Zaczyna się prawdziwe przedstawienie, bardziej teatralne niz filmowe...problem jest w tym, że jest ono przejmująco....ludzkie. Mimo, że wiem iż to film-teatr to czuje w postaciach Charlotte i Evy ogromne człowieczeństwo, które niszczy granice między fikcją, a rzeczywistością, pomiędzy aktorem i widzem. Czuję ból, cierpienie, negacje wszelkich uczuć (nawet szczęścia).... czuję się "uczuciową kaleką". Dlaczego w tym filmie nie ma miłości, zrozumienia, radości życia, a przede wszystkim nadziei?!! Dlaczego odczuwam tylko fałsz, pozory, zakłamanie, egoizm i jeszcze silniejszy ból i cierpienie?!! Być może nadzieja istnieje...byc moze zostala zawarta w kolejnym liście Evy do Charlotty.... tylko dlaczego w to nie wierze?!! Dlaczego?!!!!!!!!!!!
Dlaczego kurtyna nie opada.............?