Oczekiwałem efektownego i niegłupiego filmu i taki otrzymałem.
Norton lepiej pasuje do roli Bannera, bo nie ma 190cm jak Bana, więc jest większy kontrast, a poza tym lepiej napisana rola (kilka scen na rozładowanie napięcia jest bezbłędnych - choćby ta ze spodniami). Roth, nie ma dużo tekstu (choć to co ma jest dobre), ale swoją mimiką to bez problemów nadrabia. Muza Armstronga - udany debiut na polu syperprodukcji, nic odkrywczego czy przełomowego, ale przyjemnie się słucha. Efekty lepsze niż w 2003 no ale 5 lat w tej dziedzinie to mnóstwo czasu. Hulk jest ... bardziej naturalny, o ile można tak powiedzieć. Nie jest tak komiksowy jak u Lee (choć styl Lee był przyjemny w odbiorze). Montaż jest dobry, bez udziwnień, wszytko co ważne jest pokazane tak że nie dostajemy oczopląsu (a i same zdjęcia są niczego sobie). Aha, jak zwykle Stan Lee się pojawił w boskim epizodzie.
Liv Tyler mimo iż ładna, to wolę Connely - była lepsza w tej roli. Hurt jest niezły, ale tu znowu wersja z 2003 była lepsza. Ross w wersji był bardziej ludzki, Hurt pokazał go jako zimnego i bezduszego s**insyna gotowego na wszystko dla kariery.
Największe zastrzeżenie mam do tego, że znowu opowiedzieli historię od nowa. Bez problemów można było podciągnąć ten film pod poprzedni.
Ogólnie 9/10.
Zgodze sie z toba rownież dałem 9/10 . Podobała mi sie rola Rotha :) świetnie zagrał role tk samo moge powiedzieć o Nortonie :) Tez bym wolał tutaj Connely , ale cóż nie ma jej :P
Ogolnie udana Superprodukcja :)
Warto iść na to do kina :)
Pzdr