Nieźle się zaczął, fajny pomysł z tym miernikiem pulsu i naprawdę mocna akcja w tym parku, gdzie hulk rozpieprza te soniczne pistolety. Po tej akcji sądziłem, że finał będzie jeszcze lepszy i wciśnie mnie tak w fotel, aż zapomnę,że był jeszcze inny hulk. Hulk Anga Lee, którego mam na dvd.
Niestety nie zapomniałem. Po tym gdy Hulk "porywa" Ross, robi się już kiszka w stylu fantastycznej czwórki. Są wybuchy, śmigają samochody, grubi amerykanie uciekają [nieustannie] i jest finałowa walka z czymś co wygląda jak jaszczur na sterydach. Cała jatka tonie w komputerowych renderach i rozmiękcza się w filtrach. Niby nasze oko daje sie nabrać, ale to wszystko jakby wyssane z pierwszej lepszej japońskiej wstawki do gry.
Nawalają się, puszczają sucharskie texty [oprócz Hulk Smash, które pewnie stanie się źródłem parodii] i zamiast punktu kulminacyjnego, odzywa się sumienie zielonego... No i kogo to miało wzruszyć?
Porównajcie sobie fotki z Hulka 2003 i nowego Hulka. Otwórzcie je obok siebie. I co się okazuje?
Widzimy sztucznego i 'prawdziwego' Hulka. Zielony Anga Lee jest naprawdę dopracowany w szczegółach! Widać że m skórę a nie teksturowy kostium!
Muzyka nie przeszkadza, ale nie wpada w ucho i nie jest trzecim filarem filmu. Danny Elfman w poprzednim Hulku stworzył coś co dodaje dodatkowej głębi filmowi.
W Hulku podoba się prymitywna idea "mega wqrwienia", która daje mu nieskończone siły. Ang Lee wyraźnie to pokazał. Im bardziej Zielony był wkurzony, tym większy się stawał, zaś w finale Hulk wpienia się tak bardzo, że jego ojciec nie jest nawet przyjąć tej energii. [Take it all!!!]
W Incredible Hulk jest tylko jedna taka scena, o której już wspomniałem - soniczne guny.
Podsumowując, Nowy Hulk to Hulk Amerykański, bez smaczków i nowych rozwiązań. Ogląda się go przyjemnie, ale nie zapada w pamięć. Wydaje mi się, że nakręcono go głównie po to, żeby wcisnąć go do tego wielkiego projektu marvela, gdzie wszyscy bohaterowie się spotkają.
Szkoda, że Hulk Anga Lee nie dostał zaproszenia...