Książki nie czytałem ale mam wrazenie że adaptowali to podobnie "utalentowani" scenarzyści co serial wiedźmin od netflixa.
Główny bohater został nakryty na oszustwie za to, że znaleziono podobno w pojemniku z wężami jego chusteczkę. A przecież pojemnik z wężami został rozsypany w drobny mak i ta chusteczka mogła tam leżeć od pierwszej walk igrzysk i służyć Lucy do smarkania, nie dało się tego udowodnic że rzeczywiście była w pojemniku z wężami. Drugim rzekomym dowodem był pusty już pojemniczek który nijak nie świadczył o żadnym oszustwie.
No i to że Lucy straciła całe zaufanie do Snowa po tym jak powiedział że ma dość zabijania i 3 już mu wystarczy a ona znała tylko 2 ofiary(i nie miała mu za złe tego że je zabil) i w tym momencie postanowiła go zdradzić a potem idiotycznie mu to zasugerować mówiąc, że jest ostatnim dowodem jego zbrodni gdy trzymał broń w ręku a ona właśnie wychodziła na deszcz co tylko wzmagało podejrzenia.
Scenarzyści nie mieli pomysłu na to jak ich poróżnić chyba i to wyglądało jak wymyślenie czegoś na szybko bez większego przemyślenia.
Dużo bardzo było takich głupotek fabularnych które mi psuły odbiór.