Mam pytanie... Dlaczego większość ludzi jest zawiedziona zakończeniem?? Gale pokazał wiele razy w trakcie powieści,że pomimo uczucia jakim darzy Katniss (moim zdaniem bardziej pożądanie i przyzwyczajenie niż miłość), dużo ważniejsza jest dla niego sprawa i wojna. Peeta natomiast powoli zdobywał jej zaufanie i uczucie, ciągłymi poświęceniami i bezwarunkową miłością, nie oczekując niczego w zamian. Sama Katniss, niby była ciągle rozdarta ale moim zdaniem wiele drobnych szczegółów pokazało,że jej końcowy wybór miał jednak podłoże romantyczne.Nie zostałą z Peeta tylko dlatego,że bardziej jej się przydał, ale dlatego że go pokochała. Przecież to właśnie w trakcie pocałunków nim, nie z Galem, poczuła pożądanie. Gale był jedynie przyjacielem. Myślę,że sama Katniss myślała,że naturalną koleją rzeczy byłby ślub i wspólne życie z partnerem polowań. Tworzyli taki zgrany zespól, rozumieli się bez słów. To byłoby proste, znajome, tego wszyscy się po nich spodziewali. Jednak na ich drodze stanęły Igrzyska i pojawił się Peeta, który stał się miłością jej życia, pomimo że Katniss nie do końca to rozumiała (no pewnie, miała poważniejsze problemy niż rozterki sercowe). Moim zdaniem zakończenie jest takie jak powinno być: odpowiednie dla bohaterów, jednak nie przesłodzone.
Dla mnie śmierć Finnica była bardziej bolesna niż Prim, Cierpiał całe życie. Nawet nie miał czasu nacieszyć się życiem z Annie. A to jak Katniss położyła kres igrzyskom głodowym to prawdziwy majstersztyk, po co było marnować strzałę na snowa skoro i tak by zdechł. A coin wprowadziłaby starą tyranię.
Mi podobało się zakończenie, choć w przeciwieństwie do większości z was wolę Gale'a od Peety mi ta postać wydaje się za spokojna i trochę przesłodzona, wiem może przesadziłam ale mimo wszystko Gale jest o wiele ciekawszą postacią, pełną życia, taką normalną i zdecydowanie bardzo odważną. Peeta z tymi swoimi rysunkami i ciągłymi wyznaniami miłości strasznie mnie irytuje. No ale dobrze, że Katniss wybrała Pettę ponieważ, jak sama stwierdziła ktoś taki jak on bardziej pasował do jej temperamentu, który był bardzo zbliżony do temperamentu Galea. Dlatego tych dwoje by do siebie nie pasowało.
Chciałam jeszcze dodać, że gdyby Collins nie uśmierciła owych ofiar to cała trylogia by nie miała większego sensu. Jak napisała osoba powyżej w każdej wojnie muszą być ofiary, a gdyby to były wyłącznie anonimowe osoby to nie zwrócilibyśmy większej uwagi na zło i okrucieństwo jakimi wyróżnia się każda wojna. Ludzie zastanówcie się nad przesłaniem płynącym z igrzysk, które tak często powtarzacie na tym forum i powiedzcie jaki by ono miało sens gdyby wszyscy bohaterowie przeżyli.
Pozdrawiam :D
Jestem udobruchana, czytając tyle postów wychwalających Peetę :-) W moim środowisku chyba tylko ja jestem za Peetą, reszta ślini się do Gale'a i nawet nie zagłębia się w psychikę ich obu czy naturę wyboru Katniss ;-)
Co do "Kosogłosa", to fakt, jakoś ciężej mi się go czytało, nie "pochłonęłam" go jednym haustem, ale to dlatego, że to w ogóle jest ciężka książka... Nie wywołała we mnie entuzjazmu właśnie przez wiele okrucieństw. Ale podobała mi się. A śmierć Prim była konieczna, symboliczna, ładnie to wytłumaczyliście tutaj, że to nie jest tak, że w tym momencie ofiara Katniss w I części była na marne. Jak można tak płytko myśleć? :P Finnicka było mi chyba bardziej żal niż Prim, bo Prim to było takie... oczywiste. Nie spodziewałam się jej śmierci, ale kiedy się o niej dowiedziałam, moja reakcja była taka: "No tak, to jasne przecież, że trzeba było uśmiercić kogoś z otoczenia Katniss", poza tym, jak już pisałam, jej śmierć jest bardzo symboliczna. Natomiast Finnick... No, żal go, choć na samym początku wręcz go nienawidziłam ;-)
Też bardziej było mi żal Finnicka.. Ale jakby nie patrząc zdążył uwolnić się od Kapitolu i jego destrukcyjnego wpływu na jego życie.. Wreszcie był z dziewczyną, którą kochał, a nie z tymi z którymi kazali mu się zadawać i zabawiać ich..
Tak, z pewnością to jest pocieszające, że zdążył zasmakować swojego własnego życia... Ale z drugiej strony to sprawia, że jeszcze bardziej jest mi żal, że nie było mu dane dłużej się tym nacieszyć :D świetna trylogia, doprawdy :P
Myślę, że Kosogłos jest najbardziej symboliczną częścią z serii... Sceny kulminacyjne i zakończenie miażdżące.
Najbardziej wzruszyła mnie scena, kiedy Katniss pisze książkę i zaczyna wspominać tych, którzy polegli. Ale i tak najbardziej płakałam w momencie śmierci Finnicka... Kocham tę postać...
Nie potrafię ocenić która z książek trylogii jest najlepsza. Trudno mi też porównywać Igrzyska i W Pierścieniu Ognia do Kosogłosa, ten ostatni jest zupełnie inny, nie ma w ogóle igrzysk, życie nie jest już grą, którą steruję organizatorzy czy sponsorzy.
Kosogłos był dobry, ale bardzo irytowały mnie pewne wątki.
1. Cała akcja z "osaczonym" Peetą.
Nie lubię Peety od samego początku, zdecydowanie wolę Gale'a. "Zły" Peeta był jak piasek w bucie. Denerwował mnie ogromnie. Już wolałam jak był taką "ciepłą kluchą".
Pewnie to wydarzenie miało podkreślić okrucieństwo Kapitolu i pokazać, że Katniss mimo wszystki zależy na chłopcu z chlebem. Mnie to nie przekonuje.
2. Otępienie Katniss w niektórych rozdziałach.
Z części na część coraz mniej lubiłam Igrającą z ogniem. W Igrzyskach była ok, w W Pierścieniu drażniła mnie jej chęć ratowania Peety na każdym kroku, jakby chłopak był niepełnosprawnym dzieckiem, które nie potrafi o siebie zadbać w najmniejszym stopniu. W Kosogłosie w/w otępienie odebrało Katniss prawie całą moją sympatię. Rozdziały, w których główna bohaterka niemal obija się o ściany w 13., aż w końcu zasypia w jakiejś klitce nie są zbyt emocjonujące. A już tym bardziej rozdział po zabójstwie Coin, gdzie Katniss prawie oszalała mi się nie podobał.
I znowu - rozumiem, że miało to na celu pokazać jak traumatyczne wydarzenia zmieniły młodą dziewczynę, ale znowu mnie to nie przekonuje.
Nie rozumiem też jak można winić Gale'a z śmierć Prim. On tylko wymyślił pewien rodzaj broni, nie zlecił zabójstwa ani nic w tym stylu. Czy jeśli np. moją siostrę zadźgają nożem, mam winić żyjących ileśset lat temu ludzi, którzy wynaleźli to narzędzie?
Na szczęście W Kosogłosie nie brak ciekawych akcji, nie zawodzą także bohaterowie drugoplanowi, tym bardziej Finnick.
Ja mam do książki nieco inne zastrzeżenia, nie przeszkadzało mi otępienie Katniss, ale bardziej jej zachowanie w Kapitolu - widziała już tyle zła, a jednak zamiast to powstrzymywać żyje żądzą zemsty i przez to powoduje śmierć swoich przyjaciół. Zawsze wydawała mi się inteligentną dziewczyną, a tutaj "na głupa" przedziera się z drużyną przez miasto i próbuje zamordować prezydenta chociaż wie, że jest to niewykonalne. Widać, że autorka próbuje w każdy możliwy sposób upodobnić marsz przez Kapitol do Głodowych Igrzysk, co nawet jest ciekawym pomysłem.
Co jeszcze mnie nie przekonuje: wywiady Ceasara z Peetą i propagity kręcone przez Katniss. Te wątki są tak nafaszerowane pompatycznymi cytatami, że aż mdli - "A jeśli nie... to się dowiedz", "Jeśli my spłoniemy, ty spalisz się z nami!". Szczerze to nie mam pomysłu jak można by przedstawić te sceny inaczej, ale irytowało mnie tworzenie takiej atmosfery na siłę.
Sama końcówka nie jest zła, wybór Katniss był raczej przewidywalny, jeśli się uważnie obserwowało jej relacje z Peetą i Galem w "Kosogłosie". Ogónie ta część jest trochę słabsza od poprzednich, bo też obraz Trzynastki i prawdziwej wojny jest mniej barwny i działający na wyobraźnię niż nowoczesny Kapitol czy pełna niebezpieczeństw arena. Mimo wszystko zgadzam się z Aledis, że jest sporo ciekawej akcji i bohaterów drugoplanowych.
Najlepsze dla mnie są słowa Katniss tuż przed powrotem do Dwunastki - o tym, że nie chce już mieć żadnego związku z tymi potworami, które zwą się ludźmi, chociaż sama do nich należy. To zdanie podziałało na mnie najmocniej z całej trylogii.
Nie do końca z tą bronią - cała idea funkcjonowania tych pułapek zadziałała tak jak miała zadziałać - bomba wybuchła gdy przybyli ratownicy tak jak zaplanował to Gale. To nie jest przypadek kiedy narzędzie od początku działa tak jak miało zadziałać - zabić ludzi ratujących życie, bo Gale uważa że muszą być równie okrutni jak wróg. Trudno popierać ludzi prowadzących vendettę na bogu ducha winnych ludziach.
Poza tym Katniss wcale nie musiała wierzyć w winę Gale, ani Gale nie musiał w nią wierzyć - ale zawsze zostaje ukłucie z tyłu głowy, że może gdyby nie ten pomysł Prim by żyła. Choć Prim nie powinno w ogóle tam być.
Śmierci Coin spodziewałam się od samego początku 13 ma tak totalitarny klimat, że trudno było się spodziewać by byli "tą dobrą" stroną. Ostatnie słowa Coin to potwierdzają.
Ogólnie wyprawa na zabicie Snowa wydaje mi się tak bezsensowna, że trudno ocenić winnych.
A Finnicka żal i była zaskoczona że tak beznamiętnie się go pozbyto.
Ja osobiście z samej końcówki jestem zadowolona, ponieważ zawsze miałam nadzieję, że Katniss wybierze Peete, lecz wcześniej miałam wrażenie, że autorka próbuje "obejść" końcówke. Nie bierzemy udziały w akcji która rozgrywa się po zabiciu prezydent Coin, jesteśmy razem z Katniss zamknięci w pokoju, po czym wychodzimy i okazuje się, że wszystko się skończyło i zaczęło układać. Ni podobało mi się to.
Zabicie Prim to najbardziej epicka część w tej książce. Aż się poryczałam czytając to: od tej ironii i od tego jak Katniss zwraca się do kocura. Byłam w ewidentnym szoku i powiem wam, że dobrze, iż to zrobiła bo dodało to nutki ewidentnego zaskoczenia. W innym przypadku była to bardzo przewidywalna powieść ;)
Jeśli ktoś uważa, że ostatnia część była najgorsza, że wszystkich to jest w wielkim błędzie. Najwięcej w niej akcji i wzruszających momentów. Tak jak pierwsza część mnie nie ruszyła to od drugiego tomu stopniowo z każdą stroną coraz bardziej aż do końca.
Osoba 1 post nade mną ^^^ ma rację. Ale wg mnie wszystkie osoby które zginęły, zginęly z powodu Katniss to czysta prawda :/
Po części to prawda. Poświęcili się dla ,,Kosogłosa'' w czasie rewolucji ale też większość z bohaterów wyniszczyła i zabiła władza Kapitolu.