Do kina udałam się zafascynowana serią i poprzednimi filmami. Po wyjściu z najnowszej części miałam mieszane uczucia. Postać grana przez Toma Blythona zachwyci przede wszystkim żeńską część widowni. Mroczny, przystojny. Rachel Zegler w roli Lucy Grey za to nie porwała mnie w ogóle. Lekko cukierkowa, bez charakteru, większość filmu patrząc na nią myślałam „co ona tu robi?!” W książce jej postać została przedstawiona dużo lepiej niż w filmowej adaptacji. To co mi się spodobało to wyjaśnianie poszczególnych wątków z poprzednich części filmu. Rozwinięcie motywu słynnej róży pojawiającej się w każdej części wraz z postacią prezydenta Snowa. Przedstawienie początku igrzysk w momencie gdy nie były one jeszcze dopracowane, bez ładu i większego wkładu ze strony Kapitolu. Przedstawienie jak traktowano trybutów z poszczególnych dystryktów. W późniejszych latach byli oni kreowani w sposób zachwycający publikę. Tutaj podczas 10 Igrzysk Głodowych są pokazani jako osoby bez szacunku do ich zdrowia i życia co pięknie kontrastuje z wywiadami, ubiorem i show w późniejszych dorocznych Igrzyskach. Po wyjściu z kina fani długo mogą zastanawiać się jeszcze nad relacją pomiędzy Coriolanusem a Lucy Gray. Zakończenie dla osób nie czytających wcześniej książek może okazać się trochę niejasne. Bez skupiania się cały film nad dialogami nie zrozumie się końca. Według mnie film zasługuje na ocenę 7/10. No i oczywiście nie wybierajcie się do kina jeśli nie macie prawie trzech godzin wolnego czasu no i nie lubicie przeciągania fabuły.