PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=4313}

Jabłka Adama

Adams æbler
2005
7,7 90 tys. ocen
7,7 10 1 89828
7,3 32 krytyków
Jabłka Adama
powrót do forum filmu Jabłka Adama

Jest mi bardzo trudno napisać cokolwiek o tym filmie. Pierwsza i najważniejsza rzecz - nie zachwycił mnie tak, jak by się można było spodziewać, sądząc po zachwytach webforumowiczów. Lubię skandynawskie kino (von Trier, Moodysson, "Manneken Pis", "Elling"), lubię obrazy spokojne i refleksyjne. A tutaj... ok, nie żałuję, że widziałam, ale na kolana film mnie nie powalił. Po pierwsze rzuca się w oczy jakaś... nierealność sytuacji. Odnosi się wrażenie, jakby wszystko miało miejsce w delikatnych oparach absurdu. To nie są krwiste postacie, które na co dzień widzimy obok siebie, to nie są sytuacje, które mogłyby zdarzyć się nam lub naszym znajomym. Do tej nierealności, oniryczności widz musi najpierw przywyknąć. Potem okazuje się, że za to wrażenie odpowiada po części dziwaczne zachowanie Ivana. Oczywiście, od początku podejrzewamy, że coś jest nie tak, ale wtłoczeni w schemat "dobro zwycięża zło", nie dopuszczamy do siebie myśli, że z pastorem może być rzeczywiście coś nie tak. Właściwie główną zaletą tego filmu jest właśnie odejście od prostych rozwiązań. Osobiście film zainteresował mnie w momencie, gdy odkryłam, że pastor wypiera negatywne zdarzenia ze świadomości. Tylko, że dalej... hmm, nie było nic więcej. Niejaką rekompensatą stało się dla mnie zakończenie, kiedy okazuje się, że Ivan pozostał w gruncie rzeczy taki sam (scena odbierania z przystanku autobusowego kolejnych dwóch kandydatów do resocjalizacji), a co więcej - przekonał do tej postawy także Adama. Nie odbieram tego jako kiczowatego happy endu. Wręcz przeciwnie - jest to przewrotny dowód na to, że dobro rzeczywiście zwycięża zło. :) Bo oto Ivan, doświadczany tak strasznie przez los, docierając do kresu swojej wytrzymałości, wreszcie przechodzi przez swego rodzaju katharsis; zło, które w przypadku każdego innego człowieka rozłożone jest na lata, w jego przypadku wypełniło się dużo wcześniej, osiągnęło apogeum i teraz może być tylko lepiej. Obaj - Ivan i Adam - czują to, wiedzą, że cud, który się zdarzył, przełamał fatum i dlatego teraz mogą pozwolić sobie na ignorowanie zła i optymizm, bo dopiero teraz wypływa to z nich naturalnie, bez samooszukiwania się.

No dobrze. :) I pomimo tak wnikliwej analizy filmu, nadal twierdzę, że nie zrobił on na mnie większego wrażenia. Oglądany później, w tym samym dniu "Vinci" Machulskiego zatarł wrażenia po "Jabłkach Adama" i o wiele bardziej zaangażował emocjonalnie (sceny powiązane z "Vincim" śniły mi się nawet!). Cóż, nic nie mam na swoje usprawiedliwienie. ;)