. Jet tylko taki jeden szaleniec, który nazywa się Shlomo jakiś tam, chyba Sand. On uważa, że etnicznie Palestyńczycy i żydzi izraelscy to dwie różne grupy. Przy czym Palestyńczycy są najbliżsi ludności tubylczej. Tylko z jakiego okresu?
Pisałeś być może, ale w innym temacie.
Badania dotyczyły chromosomu Y, na który największy wpływ mają ewentualni najeźdźcy (np w wyniku gwałtów wojennych), a nie DNA mitochondrialnego. Żydzi z początku I tysiąclecia wg rzymskich fresków wyglądali jak ci, którzy współcześnie przybyli do Izraela z Jemenu (np Ofra Haza). Na rozjaśnienie skóry potrzeba ok. 25 pokoleń w innej strefie klimatycznej, co tłumaczy odmienność wyglądu aszkenazyjczyków. Już poczytałem...
Na arabizację są dowody zarówno archeologiczne, jak i przekazy. Palestyńskie miasto Saffuriya było starożytnym Sepphoris, teraz po wysiedleniu w 1948 r. ludności muzułmańskiej już tylko lasem. I ta ludność otaczała kultem pewien grobowiec - rabina z III w.
Byłbym też ostrożny z kwantyfikowaniem typu "żadnych dowodów", łatwo temu zaprzeczyć. Nie jestem specjalistą z dziedzin, na których dokonania się powołuję, to wiedza z filmów dokumentalnych lub wyczytana. Rzecz w tym, że właśnie na wersję oficjalną jest mniej dowodów. Zapisy historyczne wskazują na obecność znaczących grup ludności żydowskiej w wielkich miastach starożytnych na długo przed rzymskimi wysiedleniami. W samej Aleksandrii było ponoć wtedy więcej Żydów niż w Jerozolimie. Ale pewnie też wiesz lepiej...