Cóż film może dobrze wykonany ale aż za dużo czerpie/ma za dużo podobieństw do kultowego "Full metal jacket" miszcza Kubricka ;)
Pierwszy raz gdy go obejrzałem zrobił na mnie wrażenie, po obejrzeniu FMJ
już bym nie chciał go widzieć, zwłaszcza że ten drugi jest znacznie lepszy i jest oryginałem. Czy oni robiąc Jarhead nawet musieli kopiować scenę zbiórki z sadystycznym dowódcą..przecież jej się nie da już lepiej zrobić... Jeśli macie ogladać to tylko Full metal jacket, Jarhead to odgrzany kotlet i nie dorasta mu do kolan :)
Obejrzałam te dwa filmy, o których piszesz, ale mam trochę odmienne zdanie (spostrzeżenia) na ten temat. Być może reżyser Jarheada powtórzył pewne (mistrzowskie ;) ) sceny z FMJ po to, by uświadomić, pokazać widzom, że samo szkolenie, przygotowanie do wojny wygląda bardzo podobnie, ale jeśli chodzi o wojnę - to już nie jest ten sam rodzaj wojny.
I jeszcze jedno: mam wrażenie, ze takie szkolenie powinno uczyć żołnierza nie tylko jak strzelać, ale też jak NIE strzelać - czyli umieć odnaleźć się w takiej sytuacji jak bohaterowie Jarheada, gdzie musieli stawić czoła (przez większość czasu) przede wszystkim własnej psychice, walczyć z nudą i monotonią.
Mi tam się Jarhead podobał, może przez to zupełnie inne pokazanie wojny, pokazanie "współczesnej" wojny.
bez przesady, pomijając sekwencje szkolenia to są różne filmy dotyczące różnych wojen i mówiące nie do końca to samo.
Nieprawda, są to filmy tak różne, że aż nie wierzę by ktokolwiek mógł znaleźć tu jakieś podobieństwa. Full Metal Jacket jest filmem czysto wojennym w którym w ramach otoczki pojawiają się pewne wątki dramatu psychologicznego - z Jarheadem jest dokładnie na odwrót.
_SPOILER_
Nawet same szkolenie, któremu zarzucane jest największe podobieństwo, jest inne - nie ma żołnierza który traci zmysły od rygoru wojskowego, sierżant jest doświadczonym weteranem, który dba o swoich ludzi, a nie leje po pyskach za to ,że nie wierzą w Najświętszą Maryję Pannę, zaś sami żołnierze są ludźmi wierzącymi w to co robią, a nie zbieraniną studentów z poboru oraz ludzi, którym wojna pomieszała zmysły.
Jakby tego było mało, w Jarheadzie nie ma nawet jednej sceny wymiany ognia między marines a terrorystami
Chyba jedyną podobną w obu filmach sceną jest ta na samym początku Jarheada ale ludzie - ona trwa dwie minuty!
chyba padne ci na klana przez twoja jakze wysoka ocene... skoro film ci sie podobal to dlaczego po obejrzeniu FMJ tak bardzo go skarciles? mniejsza o to. najpierw dowiedz sie co nieco o Korpusie zamiast dawac komentarz "nawet musieli kopiować scenę zbiórki z sadystycznym dowódcą". ten "sadystyczny dowodca" to Drill Instructor, ktory ma za zadanie dzialac w ten sposob (cos jak polskie kaprale)
Zgodzić się muszę z założycielem tematu. Też po obejrzeniu FMJ zjechałem z 10 na 8 dla Jarheada. Znaczy to wciąż świetny film, ale makabrycznie podobny do dzieła Kubricka. Przy tym gorzej zrealizowany, mniej poruszający.
tu też oczami jednego żołnierza obserwujemy dwa etapy, szkolenie i walkę na wojnie. Jako, że czasy inne, to oczywiście, że coś się musiało zmienić, jednak pierwsza połowa filmu identyczna, tam trochę inne reakcje reszty żołnierzy, tym nie mniej jednak, nie wierzę jak można było takiego klona zrobić.