Poczatek zapowiadał cos naprawde dobrego. Tematyka jak dla mnie srednio interesujaca ale całosc wciagała. Kilka dobrych scen, 30 minut dobrego kina i......nuda. W kazdym razie nie tego oczekiwałem. To mógłby byc wybitny film, ale nagle zaczna panoszyc sie rene Zellweger i robi sie srednie romansidło.
Moze komus to odpowiadało ale ja wolalbym aby film zachował charakter taki jak na samym poczatku. Rezyser (albo scenarzysta) powninien skupic sie na relacjach Jerryego i tego czarnoskórego sportowca, bo rozwleczony watek miłosny strasznie nuzył.
Koncówka - ostatnie 20 min - to znowu powrót do formy z poczatku, ale troche za pozno na rehabilitacje. Ocena 6/10
Zgadzam się z przedmówcą. Z tym, że tematyka sportowa w sensie dramatu i to brana na poważnie mnie akurat kręciła, ponieważ jest to temat rzadko poruszany. Niestety film rozczarowuje i to mocno. Zapowiadało się coś, a wyszło wszystko o niczym. Ni to opowieść o rozterkach człowieka który w pędzie za pieniądzem zapomniał o najważniejszych wartościach, ni to romans. Do tego na minus za absolutnie nieprzemawiające, do bólu nijakie szkice głównych postaci, schematy i słabą grę aktorską Zellweger (ją usprawiedliwia to, że zagrała słodką idiotkę, a z takiej postaci ciężko raczej wytworzyć coś sensownego) oraz tragiczną Cruise'a. Razem jak dla mnie 4 - poniżej oczekiwań.
To same odczucia co autor tematu. Rene Zellweger - mimo że to ładna aktorka, to jednak grać nie potrafi, ma wyuczony schemat min... taka jakaś płytka głupia lala. Fuuuuu amerykański babiszon. Przez nią film bardziej przypominał romansidło, niż obyczajowy.
Dałem 4/10 ale po przemyśleniach dam 3/10 bo momentami musiałem przewiać ze względu na denne dialogi i durne wstawki reżysera...