Mam pytanie... Dlaczego większość ludzi jest zawiedziona zakończeniem?? Gale pokazał wiele razy w trakcie powieści,że pomimo uczucia jakim darzy Katniss (moim zdaniem bardziej pożądanie i przyzwyczajenie niż miłość), dużo ważniejsza jest dla niego sprawa i wojna. Peeta natomiast powoli zdobywał jej zaufanie i uczucie, ciągłymi poświęceniami i bezwarunkową miłością, nie oczekując niczego w zamian. Sama Katniss, niby była ciągle rozdarta ale moim zdaniem wiele drobnych szczegółów pokazało,że jej końcowy wybór miał jednak podłoże romantyczne.Nie zostałą z Peeta tylko dlatego,że bardziej jej się przydał, ale dlatego że go pokochała. Przecież to właśnie w trakcie pocałunków nim, nie z Galem, poczuła pożądanie. Gale był jedynie przyjacielem. Myślę,że sama Katniss myślała,że naturalną koleją rzeczy byłby ślub i wspólne życie z partnerem polowań. Tworzyli taki zgrany zespól, rozumieli się bez słów. To byłoby proste, znajome, tego wszyscy się po nich spodziewali. Jednak na ich drodze stanęły Igrzyska i pojawił się Peeta, który stał się miłością jej życia, pomimo że Katniss nie do końca to rozumiała (no pewnie, miała poważniejsze problemy niż rozterki sercowe). Moim zdaniem zakończenie jest takie jak powinno być: odpowiednie dla bohaterów, jednak nie przesłodzone.
Ludzie są zawiedzeni bardziej 3 częścią w ogóle a nie samym zakończeniem. Dla mnie owszem widać było dużą różnicę jaka była między ostatnią częścią a jej poprzednimi tomami. Nie powiem,iż jestem zawiedziona,bo byłoby to za mocne określenie,ale wyobrażałam sobie tą część inaczej. Książka oczywiście mnie zaskoczyła,wstrząsnęła mną i wzruszyła. Cieszę się z takiego zakończenia,bo Gale'a od początku nie lubiłam,jakoś mi nie pasował do Katniss za to Peeta od razu zyskał moje poparcie. Kosogłos zawierał mniej akcji jeśli mamy na myśli akcję w stylu walki na arenie. Zaczęła nabierać tempa pod koniec,brakowało Peety a więc ulubionego bohatera większości,istotnego bohatera powieści - być może to wpłynęło na taki odbiór książki. Jednak uważam,iż również była ciekawa i wg mnie konieczne było to,by się różniła od poprzednich części. Pokazała okrucieństwo,naturę wojny,jej ofiary. Gdyby wszystko skończyło się szczęśliwie,byłoby nudno i przewidywalnie .
zZgadzam się z tobą. Jedyne czego nie moge wybaczyc autorce to to, ze uśmierciła Prim. To tak jakby Katniss nie zgłosiła sie za nią na dożynkach i tak czy siak ją straciła. Najbardziej w Kosogłosie podobały mi się ostatnie słowa nie licząc epilogu:
Więc gdy szepcze:
-Kochasz mnie. Prawda czy fałsz?
-odpowiadam- Prawda.
Ryczałam jak głupia. cała seria jest wspaniała i zakończenie jest taki jakie powinno byc
Gdyby się nie zgłosiła,to prawdopodobnie Igrzyska odbywałyby się nadal i życie mógłby stracić Peeta i wielu innych,którzy mogliby zostać wylosowani w następnych Igrzyskach. Ta chora zabawa trwałaby nadal,bo Katniss nie stałaby się twarz buntu,rebelii. Śmierć Prim jest przykra i wstrząsająca,ale w każdej powieści bez śmierci się nie obejdzie,historia byłaby zbyt nudna. Gdyby uśmierciła Gale'a byłoby to bez sensu,bo wtedy związek Katniss z Peetą moglibyśmy podważać - myśleć,że gdyby przeżył,związałaby się z nim. Tutaj śmierć Prim była jednym z powodów, dla którego wybrała inaczej.
Również moje ulubione słowa, i ten fragment w epilogu z piosenką <3 nie da się nie płakać
W tej serii było dobrze ukazane, że w jeśli chodzi o gwałtowne zmiany społeczne i rewolucje, najmniej zyskują ci, którzy najwięcej poświęcili.
Dokładnie. Ja sam nie lubię Gale`a! I w książce i w filmie strasznie mnie irytuje. Wielki bohater... ja tam wolę Peete.
Naprawdę? Ja czułam zupełnie odwrotnie, Gale był sympatyczną postacią, pełną pasji i namiętności, a Peeta był taki... sztuczny. Nie lubiłam go od początku. Choć wydaje mi się, że na mojej ocenie zaważyło obejrzenie filmu, a potem przeczytanie książki (wszyscy czytelnicy szeroko pojętej literatury mogą mnie teraz zlinczować doszczętnie, zrozumiem ;)), od początku bowiem odtwórca roli nie przypadł mi do gustu (lekko mówiąc). Wszystko mi w nim nie pasowało. No i zakończenie ostatniego tomu było tak słodkie, sztuczne i idiotyczne, że aż mnie zemdliło. Wbrew temu, co ktoś pisał poniżej, odniosłam wrażenie, że Katniss nie była szczęśliwa z Peetą, mimo, że w książce nic takiego nie było napisane. Według mnie takie a nie inne zakończenie wynikało z presji czytelników na autorkę - dzielni trybuci w końcu zakochani. Nie kreowałam tych postaci, jednak intuicyjnie czułam, że Katniss i Gale są dla siebie stworzeni. Gdy przeczytałam, że "wyjechał", pomyślałam, że autorka nie wiedziała, jak się go pozbyć. Poza tym ja na miejscu głównej bohaterki nie potrafiłabym spędzić reszty życia z Peetą, tyle złych wspomnień itd... Może przesadzam i za bardzo się wczułam (jak na powieść średniej klasy), ale po przeczytaniu ostatniej strony czułam żal do autorki, bo odnosiłam wrażenie, że zostałam oszukana... Ach, ta magia książek ;)
Czułam dokładnie to samo po Kosogłosie. Peete zaczęłam nie lubić już w pierwszej części kiedy w wywiadzie wyznał miłosć do Katniss, wydwało mi się to takie sztuczne, że zrobił z pięknego uczucia koło ratunkowe w igrzyskach co potem okazało się prawdą i próbowałam go usprawiedliwiać ale i tak go nie lubiłam, Gale był prawdziwym przyjacielem, oparciem dla Katniss, zawsze przy niej, miał wady ale i zalety. Peeta natomiast został przedstawiony jako złoty chłopak i z przyczyn oczywistych należała mu się miłość Katniss. Dużo osób zapomina że w drugiej części Katniss wybrała Gale'a, i po dożynkach planowała wyznać mu że go kocha w swój ograniczony sposób. Mam wrażenie że to jego tak na prawdę kochała od zawsze ale działo się zbyt dużo żeby to zauważyć.
" Po raz pierwszy przychodzi mi do głowy, że mogłabym odwrócić sytuację. Wyobrażam sobie, jak podczas dożynek Gale zgłasza się na ochotnika, aby zastąpić Rory'ego. Znikłby wówczas z mojego życia, a żeby ocalić skórę, zostałby kochankiem jakiejś obcej dziewczyny, a potem wrócił z nią do domu, zamieszkał w jej sąsiedztwie i obiecał wziąć z nią ślub.
Nienawiść, którą czuję do Gale'a, do tej nieistniejącej dziewczyny i wszystkiego jest tak silna, że aż brakuje mi tchu. Gale jest mój, a ja należę do niego. Inaczej być nie może. Dlaczego widzę to dopiero teraz, kiedy niemal stracił życie przez chłostę?"
W Kosogłosie, Katniss jest powoli niszczona przez wojnę i śmierć osób które całkiem dobrze znała. Śmierć Prim, kończy jaką kolwiek nadzieję do minimalnego szczęścia Katniss. A kogo oprócz Coin zaczyna obwiniać Katniss? Oczywiście Gale'a (ostateczna próba sprawienia by wszyscy go już nienawidzili, która swój początek miała gdy Collins zaczęła zmieniać go w potworka, któy zabijał i konstruował bomby). Dla mnie to trochę tak jakby obwiniać wytwórcę noży za to że jakiś morderca zabił nim człowieka. No ale wracając do tematu Gale wiedział że i tak po tym co się stało Katniss go nie wybierze, więc wolał po prostu się odsunąć. Zakończenie miało być pewną osłodą, która moim zdaniem nie wyszła. Katniss nie była szczęśliwa, ukochana siostra nie żyła, przyjaciele zginęli albo wyjechali, a wojna pozostawiła u niej za dużą traumę i nawet złoty Peeta nie mógł nic na to poradzić.
Ale oczywiście to tylko moje zdanie i odczucia wobec tej książki :)
Jak dla mnie Kosogłos był najlepszą częścią, właśnie ze względu na wszystkie emocje zawarte w powieści. Nieobecność Peety nie przeszkadzała mi jakoś szczególnie, chyba właśnie przez to, że najpierw oglądałam film, dopiero później czytałam książkę, więc w mojej głowie pojawiało się jednoznaczne wyobrażenie tej postaci - Josh Hutcherson, za którym średnio przepadam.
A zakończenie... genialne. Mówię tutaj o akcji w Kapitolu, nie o epilogu. Suzanne Collins nie mogła lepiej ukazać okrucieństwa wojny.
Mi zakończenie bardzo się podobało. Kosogłos miał mnóstwo zwrotów akcji i było w nim dużo więcej emocji i intryg niż w jedynce czy dwójce. Tyle że nie ma już tam Igrzysk głodowych. Pewnie przez to ludzie oceniają Kosogłosa najsłabiej. Mi tam się bardzo podobał a zakończenie jest nietypowe i też mi się podoba.
Mnie sama książka nie zawiodła, bo było tam pełno skrajnych emocji. Autorce bardzo dobrze udało się pokazać bezsens i okrucieństwo wojny. Bez ofiar w postaci najbliższych osób, takich jak Prim, historia nie byłaby wiarygodna. To zakończenie jest bardzo prawdziwe, nie przesłodzone. Dzwią mnie jedynie głosy podważające miłość Katniss do Peety. To,że nie jest ona podana na talerzu czytelnikowi, a dziewczyna nie rozpływa się nad swoimi uczuciami (oh jak ja go kocham), nie znaczy jeszcze że nie możemy dostrzec prawdy w jej zachowaniach i myślach. W książce jest pełno fragmentów, które świadczą o tym że było to romantyczne uczucie, pomimo że sama bohaterka może nie zdawać sobie z tego sprawy, bądź nie dopuszczać tego do siebie. Jest to spowodowane jej charakterem, doświadczeniami oraz tym,że w zaistniałej sytuacji swoje uczucia zepchnęła na dalszy plan. Moim zdaniem, Katniss kochała Gale jak przyjaciela i być może byłaby z nim, gdyby oczywiście nie Igrzyska i Peeta. Ponieważ bohaterka zdawała sobie z tego sprawę , czuła się winna, zakłopotana i być może rozdarta, ale według mnie wybór był oczywisty.
Gdyby Katniss wybrała Gale`a byłbym rozczarowany. A jej uczucia do Peety nie były wyolbrzymione i przesłodzone co bardzo mi się spodobało. To był prawdziwe uczucia. Tych dwoje połączył straszny los i niezbyt radosne okoliczności. Ale razem walczyli na śmierć i życie, razem sobie pomagali i nawet poświęcali życie dla siebie (np. na 74 lub 75 igrzyskach głodowych). Wielka wojna i olbrzymi ciężar na Katniss sprawił że nie mogła popadać w wielkie zadumy nad swoimi uczuciami. Bardzo cieszę się z jej wyboru.
Witam, mam jedno pytanie odnośnie tych bomb spadochronowych. Czy to na 100% była sprawka Coin? Snow mógł się tak śmiać tuż przed śmiercią z tego że Katniss mu uwierzyła, ale chyba nie jest to do końca wyjaśnione w Kosogłosie.
Też mi się tak wydaje, ale argumentem za atakiem Coin jest przecież, to, że Gale wspominał o tego typu zasadzce. No i jeszcze Snow mógłby uciec, gdyby miał poduszkowiec - nie zrzucałby wtedy bomb. Tak mi się wydaje.
Gale sam pomagał przy konstruowaniu owych bomb, to już chyba całkowicie przeważa za winą Coin. Chociaż muszę się przyznać, że w momencie, kiedy doszło do momentu odczytania przez Katniss publicznie swoich oczekiwań i Coin niespodziewanie odkryła swoje zamiary - że nie ma ochoty z nikim dzielić się w jakimkolwiek stopniu posiadaną władzą - wiedziałam już, że jedynym wyjściem dla Katniss będzie jej śmierć. To, co się stało w czasie egzekucji Snowa bardzo mnie rozbawiło, gdyż dokładnie tak to przewidywałam :)
Myślę że momentem w którym Katniss zadecydowała o zabiciu Coin było głosowanie nad następnymi igrzyskami, przy czym nie wiem w końcu czy się odbyły czy nie.
Jeżeli chodzi o Kłosogłosa to bardzo podoba mi się trzecia część, gdyż w WPO Katniss strasznie mnie irytowała, że pogrywała sobie trochę z Gale'm (mimo, że go nie znoszę bo, od razu był solą w oku kiedy czytałam każdą z części) i Peetą.
Jak stwierdziła podczas rozmowy z Peetą to, że Gale też "nieźle" całuję i nie robiła sb nic z tego.
Z kolei w tej części bardziej widać, że ona też kocha Peetę i jest przy nim mimo, że Kapitol chciał jej go odebrać.
"Ja jestem Jaskrem, a Peeta światłem którego, nie mogę złapać" - nie wiem czy to tak dokładnie było napisane, gdyż piszę z pamięci.
Gdybym musiała wybierać którą, książkę z całej trylogii najbardziej darzę sympatią byłby to właśnie Kłosogłos (choć każdą z nich kocham równie mocno :*** Zwłaszcza Peetę, Haymitcha, Finnicka i Cinnę :) )
Biedny Gale,nie cieszy się zbytnio popularnością xD Ja też od początku wolałam Peetę i mnie również denerwowało to kręcenie z jednym i z drugim w 2 części.
Zawsze znajdzie się jakiś bohater na którym, trzeba wieszać psy, w tym przypadku padło na Gale'a. Gość miał już przechlapane na początku trylogii (dostał imię z którego, moja koleżanka nie mogła przestać się śmiać) - nazywała go Glutem lub Gejem.
heh na imię akurat nie zwróciłam uwagi i nie kojarzyło mi się z niczym konkretnym :D Po prostu przy Peecie wypada blado :P
Czy ja jestem tu jedyną osobą, która lubi Gale'a? Tzn. lubiłam go. Przez dwie pierwsze części. W Kosogłosie jakoś mi zbrzydł...
Ja zaś jestem zawiedziony. Dlatego że, cała idea igrzysk Katniss była to chronienie siostry... W trzeciej części wychodzi na to, że mogła pójść na te igrzyska, może by wygrała, ale bardziej by je przegrała... W każdym razie, trzecią część lubię najmniej, za to drugą część wielbię ponad wszystkie książki!!!
Moim zdaniem nie jest tak do końca... Ochrona siostry była priorytetem Katniss na samym początku, kiedy wylosowano imię Prim. Wtedy rodzina i zapewnienie jej bezpieczeństwa były wszystkim co się w jej życiu liczyło. Jednak w miarę rozwoju fabuły bohaterka odkrywa to, o czym wcześniej już wiedziała ale nie miała czasu myśleć: wszelkie okrucieństwa, niesprawiedliwość i ból, które gotuje mieszkańcom wszystkich dystryktów Kapitol. Katniss sama wiele traci i cierpi, ale jest także świadkiem cierpienia innych (obcych) ludzi i widać,że pomimo wielu wątpliwości bardzo poświęca się sprawie. Wie o co walczy. Ta postać wg mnie ewoluuje, zmienia priorytety i kształtuje się pod wpływem strasznych rzeczy jakie ją spotykają. To wszystko jest bardzo złożone, skomplikowane ale chyba jasne dla wszystkich który przeczytali książkę i potrafią patrzeć na Katniss jako na postać wielowymiarową. Owszem, wszystkim szkoda Prim, ale to że dziewczynka umiera wcale nie oznacza,że Katniss nie musiała jej zastępować i wyszłoby na jedno i to samo! Wtedy nie byłoby impulsu (iskry) do walki i wszystkich przemian. Wiele osób ponosi ostateczne ofiary, ale gdyby autorka zachowała przy życiu wszystkich ulubionych bohaterów (mi np było mega szkoda Finnica) nie oddałaby w pełni okrucieństwa wojny. Poniesione ofiary były moim zdaniem konieczne, a śmierć Prim bardzo symboliczna.
Gdyby Katniss nie zastąpiła Prim to najprawdopodobniej Igrzyska odbywałyby się nadal. Żal mi Prim,ale nie lubię też książek gdzie wszystko kończy się happy endem.
Wydaje mi się, że gdyby Katniss nie zastąpiła Prim to powstanie i tak by wybuchło, bo była mowa o tym, że w niektórych dystryktach ludzie się już do niego przygotowywali, ale nie wiadomo, czy odniosłoby skutek, bo Katniss była w nim swego rodzaju motorem napędowym, dawała powstańcom siłę do obalenia Kapitolu. Gdyby jej zabrakło, konsekwencje stłumionego powstania byłyby przerażające.
Ja mało przeczytałem książek które kończą się Happy Endem... Gdyby Prim (powiedzmy sobie) że żyła, to i tak Kosogłos nie kończy się Happy Endem...
Tak, końcówka mi też nie wydała się szczęśliwa, pomimo tego, że Katniss związała się z Peetą, nawet mieli dzieci. Chyba po prostu za dużo okropieństw przeżyli, cierpienie tak ich przeżarło, że nie dadzą rady całkiem się go pozbyć, mimo wzajemnego wsparcia. Eh... smutne.
Mam co do niej mieszane uczucia. Z jednej strony jest rebeliantem, walczy o wolność, ale jej intrygi pokazują, że równie dobrze mogłaby być w rządzie kapitolu. W każdym razie jej wątek był dla mnie najbardziej zaskakujący ;)
Tak sobie myślę, że muszę przeczytać IŚ jeszcze kilka razy, żeby tak naprawdę wszystko zrozumieć. Ale chyba Po tym poznaje się dobre książki.
Mnie również wytrącił z równowagi wątek o śmierci Prim. Początkowo miałam wrażenie, że to zupełnie bezsensu i mogło by się obejść bez ofiary tak dużej wagi dla czytelnika. Jednakże - tu właśnie się pojawia całe znaczenie ,,Kosogłosa". Wojna to sprawa nie jednostki, ale całego ogółu. Rzeczywiście, powstanie prawdopodobnie zostałoby wzniecone i bez iskry, jaką stała się Katniss. Ona jedynie przyspieszyła dane zdarzenia. Z drugiej strony ludzie potrzebują czegoś, do czego można się odwołać - kiedy Kapitol pozbawił niektórych domów i wszystkiego, co posiadali, wydawało się, że nie ma już o co walczyć. Katniss pokazała, że to sprawa większa od wszystkich obywateli, iż chodzi także o to, co jest dobre a co niepoprawne. Że jeśli ktoś łamie prawa ludzkie, to trzeba z tym zawsze walczyć, bo zwraca to uwagę, że ludzie wciąż na nie zasługują. Wracając do sprawy z Prim - to było bardzo potrzebne, jej śmierć. Była mocnym akcentem, od samej autorki, a raczej przypomnieniem, że wojna dotyka każdego z nas. Nie wybiera ofiar w zależności od płci, wieku albo tego czy są źli i zasługują na śmierć, czy jak Prim - znaleźli się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Ukazuje to nie tylko absurdalność wojny, ale także ogrom ich ofiar, najczęściej zupełnie niewinnych.
,,Kosogłos" to moim zdaniem najlepsza część trylogii.
I o to właśnie chodziło autorce @destrujer, pokazała, że nie ma znaczenia po której jesteś stronie, że dla władzy niektórzy gotowi są zrobić wszystko, nawet pozabijać dzieci byleby dorwać się "do koryta". Coin bardzo szybko stałaby się drugim Snowem. Widać to już po jej pomyśle na igrzyska dla dzieci ludzi z Kapitolu. Podejrzewam, że na jednych by się nie skończyło.
No właśnie, śmierć Coin mnie ucieszyła, bo w ogóle jej nie lubiłem, od samego początku...
Miałam na myśli to,że od początku jej rodzina była zagrożona ze strony Kapitolu. Przez cały ten czas Katniss powtarzała,że boi się o swoją rodzinę,że musi ich ukryć itp. W tym momencie,gdy wojna się kończy,śmierć Prim była konsekwencją jej obaw,tak po prostu musiało się stać,dla mnie byłoby to wręcz nudne,chociaż nie to słowo mam na myśli,gdyby pomimo tych wszystkich obaw przewijających się przez 3 tomy,ocalałaby jej rodzina.
Nie ty jeden. Ale cóż... przynajmniej przez śmierć Prim czyje się te emocje, żal i w ogóle. Zgadzam się przy tym z wypowiedzią panienka_2.
Ja nie, bo Prim była dla mnie obcą osobą, słabo ją poznałam w książce, natomiast Gale stał się dla mnie człowiekiem z krwi i kości (stojący po tej "dobrej stronie" ale jednak z wadami).
Collins trochę przegięła? W Pieśni Lodu i Ognia bohaterowie (nawet ci główni) giną jak muchy....
Chodziło o to, by pokazać bezsensowność i okrucieństwo wojny. I trzeba przyznać, że udało się to jej znakomicie.