Książek nie czytałem, więc nie znam dalszych losów bohaterów, ale tak z politologicznego punktu widzenia druga część powinna wyglądać mniej więcej tak:

Wikingowie hodują i trenują coraz więcej smoków. Po jakimś czasie w ubogiej na pokarm oraz tereny zielone wyspie zaczyna brakować pożywienia oraz miejsca na zagrody dla smoków i sztuczne hodowle karpi stosowane jako karma. Wszystkie większe dzikie zwierzęta zostały wybite żeby zaspokoić zapotrzebowanie na uprzęże dla smoków. Przeważająca większość starszych wikingów cierpi z powodu nudy, do tej pory wyprawy na smoki były ich głównym zajęciem, są zbyt wielcy i ciężcy by dosiadać smoków. Starszyzna nalega aby założyć kolonie. Starszy już Czkawka, teraz wódz plemienia przystaje na ich plany. Jest człowiekiem zdeterminowanym by zapewnić swojemu ludowi, ale też i rasie smoków trenowanych specjalnie by mogły być dosiadane przez człowieka. Niestety pobliskie wioski są zamieszkałe przez pokojowo nastawione plemiona zajmujące się łowiectwem oraz rybołówstwem. Pokojowe pertraktacje zawodzą. W nocy dość niezrównoważona po wielu urazach głowy para bliźniaków przeprowadza atak na wioskę z pobliskiej wyspy. Nie doceniają jednak siły doskonale wytrenowanych smoków. Cała osada zostaje zrównana z ziemią. Niesamowite straty po stronie ludności cywilnej przerażają opinię publiczną, Czkawka nie cofnie się jednak przed niczym aby zapewnić swoim ludziom odpowiednią przestrzeń życiową. Po kilku miesiącach następuje aneksja Czechosłowacji przy cichej aprobacie całego cywilizowanego świata. Kolejne lata przynoszą jedynie wzrost nacjonalistycznych nastrojów w wiosce wikingów. Na początku października wódz Czkawka wydaje rozkaz inwazji na pobliską Polskę.

Jak mi to ktoś potraktuje poważnie to osobiście przyjdę do niego i trzepnę go w nos! Takie ostrzeżenie. :)