Przykro mi to mówić, ale zawiodłam się. Nawet dość niezwykła eksperymentalna forma nie zniwelowała poczucia, że ogląda się "wielkie nic".
5/10 to zdecydowanie zawyżona ocena! ;) Ten film stwarzał pozory wartościowego przez pierwsze pięć minut trwania, potem kurtyna opada, a król jest nagi - zupełnie chybiona, czarno-biała forma obrazu; wysilające się na oryginalność i tajemniczość ujęcia, które są jakąś karykaturą przychodzących na myśl zdjęć z dzieł Bergmana; nieudana próba stworzenie irracjonalnie przerażającego klimatu na wzór wczesnego Lyncha. No i scenariusz, pełen wór pustych, pseudofilozoficznych słów i myśli. Aktorstwo dopełnia obrazu katastrofy, łącznie z jazowymi wstawkami wziętymi (nie) wiadomo skąd. Cieszy mnie jednak czyjaś negatywna ocena tego filmu ;)
Tak z 70% Twoich słów popieram, aczkolwiek nie ubrałabym ich w tak radykalną postać. Mimo wszystko, zapewne zostaliśmy już ochrzceni heretykami.
Nie tylko my, ktoś pod którymś postem w dyskusji o tym filmie poddawał w wątpliwość wielkość Lyncha, f*cking troublemaker ;)
...whoaah!!! hold your horses! Zależy na czym komu zależy... Jeśli oczekiwać od tego filmu jakiejś konkretnej fabuły i merytorycznego morału to radzę dać sobie spokój... Myślę, że należy w tym przypadku podążać za witkacowską definicją dziwności istnienia - są rzeczy ma tym świecie które wymykają się konstrukcją naszego prostego języka. Dlaczego każdy film należy interpretować według tego samego schematu? Moim zdaniem należy w tym przypadku podążać za wskazówkami sugerowanych emocji a nie wypowiedzianymi wprost schematycznymi konstrukcjami. Pozdrawiam.
niektóre filmy nie starają się imitować literatury, a strukturą bardziej przypominają marzenie senne... stąd brak linearnej fabuły lub jej szczątkowość. dla mnie to duży plus i oznaka zręczności reżysera, potrafiącego operować środkami filmowymi by osiągnąć system ekspresji przekraczający możliwości zwykłego dramatu.
Chciałbym trochę obronić film, zwłaszcza przed przymiotnikami zaczynającymi się na "pseudo-". Moim zdaniem te wszystkie zabiegi służą podkreśleniu wrażenia zbiorowej hipnozy, a cały film może być parafrazą dzisiejszych czasów, w których duża część społeczeństwa poddaje się takiej właśnie głupiej rutynie, rezygnując z własnej spontaniczności w imię osiągnięcia choćby iluzji bezpieczeństwa. I chciałbym wierzyć, że jednak Lynch nie był tutaj wzorem do naśladowania, choć nie zaprzeczę.