film trwa 2 godziny - przez pierwszą nie ma Hulka wogóle, w drugiej pojawia się na chwilkę i właściwie jedyna jego dłuższa obecność to finałowa walka - gdzie są aż dwa Hulki.. może to dobrze, może gorzej - zależy co kto lubi... jeśli walkę wewnętrzną Eda Nortona z samym sobą i podwyższonym pulsem (żeby nie zamienić się w Hulka) to na pewno pierwsza część będzie ok... w drugiej dochodzi też Liv Tyler i wątek romansowo-miłosny, och i ach jak bardzo chcemy być razem ale nie możemy. jest to niewątpliwie trochę inne podejście do tematu niby bardziej dojrzalsze ale też nudniejsze. nie chodzi o to żeby akcji wogóle nie było tylko żeby ta akcja była fajna... rozumiem że Hulk jest akurat specyficznym bohaterem Marvela - w stylu Doktor Jekyll i Mister Hyde - i że te zmagania wewnętrzne aż się proszą o podrążenie tematu.. ale nie róbmy drugiego Hamleta z komiksowo-kreskówkowego bohatera... robimy w końcu film akcji a nie melodramat... za dużo drążenia tematu za mało mięcha