PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=72}

Instytut Benjamenta

Institute Benjamenta, or This Dream People Call Human Life
1995
7,5 2,2 tys. ocen
7,5 10 1 2233
6,8 11 krytyków
Instytut Benjamenta
powrót do forum filmu Instytut Benjamenta

Eksperyment

ocenił(a) film na 4

Trafna analiza tego filmu znajduję się moim zdaniem tu:
http://www.stopklatka.pl/dvd/recenzja.asp?wi=81905
Jest to takie swoiste bombardowanie widza różnymi wizjami, które okraszone ciekawymi
cytatami da się skleić w jakąś całość, ale brutalna, ascetyczna forma sprawdziłaby się
bardziej w filmach epoki Nosferatu, a teraz trochę męczy. Mimo hipnotycznego głosu
Jakoba, ja osobiście nie zostałem zahipnotyzowany na tyle, żeby się zwyczajnie w świecie
nie nudzić i nerwowo zerkać na pasek postępu.

ocenił(a) film na 3
butcher_3

Potwierdzam bubel niestety

butcher_3

Strona jest już nie dostępna, wklejam zatem jej treść:

Instytut Benjamenta

Dariusz Kuźma , 21 października 2011

Ludzkie dziwolągi

Pierwszy aktorski film braci Quay to wyzwanie dla każdego widza, któremu się wydaje, iż nosi w sobie niezmierzone pokłady cierpliwości. Opowieść o specyficznej instytucji na pograniczu jawy i snu, w której szkoli się perfekcyjnych służących, jest bowiem rozwijana przez amerykańskich twórców z tak wielkim pietyzmem dla formy, iż czasami ciężko oprzeć się wrażeniu, że "Instytut Benjamenta" jest tylko połowicznie przeznaczony dla widza, a tak naprawdę chodzi o wypróbowanie przez braci pewnych struktur filmowych. Zdjęcia są ziarniste, brudne, raz przywołując myśli o stylizacji na początki kina, innym razem dziesiątki asocjacji nie mających nic wspólnego z prowadzoną bez pośpiechu fabułą.

A ta do pewnego momentu przypomina słynną "Klatkę" Jonasa Mekasa, w której więźniowie musieli utrzymywać tak wielką dyscyplinę, że odbierano im w ten sposób osobowość, zmuszając do nieskończonego powtarzania szeregu nic nie znaczących czynności. Alegoria z "Klatki" częściowo zostaje powielona w "Instytucie Benjamenta", tyle że u braci Quay główny bohater sam skazuje się na banicję od myślenia. Jakob (Mark Rylance) świadomie wybiera wyzbycie się sprawiającej egzystencjalny ból tożsamości, by stać się idealnym pustym naczyniem; służącym gotowym do bezdyskusyjnej służby. I choć w "Instytucie…" pojawiają się sceny dosłownie odzwierciedlające poczucie ogłupiającej służalczości z "Klatki", w pewnym momencie film skręca w nieco inną stronę.

W drugiej połowie władzę nad obrazem przejmuje budowany niespiesznie klimat, którego rytm wybijają niepokojące chóralne pieśni oraz coraz bardziej symboliczna aura unosząca się nad fabułą. Nie wiadomo już, co jest rzeczywistością, bowiem - jak bracia Quay sugerują za pomocą kamery - iluzją jest wszystko to, czego człowiek nie zechce uznać za realne. Coraz mocniejsze zagłębianie się w surrealistyczny klimat otwarcie już dziwacznego instytutu nie przynosi ulgi, a jedynie dodatkowe pytania. Wieloznaczność nie tylko nie stymuluje, ale wręcz przeraża, gdyż nie wiadomo, co siedziało w głowach twórców, kiedy wymyślali ten film.

"Instytut Benjamenta" to rzeczywiście - jak zostało podpowiedziane na okładce wydania - eksperyment na miarę filmów Davida Lyncha oraz Petera Greenawaya. Jeśli ktoś odważy się podjąć rzuconą przez braci Quay rękawicę, ma zapewne szansę dotrzeć do egzystencjalnych skarbów i zanurzyć się w klimacie subtelnej psychodeliczności, ale w większości przypadków będzie to jedynie chwilowy zachwyt nad wyborną stroną wizualną, za którą nie kryje się nic ciekawego…

Wydanie DVD

Wydanie Gutek Film to biały plastikowy Amaray z kilkoma informacjami na okładce i płytą DVD w środku (dźwięk 4:3, obraz DD 2.0, polskie napisy). Menu wyboru nosi podobieństwa do koncepcji wizualnych znanych z wydań filmów Greenawaya, ale prezentuje się zachęcająco.