Kolskiego zaczęłam poznawać niedawno. "Historia kina w Popielawach" coś mi przypominała, coś znanego i lubianego, tylko nie umiałam tego nazwać. Pomyślałam o Burtonie i jego przenikającym rzeczywistość świecie fantazji. A po obejrzeniu "Jasminum" - olśnienie! Przecież to realizm magiczny! :) Lubię Marqueza, lubię utrzymane w tonacji realizmu magicznego powieści Paula Austera (zwłaszcza "Mr. Vertigo"), urzeka mnie ta niezwykła równowaga, w jakiej koegzystują oba światy: realny i magiczny, oczywistość, z jaką ten magiczny na równych prawach współistnieje. Tylko nie sądziłam, że to, co świetnie sprawdza się w literaturze, można tak łatwo i bezboleśnie przenieść na ekran. Póki co, Kolskiemu udało się mnie tą umiejętnością zaskoczyć, a jest to tym bardziej niewiarygodne, że w kinie cenię raczej twardy realizm, rzadko twórcom udaje się tak wpleść symbole, metafory, metafizykę czy mistykę, żebym film odbierała nadal jako spójną i elegancką całość.
Racja. "Jasminum" to udany film. Przepięknie sfilmowany, piękny ze strony plastycznej. Dla mnie to historia o miłości, ucieczce przed nią, szukaniem jej. Bardzo dobrze zagrane (błyszczy Gajos i młoda Gąsiewska). Wreszcie dobra produkcja z Polski, której nie mamy się wstydzić.