Po ambitnej, aczkolwiek zupełnie chybionej i kuriozalnej próbie poczynionej przez Anga Lee, by na podstawie amerykańskiego komiksu o superbohaterze stworzyć wnikliwe kino psychologiczne, przyszedł czas na rehabilitację...
Nowy „Hulk” zrywa z wszelkimi ambicjami i stawia na odmóżdżającą, spektakularną sieczkę, i paradoksalnie, jest to strzał w dziesiątkę. Komiksy o zielonej kupie sterydów nigdy nie powalały głębią, uciekały do taniej rozrywki i taki właśnie w zamyśle producentów miał być film. Nie na darmo zresztą zatrudniono Leterriera, który stworzył wcześniej dwa całkiem widowiskowe, choć przeraźliwie infantylne obrazy (średni „Człowiek pies” i koszmarny „Transporter 2”).
Tak więc nowy „Hulk” jedynie ( i aż!!) co ma do zaoferowania to znakomicie zrealizowane sceny akcji, świetne tempo, przyzwoite efekty specjalne i charyzmatycznych aktorów, którzy znakomicie odnaleźli się w komiksowej konwencji filmu. Biorąc pod uwagę kino z tego gatunku, już więcej chyba wycisnąć się z tego nie dało, stąd ocena raczej adekwatna do poczynionych starań.
To po prostu świetne widowisko. I tyle. Czasami to wystarczy…
Moja ocena - 7/10