kto wytlumaczy koncowke bo juz moj umysl humanisty tego nie ogarnoł od momentu jak glowny
bohater znalazl sie chyba w tym 5 wymiarowym czyms :P
Fantastyka Nolana. Z daleka wiarygodna i atrakcyjna, ale jak podejdziemy bliżej to zobaczymy stek niewytłumaczalnych bzdur. Uprzedzając komentarze, każdy film Sci-Fi ma jakąś granicę wiarygodności naukowej. Ten jej nie ma.
Najfajniejszy w tym wszystkim jest fakt że to wszystko jest możliwe. Co prawda prawdopodobieństwo czegoś takiego byłaby baaardzo mała, ale kurde... skąd mamy wiedzieć co tam jest. Oczywiście że to "tylko" fantastyka, ale jaka zajebista ;)
Taki Hawking swego czasu stworzył teorię promieniowania czarnych dziur. Przez parę lat była to "tylko" teoria, ale teraz wiemy że istnieje coś takiego :P.
Tak "zajebista", po tym jak Nolan zatrudnia fizyków do szczegółowych konsultacji, sili się na realne przedstawienie szeroko rozumianego kosmosu i tworzy quasi realistyczne rekwizyty, serwuje nam ambitny, zagmatwany, filozoficzny koniec.
Mylisz się. Promieniowanie Hawkinga to nadal tylko teoria.
Mam wrażenie, że film był konsultowany co najwyżej poprzez pobieżne zapoznanie się z jakimś programem popularnonaukowym.
Popatrzmy na to tak... wahadłowiec został wyniesiony z ziemi na co najmniej 2stopniowej rakiecie nośnej -- z pierwszej planety, na której panowała grawitacja 1,3G startuje o własnych siłach... czemu?
W filmie zakrzywienie czasu następuje po przekroczeniu jakiejś umownej granicy... tutaj nie występuje wcale a na pobliskiej planecie czas przyśpiesza do 7 lat na godzinę....
Załoga używa czarnej dziury w charakterze procy grawitacyjnej... serio?
Główny bohater przekazuje morsem dane pozwalające na opracowanie teorii wszystkiego - z wnętrza czarnej dziury...
Lot na marsa zajmuje ok 8 miesięcy - po wykorzystaniu katapulty grawitacyjnej lot z marsa na saturna to kolejne 6 (tylko)... grubo!
NA ile pojąłem zamysł twórcy - bohater trafia do singularity we wnętrzu czarnej dziury , gdzie ma moc wyjścia do wyższego wymiaru co pozwala mu oglądać i ingerować w rzeczywistość niejako z poza (wychodzi poza czas i przestrzeń - ładnie to się tłumaczy w flatnandersach.
poprostu tutaj jakby mieli pokazac logike od a do z to film trwalby 24h :) dlatego jest tak pogmatwane.....jak ktos sie interesuje to wie w skrocie o co chodzi + -
Dokładnie tak. Mam wrażenie, że zwłaszcza na początku Nolan gna z narracją chcąc mieć więcej czasu na tematy już za tunelem. Ciekawe czy wyjdzie wersja reżyserska, a jeśli tak to ile będzie trwała?
Jak ktoś się interesuje to wie w skrócie o co chodzi + - Tak - chodzi o to, że reżyser o fizyce nie ma zielonego pojęcia. Zachęcam do literatury fachowej, bo Dziecko - fizyka na poziomie podstawówki czy LO nie wyjaśni Ci bzdur z filmu.
o zapraszam -- tutaj ta "logika" jest wyjaśniona scena po scenie :D
https://www.youtube.com/watch?v=xJN3eO09BtU
Nad filmem czuwał Kip Thorne. Chcesz z tym Panem dyskutować i wytykać błędy? Powodzenia. Co do Twoich zarzutów to mi się nie chce na nie odpowiadać, bo są wytłumaczone w innych wątkach na tym forum. Zwłaszcza ten powtarzający się nieszczęsny wahadłowiec, a odpowiedź jest tak prosta :/.
Tak, czytałem co nieco o tym Panu, jednak nie ja jeden odniosłem wrażenie, że Pan Thorne zajął się pewnymi aspektami czarnych dziur, które wypadły i owszem niesamowicie... w międzyczasie znalazłem też taką ot recenzję - i okazuje się że fizyczne geeki, mają podobne zastrzeżenia... http://www.crazynauka.pl/interstellar-naukowa-recenzja-filmu/
Mi nie wystarczy znane nazwisko, żebym był kontent w sprawach, które mnie rażą - a nie jestem fizykiem.
Nie szkoda Ci trochę czasu na pisanie odpowiedzi z gatunku --- wiem, ale Ci nie powiem?
Dzięki za troskę, ale jest to zbędne. Co do zastrzeżeń z tej recenzji to też już był wątek o tym... ojej znowu to robię.
wydaje mi się, że widziałem gdzieś wątek o Zyonie -- ergo - link albo nie istnieje... troluchu :D
Autor tego artykułu z linka nie zna fabuły filmu i stawia fałszywy zarzut odnośnie upływu czasu. Romilly krążył po orbicie gargantui, a nie planety Miller. Krążył za horyzontem zdarzeń właśnie po to, żeby uniknąć zmiany czasu. Czyli jego czas był taki sam jak ziemski. Dodatkowo autor podaje, że upływ czasu dla Romilly'iego powinien być w połowie pomiędzy ziemskim, a planetą Miller? Jak to obliczył? Pisze z wyraźną ironią i wyższością nad twórcami filmu, że można odnieść wrażenie jakby wykładał fizykę na prestiżowej uczelni oraz nakręcił z dziesięć filmów SF o światowym rozgłosie, nie rozumiejąc przy tym czym z definicji są filmy science fictions. Poza tym nie wiemy co tak naprawdę się dzieje wokół czarnej dziury. Wszystko na razie jest oparte na teorii. Proponuję autorowi więcej pokory dla twórców filmu, bo tym co wypisuje ośmiesza siebie.
Za horyzontem zdarzeń od razu jest czas ziemski? :)
Po pierwsze nie, po drugie nigdzie indziej krążyć nie mógł.
Doprecyzowując moją wypowiedź, że..."Romilly krążył po orbicie gargantui, a nie planety Miller." ... to krążył w takiej odległości od niej by uniknąć zmiany czasu i było to akurat tuż za horyzontem zdarzeń czarnej dziury.
;-) fakt, kilka tych błędów jest denerwujących.
Ale co do tych wymiarów, musisz pamiętać, że ludzie, którzy SZTUCZNIE wytworzyli tę czarną dziurę mieli już ją całą opracowaną, dzięki wyliczenia Murph. To tak jakby wchodzić do klatki z groźnymi lwami, które pilnują instrukcji "jak wytresować lwa". Wchodzimy do klatki, a tam lwy już wytresowane. Zdobywamy instrukcję i przekazujemy ją ludziom z przeszłości, dzięki czemu oni mogą wytresować lwy, żebyśmy mogli tam wejść. No i robi się pętla.
Wiesz, nie tak dawno czytałem perfekcyjną niedoskonałość Dukaja, w której zostały poruszone podobne tematy, ba doszedł jeszcze element cyberprzestrzenie, coby nie było zbyt łatwo... ale jakoś nie dostrzegłem tam tak rażącego gwałtu na inteligencji odbiorcy... słowem można ruszyć tematy dyletacji czasu i n-wymiarów i zrobić to dobrze.. Jestem cholernie rozczarowany, bo próba Nolana była odważna i zacna - ale obawiam się, że film pogrzebie te tematy w kinie AAA na wiele lat..
jest spójniejsza, nie ma dziur fabularnych (ja ich nie wyłapałem), porusza temat nwymiarów , manipulacji czasoprzestrzenią śmielej i ciekawiej... i przede wszystkim nie prowadzona jest w fatalistycno-pesymistycznym duchu rodem z prawdziwego detektywa.
Ponadto masz więcej płaszczyzn, na których rozgrywa się historia, bardziej rozbudowane (chociaż nie wiedziałem, że powiem to o PD )postacie, jakiekolwiek zwroty akcji , i efekt wow, kiedy uświadamiasz sobie, że w zasadzie to wszystko jest mało prawdopodobne ale nie całkiem niemożliwe.
ok, teraz ja zacznę: od połowy książki, mam wrażenie, że to wszystko już widziałem: przewija się lem, fandom star warsów, końcówka to jakaś idiotyczna podróż do jakiejś planety, zupełnie nie wiem po co, lecimy bo jest fajnie. postacie: postacie są nierozwinięte. drugi plan to jeszcze rozumiem, to jest pierwsza część, dukaj później to zrobi, baba jest w porządku, już się przyzwyczaiłem, że zazwyczaj dukaj traktuje kobiety po macoszemu, ale dwóch rzeczy dukajowi nie daruje: głównej postaci, która działa na zasadzie: od zera do bohatera. i w gruncie rzeczy nic ponadto w niej nie ma: nie schiz, nie ma wątpliwości (a już są, to od razu czuć, że za chwilę się rozwieją), nie ma przeszłości (nie pierwsza, nie ostatnia taka postać dukaja, tylko że zazwyczaj nadrabia to charyzmą), nie ma zachwytu nad nowoczesną technologią (przecież jakby kowalski przeniósł się o te kilkanaście wieków, to ciągle bawiłby się gadżetami i trzeba by go było siłą odciągać), a na koniec oczywiście staje się bardzo ważna osobistością, ta da! te wszystkie wady nie przeszkadzałyby mi, gdyby były logicznie wyjaśnione, tak jak w lodzie, z dwieście stron o samej fizyce, i wtedy nie ma się człowiek do czego przyczepić. druga postać, to główny zły (pierwsza myśl, jaka ci przejdzie przez głowę: zaraz, to tutaj był jakiś zły?). moja ocena nie jest tutaj obiektywna, przyznam się od razu, mamy tu hackera, który może hakować wszystko. laughing men, master of puppets, discord, oni wszyscy w gruncie rzeczy są takimi hackerami. tutaj mamy złego, który pojawia się dwa razy, tylko po to, żeby dukaj mógł się popisać talentem w opisywaniu epickich widowisk. tak, w interstellar nie ma bardzo dobrego złego, ale też nolan nie miał jak go tam wsadzić (i tak jest nieźle, bo opisał świetnie jego genezę powstania). dukaj mógł stworzyć jednego z najlepszych villainów w historii, tak jak to zrobił w Xawrasie Wyżrynie (ciekawe, czy tam ci się podobało bardzo dokładne i logiczne wytłumaczenie jasnowidzenia).
błędy logiczne u dukaja? za kogo ty go uważasz, go za jakiegoś pisarzynę? ok, interstellar ma błędy logiczne. no i? to film o zakrzywieniach czasoprzestrzennych, n-wymiarach, podróżach w czasie. gdyby cokolwiek z tego byłoby możliwe do wytłumaczenia logicznego, to już dzisiaj byśmy to robili. u dukaja tego nie widać, bo dukaj ma wspaniały dar ukrywania swojej niewiedzy, potrafi nas wodzić za nos przez kilka tysięcy stron mając jedną współrzędną: że umiemy czytać, a nolan taki nie jest, nolan tego nie potrafi. więc, mówi otwarcie: my tego nie rozumiemy, dla nas to jest magia, nie wytłumaczę wam tego, bo nawet kip thorne tego nie potrafi, a ja nie chce kłamać. ale daje nadzieje: kiedyś być morze zrozumiemy. i właśnie o tym stworzył film: o przejściu fiction w science. ale nie opisuje tutaj to jak to wpłynie na świat nauki. BO SIĘ NIE DA! ale jak to według niego wpłynie na LUDZI. co sobie myśli pani naukowiec, kiedy fikcja zamienia się w prawdę? a co jeśli za następnym rogiem znajdziemy miłość? przecież to też jest teraz niewytłumaczalne logicznie. tak jak podróże w czasie kiedyś. co sobie myśli nasz zły, kiedy zamarza bez szans na ratunek? cholera, skoro jestem w innej galaktyce wbrew prawom logiki, to dlaczego nie miałbym jeszcze na dokładkę przeżyć tego wszystkiego? co sobie myśli cooper, kiedy jest w tej innej galaktyce, jego córka jest starsza od niego, a przed sobą ma czarna dziurę? a dlaczego miałbym nie przeżyć skoku do tego czarnego czegoś?
to jest film o tym, że z każdym wielkim odkryciem coraz bardziej zbliżamy się w stronę granicy szaleństwa. nic dziwnego, że mamy tutaj błędy logiczne.
co do patosu, już wolę go od nijakiego świata perfekcyjne niedoskonałości, ale to kwestia gustu
Właściwie, to hmm... główny bohater nie był do końca tym dziadygą przeniesionym w czasie i przestrzeni -- był kimś znaczne potężniejszym co podejrzewał i on sam i większość znakomitości tego uniwersum.
I zgadzam się, że jest to ukrywanie niewiedzy.
Ba... właśnie tego o czym piszesz mi zabrakło w interstellar - prawdziwego szaleństwa - bohaterowie stawali w obliczu nieznanego, traktując to jak rutynę.
Nie czepiam się logiki czarnej dziury, nie czepiam się też ani skoku ani tym bardziej samej osobliwości. To jasne, że tam gdzie kończy się nauka zaczyna się fikcja. Za dużo niepotrzebnej fikcji było tam, gdzie mamy naukę - w samych podróżach, w życiu murzyna na orbicie , który żywił się chyba pramą... w braku wyjaśnienie dlaczego po wyjściu z ziemskiej orbity dokonał się skok technologiczny z poziomu obecnego do co najmniej napędu fuzyjnego... tego zabrakło. Zabrakło też choćby odrobiny realizmu w tym postapokaliptycznym świecie (w pewnym sensie to był raj, bez wojen, bez wojska, bez policji z działającym choć koślawo publicznym szkolnictwem etc)
Natomiast kontaktu z nieznanym , z tym właśnie szaleństwem naszej niewiedzy oczekiwałem i to zdaje się umykać, było to gdzieś dodane.
Jest nawet na YouTube zacny film .. PAna Kipa Science of Interstellar... sugerujący, że spotykamy się, z granicą nauki i ją w interstellar przekroczymy... za mało było tego spotkania.
Ktoś, nie wiem czy nawet nie PAn Neil deGrasse Tyson pisał na swoim twitterze, że to odyseja kosmiczna na sterydach... nie prawda. Odyseja kosmiczna była do bólu naukowa do momentu kiedy fabuła wyszła poza granicę poznania. Sama osobliwość natomiast nie różniła się w mojej ocenie aż tak bardzo.... różniło się natomiast bardzo wszystko to co zadziało się wcześniej.
Czyli w gruncie rzeczy niepodobało ci się wykonanie. Heh, to tak jak mi w perfekcyjnej niedoskonałości.
Zostaw Dukaja, weź Chasm City Reynoldsa --- aż się prosi o blockbuster --- tam nawet nic nie trzeba zmieniać :)
"Popatrzmy na to tak... wahadłowiec został wyniesiony z ziemi na co najmniej 2stopniowej rakiecie nośnej -- z pierwszej planety, na której panowała grawitacja 1,3G startuje o własnych siłach... czemu?"
Może dlatego, że gdyby od początku miał wykorzystywać paliwo własne, to nie starczyłoby mu go na eksplorację kolejnych planet. Skoro nie dało się "upchnąć" go więcej na pojedynczym statku (pewnie z powodów finansowych jak i tego, że NASA nie miało już żadnego wsparcia rządu itp.), to korzystali z czego co mieli.
"Główny bohater przekazuje morsem dane pozwalające na opracowanie teorii wszystkiego - z wnętrza czarnej dziury..."
No i? Fantastyka. Może być inaczej, może być tak. Nie wiadomo jak jest w środku. Wizja autora.
Lot na marsa zajmuje ok 8 miesięcy - po wykorzystaniu katapulty grawitacyjnej lot z marsa na saturna to kolejne 6 (tylko)... grubo!
Lot na Saturna miał zająć 22 miesiące (tak ktoś - TARS lub Cooper - powiedział na początku w kabinie), czyli 8 na Marsa i później 14 na Saturna, a nie 14 w sumie. Może to było niezręcznie przetłumaczone, bo mi też to w pierwszym momencie zazgrzytało.
czyli we wnętrzu wahadłowca znalazło się paliwo, pozwalające na 3 krotny start z planety ... a rakieta nośna, z ziemi wyniosła całość --- nie kupuje (byłaby olbrzymia), w filmie była mowa o ogniwach paliwowych, którymi był zasilany wahadłowiec, czego do końca nie rozumiem., skoro vył wyniesiony z ziemi przez konwencjonalną rakietę , no ale ok... może na orbicie pozostała jakaś bardziej zaawansowana technologia... (gwiazdolot zdecydowanie odbiegał technologicznie od rakiety, która wyniosła astronautów)
NASA miała wsparcie rządu, ale pod stołem.. właściwie NASA cała była pod stołem. W scenie po wywiadówce, która była wcześniej przed wizyta w NASA, jest jakby nawiązanie do tego w rozmowie z dyrektorem/nauczycielem w której mówią o podatkach i co się z nimi dzieje...
PS. widzę, że jest tu w wątku paru komentatorów którym nie podoba się, że film science-FICTION nie pokrywa się z ich wiedzą :D Tacy mądrzy a tacy głupi...
najwyraźniej jestem zbyt głupi, żeby wypełnić luki fabularnie, paradoksy i całkowite niezrozumienie tematu, za który się Pan Nolan zabrał - samą tylko dobrą wola ;)
Prawda jest taka, że nikt nie neguje, że są tam luki, paradoksy, ALE, kompletnie nie ma sensu oceniać tego filmu przez pryzmat jak realne to s w tym sf jest, bo to nie jest meritum tego filmu, był konsultant naukowy, ale to nie znaczy, że to ma być dokument, to jest tylko coś co miało być tłem, miało być realne na tyle na ile przekaz filmu pozwoli, jest wiele rzeczy których nie wiemy, jak wygląda podróż w czasie, jak w ogóle czas jest skontrowany.
Po prostu ten film musiał być tak skonstruowany i z lukami, bo raz, inaczej by nie wypaliło, dwa, nikt do końca nie wie jak jest.
I dlatego napisałem, że nie pojąłeś, bo oceniasz film tym czym nie powinien być oceniany, bo oczywistym jest, że to jest sf i dlatego tu muszą i mogą być naciągnięcia, to nie zmienia odbioru tego obrazu.
Tymczasem film jest ataktowy za coś co i tak nie mogło zostać przedstawione realnie, bo nikt nie zna prawdy, mogło być przedstawione tylko w jakimś stopniu realnie, a najbardziej żenujące jest to, że o coś co zostało całkowicie wymyślone, tunel czasoprzestrzenny, nikt się nie czepia, tylko o to co już w naszym świcie ma jakieś podstawy, a w filmie musiało być "prawie" realne.
O hybrydę pomysłu twórcy i naszej obecnej wiedzy jest problem, ale o tunel już nie, żenada.
Problem jest ponieważ film był reklamowany jako hard sci-fi a nie jest... a co gorsza chyba próbuje być... tunel czasoprzestrzenny, wizualizacja 5 wymiaru czy ludzie z przyszłości to licencia poetica i nie będę się tego za bardzo czepiał.
Natomiast rzeczy, które są w zasięgu nauki takie jak prawa newtona to już inna sprawa i film hard-sci fi nie powinien tych praw olewać, o ile nie zostało to uzasadnione.
Pisałem już wcześniej, że czarne dziury, dyletacja czasu, wyższe wymiary i całe to tałatajstwo, które zostało po einsteinie plus to wszystko co może wylecieć z różnych teorii strun, supersymetrii czy innych ujednolicających zapędów to bardzo zgrabny temat na spójne w konwencji (nawet jeśli założenia okażą się z czasem błędne) kino, które nie musi tętnić paradoksami. (Albo tętnić, po to tylko, by wskazać ich przyczynę w finale i zgwałcić jego mózg. (wiesz, żę fizyka eksperymentalna przewiduje wiele rzeczy dziwniejszych od fikcji)
Co do tunelu, bałem się, że Nolan wsadzi go do hexa ( w zasadzie tak było, ale przynajmniej nie padło określenie) , bo to byłoby już na poziomie wyznawców ufo.
Nie czepiam się też aspektów społecznych filmu, bo nie przedstawiano go jako fantastykę socjologiczną a temat został potraktowany delikatnie rzecz biorąc po macoszemu.
Zatem moje główne zarzuty to : towar niezgodny z opisem, oraz brak konsekwentnej , spójnej wizji filmu. Całość ogląda się jakby Nolan wypisał na kartce, że chce żeby film zawierał dziury, kosmitów, podróże w czasie i parę innych, po czym w pośpiechu dopisał do tego jakąś fabułę, tak, żeby wszystko to mogło się tam znaleźć... i nie obyło się bez kompromisów.
Cóż, ja tam nie zauważyłem w żadnym momencie, aby film był promowany jako hard sf, oglądnąłem jeden trailer i z niego nic takiego nie wynikało, a wątpię by taki nawet był cel, bo sf, a już na pewno hard sf, się nie sprzedaje, takie smutne fakty.
W filmie nie było też żadnych kosmitów, ani podróży w czasie, były błędy, ale dziurami nie jest to czego nie wiemy i nie możemy wiedzieć, to jest improwizacja pewnego problemu.
Nie wiem czemu akurat wszyscy od hard sf się uwzięli na ten film, "bo go tak promowano", nie ma znaczenia, liczy się co jest w środku, a w środku jest sf tylko jako tło, naprawdę proste sf, główna siła tego filmu patrząc na sf to są wyłącznie aspekty relacji czasu i czarna dziura oraz to co tam było, i to jest proste jak drut.
Jest taka gra, resident evil 5, seria od lat uważana za horror, ale RE5 to była gra akcji, świetna gra akcji, była ta sama sytuacja co z interstellar, narzekanie, że to nie jest horror mimo iż gra świetna, tylko już nie horror.
Prawda jest taka, że co do czarnej dziury nie było wyboru, trzeba było wymyślać, a do relacji czasu naprawdę nie ma się co czepiać, może były błędy pomniejsze, ale nie o to chodzi, chodzi o intencję którą każdy zrozumiał, prostą i dosadną, pomyliłeś się, bęc, 23 lata znikają.
Te kompromisy tam są, bo od początku miałby być, także dla mnie ocenianie na siłę tego filmu tylko i wyłącznie przez pryzmat nauki, upartego widzi mi się nie ma kompletnie celu i mija się ze zrozumieniem przekazu filmu, zrozumieniem jego samego.
A jeszcze dodam, że mimo tej nieuczciwej krytyki naukowych hardcorów ten film dał coś przynajmniej nauce, bo soft napisany specjalnie do renderowania czarnej dziury przy konsultacji astrofizyka, a oparty o rzeczywiste równania, ujawnił, że czarna dziura właśnie by wyglądała tak jak w filmie, bo o ile równania były prawidłowe (nawet sprawdzano czy to nie błąd) to naukowcy sądzili, że będzie to wyglądać inaczej, a jednak soft się nie pomylił.
Także na moje nieźle jak na taką krytykę, inne filmy sf raczej tym pochwalić się nie mogą, także niech się ci wszyscy krytykanci tym udławią.
Tu już nawet nie chodzi o autorską wizję tego, co nieznane, bo to dopuszczalne oczywiście. W filmie mierzi najbardziej brak jakiejkolwiek logiki i spójności.
Najlepiej oddaje to scena, gdzie Cooper kontaktuje się z córką i w zasadzie z sobą samym. Co by było, gdyby posłuchał wtedy młodej bądź sam zreflektował się, że przekazuje sobie informację, by zostać.
Bo gdyby został, nie mógłby sam siebie ostrzec.
Bosz, co za absurd:)
Nie, to nie absurd, twój umysł tego po prostu nie ogrania, to też jest to nie znane, tu dopuszczasz, a zaraz to samo negujesz, weź się ogarnij, raz "to co ma się stać, stanie się", a to prowadzi do dwa, że zapewne jest to pętla i nie możesz zmienić czasu, coś co się wydarzyło, gdziekolwiek indziej, wydarzy się ponownie, nie wiemy też jak działa czas, więc z zgodnie z założeniem - nieznane musi być jakoś wymyślone, nie ma tu bezsensu.
Ale według mnie to film sugeruje, nie myl emocji ojca z decyzjami, bo to po prostu człowiek, a nie mógł się skapować, że to on, nikt by na to nie wpadł nie przeżywając takiej przygody, ale jak pisałem, uważam, że czas w filmie to linia której nie możesz zmienić, możesz przekazać informację do przeszłości, czyli niejako cooper jest skazany na zrobienie tego co zrobił, jest skazany na poświęcenie własnego życia, "oni" tutaj pomagają ustawić sytuację, zauważ, że nigdy z nikim się nie skontaktowali, jedynie podejrzewa się, że otworzyli tunel i umieścili urządzenie, swego rodzaju translator w czarnej dziurze, i jak nienawidzę paradoksów, bo są wbrew logice, tak po prostu nikt nie wie jak jest, może czas dzieje się w każdej chwili, wszystko co zrobisz teraz propaguje na możliwą przyszłość, może już go kiedyś wysłali, może jest masa wszechświatów alternatywnych, może, może , może, bo po prostu nie wiadomo i ta nuta niewiedzy jest tutaj na miejscu, bo bez niej, filmu by nie zrobiono, a przynajmniej nie z takim efektem.
Bardzo miło mi poznać tego, którego umysł ogarnia nieogarnialne.
Ta dyskusja zaczyna przypominać rozmowę teologiczną, więc - ośmielę się postawić w tym miejscu hipotezę - dyskusja może trwać nieskończenie długo.
Ja nie neguję teorii, które w sposób naukowy nie zostały odrzucone, a które chciał nam pokazać Nolan. Neguję tylko to, że zostały nieumiejętnie i nielogicznie zekranizowane. A dodatkowo, zabrakło mi czegoś, co cechuje typowy film fabularny. Fabuły pozanaukowej.
Z drugiej strony temat nie jest prosty i jakkolwiek na to by nie patrzeć, powstanie Wszechświata łączone jest z wieloma teoriami, które często wzajemnie się wykluczają. Trudno zatem trafić kondensatem, którym był Interstellar, jednakowo dobrze do wszystkich odbiorców.
Do mnie nie trafił. I boję się, że długo nikt nie trafi, bo jeśli tak zdolny reżyser, jakim niewątpliwie jest Nolan, temu nie podołał, to kto?
Chciałem tylko napisać, że to nie absurd, po prostu w filmie jest pokazane co i jak i logicznie można wywnioskować, czemu nigdy nie stało by się to co piszesz, a co określasz absurdem, nie chodzi o to co mówi nauka, ale jakie dane i fakty mam z filmu, co on nam mówi w tej kwestii, a w tym wypadku mówi, że masz sam pomyśleć i każdy może pomyśleć co innego bazując na swojej wiedzy i wyobrażeniach.
W najgorszym przypadku ok, ja nie mogę powiedzieć, że to miało sens, ale ty też nie możesz powiedzieć, że nie miało, bo nie ogarniesz czegoś czego tam po prostu nie ma, nie ocenisz tego czego nie ma, masz tylko otwartą furtkę do kreatywnego myślenia i nic więcej.
Filmów o tym co kosmonauci jedzą w statkach kosmicznych czy na orbicie jest od cholery. Naprawdę Nolan miał pokazać co jedli, gdzie się wypróżniali i o czym rozmawiali ze sobą w wolnych chwilach ?
Jak czytam niektórych to wydaje mi się, że zamiast tego filmu powinni obejrzeć jakiś dokument na Discovery..
Doceniam, że masz inny pogląd na ten film niż ja... zazdroszczę nawet, że dostałeś kino, które Ci się podobało.
Jednak promowanie filmu poprzez akcentowanie jego wkładu w naukę (faktycznie news jak i wizualizacja urywają beret) musiało i przyciągnęło osoby, które spodziewały się zabaw obecnie panującymi teoriami i w ich obrębie.
Z takim nastawieniem właśnie się wybrałem i dostałem kino, które jak na fikcję jest zbyt nudne a jak na realizm zbyt oderwane do tego szczerze zmęczyła mnie narracja przypominająca do bólu tą z Prawdziwego Detektywa. (Uważam serial, za pseudointelektualną szmirę). Co pewniakiem zniechęciło mnie tym bardziej. Czekałem na chwilę , kiedy zacznie babolić coś o królu w żółci.
Ale o gustach się nie dyskutuje.
Owszem uwielbiam kino fikcyjne, złe a czasem bardzo złe - tutaj niestety widziałem wielką ambicję i wykonanie, które na zewnątrz jest naukowe i wybitne, a odrobinę głębiej okazuje się prawdziwym detektywem w kosmosie...
W efekcie film jest w moich oczach nijaki.
Kosmici owszem występowali , uścisnęli nawet dłoń Pani Astronautki-- byli to albo ziomkowie Q mieszkający gdzieś poza wszechświatem albo może ludzie z przyszłości co było zasugerowane -- ale byli to obcy z kosmosu ;)
Spotkałem się z niejedną książkową fabułą dotykającą tematu czarnych dziur (niekiedy nawet bardziej fantastycznie jak w Pływie nieco bardziej realnie jak u Hamiltona czy naszego Dukaja czy nawet ultra ostrożnego Reynoldsa i można - serio... jestem o tym przekonany, zrobić z tego dobre kino podejmujące tematy, nie usypiające użytkownika i jednocześnie naukowo poprawne (chociaż w przypadku pływu, jest jeszcze bardziej fantastycznie, wręcz baśniowo).
"Jednak promowanie filmu poprzez akcentowanie jego wkładu w naukę", ja tam nie widziałem, żadnego trailera który by to robił, o tym oprogramowaniu o którym pisałem to ciekawostka na temat filmu, nie promowali tym go, ale no cóż, zrobiło to na mnie wrażenie.
Może mamy po prostu inne podejście, co prawda to offtop, ale piszesz o detektywie, ja np. nawet go nie odbierałem kryterium intelektualnym, czy serial był inteligentny czy nie, nawet na to nie wpadłem by się nad tym zastanawiać.
Jeśli chodzi o pływy to ok, specem to ja nie jestem, oceniać filmu jak pisałem stricte naukowo nie chcę, a bardziej nie widzę sensu, nie mniej temat zbadałem, są teorie, że przy super masywnej czarnej dziurze horyzont zdarzeń jest tak daleko od centrum, że pływów nie ma, oczywiście to nic nie zmienia, bo i tak człowiek od tak nie może tam dotrzeć, więc i tak musieli zmyślać i naciągać, ale Nolan się wypowiedział, że konsultant naukowy miał pełną świadomość, że tak będzie, bo takie są realia filmu.
To by było na tyle w takim razie.
akurat to z procą grawitacyjną ma sens, jednak tylko pobieżnie gdyż granicą nieprzekraczalną jest horyzont zdarzeń - do tego momentu można ją wykorzystywać tylko jest niebezpieczeństwo spagetyzacji
Ta biblioteka to była osobliwość czyli centrum czarnej dziury przerobiona na ludzką wersję (3-wymiary). Zbudowała ją obca cywilizacja aby pomóc ocalić ludzkość. Gdy bohater przekazał informacje o mechanice kwantowej swojej córce to wtedy obcy wrzucili kolesia z powrotem do tunelu czasoprzestrzennego aby wrócił do domu. Mi ta fikcja bardzo się podobała. Film miał swoje błędy logiczne i np. nierealne sceny dokowania w kosmosie ale mimo wszystko film jest genialny.
Wszystko opierało się właśnie na domysłach, a Nolan po prostu przedstawił swoją wizję, podobnie jak pierdyliard innych twórców sci-fi.
Właśnie niedopowiedzenia czynią ten film rewelacyjnym, a kosmos pozostawia wciąż niezbadanym. Bo to sci-fi, nie film dokumentalny.