Po wielkim sukcesie i trumfie pierwszego ,,Jokera'' w Wenecji (pięć lat temu) - wydawałoby się, że twórcy nie zaczną gloryfikować obsesyjnej miłości czy romantyzować choroby psychiczne. Myliłem się - Todd Philips to grafoman kinematografii. Nie znający podstaw, jak uwiarygodnić scenariusz. Zabawny komentarz ujrzałem na stronie internetowej zajmującej się kinem, jak Rogerebert.com, gdzie uznano tę historię za ,,Zgubny badziew''. W istocie, to film niewiarygodnie pozbawiony głębi psychologicznej, zatruty przez pop-atrakcję i nieudolny, zatracający się w swojej gorzkiej, postmodernistycznej ułudzie, iż nie utraci celu z oczu. To przykład, jak wiara w swoją wielkość czyni cię małym i słabym.
Wiemy, że pierwszy ,,Joker'' opierał się na retro-stylistyce, choć popadał w przesadny makiawelizm i źle pojmowany anarchizm (z jakiegoś powodu kultura próbuje wmawiać widzom, że to terroryści, a nie ideologia prawicowa). Mam pewną teorię, że obecnie prawica jest postrzegana jako coś złego, ponieważ łamie zasady lewicy, o co mają wszyscy pretensje po drugiej stronie barykady. Rzecz jasna, nie chcę wypowiadać się ponownie o polityce, chociaż tej polityki w najnowszym filmie nie zabraknie, ponieważ autor chce ci sprzedać obietnice, że miłość jest toksyczna. Po zwiastunach zauważycie, że promują drugiego ,,Jokera'' jako musical, i nie jest to bynajmniej kłamstwo. Problem zaczyna się wówczas, kiedy twój koncert jest spartaczony, boleśnie za długi i wyczerpujący. Piosenki nie zapadają w ucho, a ty błaznujesz na ekranie, żeby desperacko zająć czymś widza. Miłośnicy komiksów, którzy znają szaloną miłość wyznawaną przez Jokera (powrót Joaquina Phoenix) oraz Harley Quinn (Lady Gaga) - będą zawiedzeni, że dostają film, w którym nie ma szalonej energii czy psychopatycznej strony tego przeklętego związku.
Część druga zaczyna się tam, gdzie każda ,,normalna'' produkcja ma miejsce, czyli po zakończeniu jedynki. Arthur (jego alter ego, to wybuchowy socjopata, czyli Joker) trafia do więzienia, zaraz po tym, jak postrzelił prowadzącego talk-show w bezdusznym grymasie. Tuż po tym, jak jego niezrównoważeni naśladowcy wyszli na ulicę i pomylili sprawiedliwość z ukrytą frustracją. Sęk w tym, że producenci oraz filmowcy nie robią nic z tym fantem - dosłownie. Podrzucają ci okropny sequel, który nie próbuje wybadać, dlaczego Arthur stał się nieświadomym liderem psychopatów nowego Gotham, ani dlaczego, jako mężczyzna, jest złamanym psychicznie maniakiem, dla którego życie ludzkie przestało mieć znaczenie. Idziesz do więzienia na resocjalizację, psycholodzy badają cię od stóp do głów, a twój film, jedynie na czym się skupia, to rozpaczliwe szukanie rozrywki w pustym, martwym świecie bez emocji. Arthur idzie na muzykoterapię, aby sobie pośpiewał, by ulżyć w cierpieniu, którego nie rozumie sam autor. Dodatkowo, każdy nerd czy miłośnik opowieści o Jokerze, będzie zawiedziony, że nie robi z siebie błazna, tylko męczennika pod pretekstem, że jest odzwierciedleniem toksycznego społeczeństwa. Problem jest taki, że autor nie rozumie komiksowego anty-bohatera, nie rozumie jego przeszłości, bo wymyślił sobie, że to normalny człowiek, tylko z zaburzeniem psychosomatycznym. Panie autorze, przypominam że to postać z kreskówki! To jest fikcja, a nie rzeczywistość. Dlaczego dzisiejsze pokolenie autorów myli nieprawdę z prawdziwym światem?
Przez co, gdzieś w połowie seansu, próba zrozumienia, kto jest w czyim ciele spełza na niczym. Samo wyjście przed szereg i zastanawianie się, czy Arthur jest Jokerem (jego fantazją na swój temat, czy skrzywieniem emocjonalnym), czy Joker jest lustrem Arthura, jest inspirującym wywodem, ale autor nie zagłębia się w mentalne upośledzenie, bo nie interesują go konotacje w świadomości kulturowej. Woli produkować bezwartościowy koncert, gdzie Joker śpiewa piosenki, jak złamany artysta, a nie szaleniec z gotyckiej manufaktury smutnego miasta Gotham. Sama obsesja, gdzie Harley Quinn inicjuje związek jest płytki i pozbawiony balansu, bo nie ma żadnej chemii między postaciami. Poza tym autor panicznie boi się widowni, bo nieustannie odnosi się do wydarzeń z części pierwszej, żeby przypomnieć o swoim sukcesie, który gaśnie na scenie. Jeszcze większą zgrywą z widowni jest podejście, że za psychopatyczną dziwaczkę robi Lady Gaga - jedna z najmniej imponujących piosenkarek naszych czasów, która zyskała sławę przez wytwórnię muzyczną, a nie przez fakt, że tworzy ponadczasowe dzieła, jak zespół Queen czy Cider Sky. To śmieszne, że w roli Harley, która słynęła z tego, że płynie pod prąd - wybrano artystkę, która leci z prądem. To prawdziwe zaprzeczenie, i nie rozumienie oryginalnych postaci z komiksów.
I choć mogę brzmieć, jak szaleniec, który postradał zmysły, uważam że Joker z numerem dwa, to tandeta ślizgająca się po popularności umalowanego błazna. Gdyby Joker w świadomości kulturowej byłby anonimowym idiotą, nikt nie zwróciłby uwagi, że w kinach wyświetlają anonimowego idiotę. Tymczasem jego reputacja Księcia Zbrodni topnieje na ekranie, bo autor nie rozumie podstaw kulturowej zabawy. Myśli, że widownia jest zaślepiona jego twórczością, a miłośnicy komiksów nie zauważą jego braku znajomości świadectwa, z czym wiąże się bycia kimś, kto jest smutnym klaunem za pozorami atencyjnej zabawy, jak Joker, dla społeczeństwa, które uznało go bezpodstawnie za kryminalistę, a nie za nieuleczalnego, emocjonalnie wybitego z rytmu dziwaka o traumatycznej przeszłości. Kiedy robisz musical z antagonistą Batmana, wiedz że twórca cię okłamuje i nie szanuje komiksiarzy. Chce tylko zarobić na naiwnej publiczności, która nie jest tępa, jak Harley Quinn podczas budowania niezręcznego romansu. Twórca jest śmieszny, bo na pewnym etapie, odrzuca partnerkę Jokera, i serwuje powtórkę z rozrywki z pierwszego filmu, dyskutując z jego wymową, co jest kpiną z narracji, i cynicznym niezrozumieniem postaci, o której rozpisywali się tacy autorzy, jak Brian Azzarello, Alan Moore, Scott Snyder, Ed Brubaker, czy dajmy na to, niezastąpiony Paul Dini (którego uważam za najbardziej kompetentnego scenarzystę w uniwersum Gotham).
A wiecie, po czym poznać kiepski film, kiedy robisz romans o psychopatycznych ludziach? Kiedy ich związek jest słodki i rozczulający! Kolejny powód, dlaczego kontynuacja ,,Jokera'' nie działa, bo nie rozumie dynamiki związku, nie rozumie, jak toksyczną parę tworzą była psychiatra, obecnie dziewczyna Jokera, a socjopata, który lubi dowcipy zagrażające ludzkiemu zdrowiu. Czy scenarzysta był pijany podczas pisania, czy tylko się wygłupia? Zadałem sobie to pytanie nieprzypadkowo, bo jego niekonsekwencja rzuca się w oczy, a ja podczas seansu zapadałem się pod ziemię, jak zgrzytam zębami z niedowierzania. To potwarz dla tradycjonalistów, którzy nienawidzą, kiedy ktoś czyni z Jokera romantycznego kolesia - on nigdy nie był romantyczny, na litość boską! Jak można tworzyć filmy, nie znając psychologii postaci, którą się opisuje, no jak? Ten film został tak zaprojektowany, jakby ktoś celowo chciał zakpić z miłośników komiksu, zadrwić ze świadomości kulturowej oraz wpisać się w modny trend, że psychopatyczne związki są seksowne. Nie są! To patologia, a nie romantyzm.
Jakkolwiek bym się nie naprodukował, wiem że film na siebie zarobi. Wszyscy pójdą, ocenią pozytywnie lub negatywnie, ogłoszą, że ,,Joker'' się skończył, jest incelem i sierotą emocjonalną. Druga barykada powie, że prawicowcy są nienormalni, i tylko lewica jest spoko, więc popierajmy nienormalne związki nienormalnych ludzi! Taka będzie narracja, a jak ktoś powie, że czytał komiksy i powie że toksyczna relacja jest czymś imponującym, to zrozumiem, że publiczność nie myśli na seansie, tylko daje sobie wmawiać bzdury wypisane w popkulturze (dla modnych postulatów, aby być na czasie). Dawno żaden film nie wytrącił mnie z równowagi, jak ten żałosny twór, dla pokolenia, które pochłania wszystko bezmyślnie, bezrefleksyjnie i bez szacunku do siebie, oraz postaci, które kreują na ekranie. Pała ze sprawozdania, panie filmowco! Przykro mi, oblałeś test!
Opinia pierwotnie pojawiła się na literackiespelnienie.blogspot.com
Dzięki Chris. Nie wybieram się i od początku miałem taki zamysł. Twoja recenzja tylko mnie umocnila w tym przekonaniu.
Gdyby to miało jakaś odskocznię od błędów narracyjnyh, nie traktowania błazna jak artysty na scenie - byłby może znośny, ale w kategorii musical nie ma nawet intrygującej choreografii, o której nie zdążyłem powiedzieć w recenzji. To zawód i powód do wstydu, że znam lepiej Jokera od autora.
Witam serdecznie, poświęciłem kilka chwil na dwukrotne przeczytanie tekstu bo nie wierzę że ktoś kto pisze taką, przepraszam za słowo, spuściznę nazywa się ekspertem w ocenianiu. Na prawdę próbowałem znaleźć cokolwiek wartościowego w tej recenzji...
Tak na prawdę już po wprowadzeniu polityki za pomocą zdania: "Mam pewną teorię, że obecnie prawica jest postrzegana jako coś złego, ponieważ łamie zasady lewicy, o co mają wszyscy pretensje po drugiej stronie barykady." nie ma sensu dalej czytać.
Autor tekstu wylewa swój żal, że film nie jest jak z komiksu, co też mnie śmieszy bo przecież twórcy filmu już w pierwszej części stworzyli zupełnie innego jokera. Czyżby twórca recenzji o tym zapomniał?
Jeśli chodzi o ten toksyczny wpis na Lady Gagę - można ją lubić jako artystkę muzyczną lub nie, ale to nie znaczy że nie zasługuje na szansę by być na dużym ekranie.
Moje ulubione określenie tekstu: - jeśli ktoś się nie zgadza z autorem recenzji to jest w bezmyślnym tłumie.
Ps. "Druga barykada powie, że prawicowcy są nienormalni, i tylko lewica jest spoko, więc popierajmy nienormalne związki nienormalnych ludzi!" - panie chris3z8, taką recenzją to można tylko się podetrzeć. Jak ma pan tak pisać o filmach to lepiej już sobie porobić cokolwiek byle nie upubliczniać takich głupot w internecie.
PS.2
Dziekuję za uwagę, na podstawie tego jednego tekstu nie polecam innych od tego użytkownika.
Przecież w trakcie recenzji zauważam, że w świadomości kulturowej Joker tak nie działa, jak a tym filmie i jest pustym pomnikiem popkulturym. Ten film obraża ludzi, którzy dorastali z uniwersum Gotham od dziecka. Autor nie stara się w żaden sposób pogłębiać psychozy tego klauna, tylko robi z niego romantycnzego dziwaka na scenie muzycznej. Co jest njedorzeczne. Co do Lady Gagi. Ja po prostu nie artystów przezroczystych, którzy mi nie imponuja. Ona po prostu nie działa jako Harlem, która słynie s
Z szaleństwa. Wiele osób będzie bronić ten film w sposób niedorzeczny, bo łamie zasady, a co do polityki, to wyjaśniałem, że ten film chce promować toksyczne zachowania i toksyczna miłość.
Poza tym pisałem tę recenzję . Tak jak lubię, a nie tak jak inni, którzy myślą, że jest tylko jedna recepta na pisanie. Gdybym chciał, to poświęciłbym dłuższy tekst i wypisał każdą nieGo
Nieścisłość, która trapi tę produkcję. Przepraszam za błędy, ale piszę z telefonu. Dosyć szybko.
Ja zawsze mówię, o ile lubię pierwszego ,,Jokera" za inność, zwłaszcza za inność od kiepskiej jakości kina rozrywkowego z Hollywood na przestrzeni ostatnich lat - to Joker jest po prostu filmem, który nazywa się "Joker" a nie ,,Szalony John Smith" prawdopodobnie tylko dlatego, że w innych realiach żadna wytwórnia by tego nie sfinansowała. Joker jest Jokerem tylko dlatego, że finansowo to się kalkulowało. Podpina się pod komiksowy rodowód najpewniej tylko z przyczyn biznesowych, bo to mógłby być totalnie samodzielny film nie mający żadnego związku z komiksami - i nadal byłby tym samym filmem. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Szkoda, bo wolałbym aby kręcono więcej ,,Taksówkarzy" zamiast ,,Jokerów" czy hipotetycznych ,,Kingpinów" i ,,Bane'ów".
Ten film po prostu oszukuje widza. Zapowiada się, że będzie szalony i pokręcony, a to musical bez duszy. Laska Jokera znika na pewnym etapie i nie rozumiesz po co. Strasznie autorzy dali ciała na tym polu.
Ja jeszcze przed seansem - bo jestem w Polszy, a premiera dopiero za dwa dni. Ale no - nie mam parcia na ten film. Nie ukrywam, że słysząc ,,musical" wbrew pozorom nie miałem złego nastawienia do takiej zmiany gatunkowej - przypominając sobie choćby scenki ze śpiewającym Jokerem z gier ,,Arkham" czy ,,Zabójczego Żartu" w wykonaniu Hamilla - szaleństwo, ale z jajem i czarnym poczuciem humoru - wiem, że to nie ten vibe, nie ten Joker, i nie ten ton. Ale tak mieszanych opinii się nie spodziewałem :P
Film już na starcie podzielił publiczność - w Wenecji było sporo osób, które ziewało na seansie! To sobie wyobraź, co będzie się działo, kiedy wejdzie do kin w Polszy :)
Powiem tyle-> EH, wybieram się jutro. Zobaczymy. Mam nadzieję, że nie podzielę Twojego zdania, ale cóż...Szit hapens!
Po seansie powiem tak....Wysryw tragiczny...Poza tą ostatnią sceną to nic w tym filmie nie trzyma się kupy. Czułem się jakbym oglądał jakieś podśpiewywane trudne sprawy z Żoakinem...Zniszczyli tym sens pierwszej części. Ale Gagusia przynajmniej się popromowała. Ludzie to nazywają musicalem. Musicalem to był Król Rozrywki z Jackmanem. Ten film nie wiem czym jest, powstał tylko po to by przynieść pieniądze, ale mogli chociaż UDAWAĆ, że się starają coś jeszcze dać ludziom. A dali jeden wielki ch. Cieszę się, że nie jestem sam w swojej ocenie, pozdrawiam. Jedynie strażnicy na plus :D ten ojcowski strzał w łeb bardzo mi się podobał :D
Strażnicy byli bardziej rozrywkowi niż klaun, to prawda. Joker został ukazany jako samotny artysta na scenie, co pogrąża tę opowieść w otchłani żenady.
Ja to miałam wrażenie, że ten gość pisze o zupełnie innym filmie. A wplatanie w to znowu wojenki politycznej to komedia.
Nie, będę przyklaskiwał ludziom, którzy robią że mnie debila. Niech się walą na ryj, tacy twórcy, jak Phillips. Którzy mają gdzieś spuściznę, własne dzieło, który czyni część pierwszą niepotrzebną. Istny wstyd dla fanów komiksów.
Przecież ten film uczynił część pierwszą bardziej potrzebną niż kiedykolwiek wcześniej. Wszystko kwestia tego, co dostrzeżesz w całym zamyśle. Joker 2 jest chyba bardziej "intymny" i dotrze do tych, którzy mają podobne przemyślenia, znają cierpienie i szukają w sztuce odkupienia. Co do fanów komiksów, to - jebać ich. Nie potrzebujemy kolejnych sztampowych "wiernych" ekranizacji, które nie wniosą nic poza zadowoleniem tego, że "ooo, jest identycznie jak w komiksie i nic ponadto. Jak ja to lubię". Sama wychowałam się na DC i uwielbiam te historie, ale mówię "tak" dla świeżych, mądrych pomysłów, a "nie" dla odgrzewanego kotleta, który zakrawa o bycie szkodliwym dla społeczeństwa (bo tak, romantyzowanie przestępców jest szkodliwe).
Tutaj jest kwestia nieporozumienia jedynki z dwójką - wywraca wszystkie patenty, które opatentował w domyślnym Jokerze. Wywołuje tu jawny sprzeciw wobec Jokera widzianego jako zdziczałego anarchistę, w dwójce nawet nie wiadomo kim on jest, bo jeśli tylko wyobraźnia, to znowu brak konsekwencji, bo później chodzi z wymalowaną twarzą w sądzie. Jest to taka abstrakcja i ilość niedorzeczności, że tutaj można ładny esej napisać.
No właśnie to jest moim zdaniem sens dwójki, że wywraca to, do czego reżyser nas przekonywał w jedynce. To chyba jedyna wizja, w której jakieś dzieło skutecznie mnie przekonało, że droga zła nie jest korzystna, że poklask fanów to tylko opium i że Joker zawsze żył w swojej wyobraźni, której kurczowo się trzymał, aby przetrwać. Osobiście bardzo autentycznie odebrałam też jego przemianę, w której "nie chciał już śpiewać". Film dobrze zerwał też z typowym happy endem, w którym mamy przemianę bohatera i dlatego kończy się dobrze. No nie, niezbyt łaskawa rzeczywistość mimo chęci każdemu może odebrać szansę. Sama walka Arthura ze sobą i wizją Jokera też została dobrze pokazana, właśnie poprzez ten mieszany obraz, że raz jest tym, a raz tym. Owszem, są momenty, które dla mnie mogłyby się nie pojawić, z drugiej wydają się one pokazywać tą zniechęcającą wizję Arthura/złoczyńcy/outsidera, którą niechętnie oglądamy.
To jest po prostu niedopiszczalne, żebym chwalił beznadziejne filmy, które nic nie prezentują i tylko ośmieszają te postacie.
Przyczepie się tylko do jednego, wiemy czemu Joker stał się psychopatycznym maniakiem. To pokazała pierwsza część, wiec druga naturalnie nie musiała tego robić.
Okej, dobrze, ale druga część zmieniła tak bezczelnie narrację, jakby Joker chciał być kimś innym jest w rzeczywistości. Twórca nie potrafi się zdecydować, czy to historia o Arthurze, który marzy wydostać się ze swojej gorszej wersji, czyli Jokera, czy opowiadać o Jokerze, który nadal jest niezrównoważony, jak społeczeństwo widziane w filmie.
Za dużo tutaj rzeczy nie pasuje ze sobą. Psychologia postaci szybko siada, gdyby to było kino o Arthurze, byłbym bardziej łaskawy, bo klaun pojawia się stosunkowo późno w filmie, co dodatkowo utrudnia odczyt zamiarów twórcy.
I to niestety się sprawdziło, że brak podstawowej wiedzy o świecie Gotham prowadzi na manowce. Wszystko zmarnowane dla zerowej wizji.
Mając postać takiego showmana jak joker da się zrobić fajny miusicla ale znając życie jest go tu nie wiele i reżyser nie umie
Joker pojawia się w tej historii bardziej jako symbol niż symbol, więc też ogranicza jego możliwości. Twórca za bardzo skupił się na swoim pomyśle - ignorując kontekst tego klauna. Poza tym, o czym my mówimy, w tym świecie Jokera nie ma nawet Batmana!
Akurat Lady Gaga jest wybitną piosenkarką, radzę się z jej twórczością zapoznać.
Nie powiedziałbym. Bardziej się wybiła na kontrowersjach, niż na super przebojach. Ma dobry głos i talent do pokazów, ale jej muzyka jest strasznie chałupnicza. Nie czuję, że to wokal, który mną wstrząsa, a same piosenki też jakość nie sprawiły, że chciałem wracać. To bardziej produkt popkultury, jak Taylor Swift.
Ona ma dziesiątki hitów, kilkanaście odsłon, wciąż robi nową oryginalne podejścia. Artystką jest wybitną, po prostu nie znasz jej twórczości i coś kojarzysz, że bad romance. A jej twórczość to o wiele, wiele więcej.
Ja pierdzielę, czy jak ktoś Ci powie, że ktoś jest wybitny, dla samego gadania, to przytakniesz? Ja nie jestem masą, tylko jednostką, która myśli po swojemu. Więc nie mów mi, że się nie znam czy coś. Uważam ją za mocno przereklamowaną. Chwalcie ją sobie, mnie to nie obchodzi. Dla mnie przeciętna i tyle.
Ile jej płyt znasz? To ty się wypowiadasz jak jakiś ekspert, a ewidentnie nie znasz się na muzyce.
Lady Gaga ma kawał głosu i odnajduje się na scenie. Wokalnie petarda. Od siebie mogę polecić również muzykę Palomy Faith.
Nie trzeba być ekspertem, żeby stwierdzić, czy mi się podobało, czy nie. Czy do tego wątku będą się zlatywać fanatycy Lady Gagi, czy o co chodzi? Preferuję inna muzykę, i innych wokalistów, czy to tak trudno zrozumieć?
Panie drogi, gaga gagą. Mi osobiście bardziej od jej wykonania poker face podoba się to wykonanie -> https://www.youtube.com/watch?v=mkGyY1b_ljM i do mej grobowej deski już tak będzie. Gadze mogę podziękować tylko za to, że dzięki niej powstał ten cover. Ją w ogóle na bok proszę odstawić bo niczego nie wnosi do tego filmu. Reżyser sam naprawdę nie wiedział co chce osiągnąć i stworzyć. Myślę, że fani postaci mu tego nie darują.
W zagranicznych mediach też nie tryskają pozytywnymi opiniami. Na RT poniżej średniej, a widzowie czują się oszukani.
Dziesiątki hitów, których nikt nie kojarzy. Komercyjny sukces nie równa się artystyczna jakość. To oznacza dobrą promocję i marketing, nic więcej. Proponuję zapoznać się z historią muzyki, poczytać specjalistyczne książki i blogi, o teorii muzyki etc. I dopiero się wypowiadać na ten temat. Ta Pani to miałka, sztuczna, pretensjonalna i wtórna "artystka", kopiująca bezczelnie innych. Produkt dzisiejszych czasów. Za jakiś czas nikt nie będzie o niej pamiętał. W historii zapisują się tylko ci, którzy zmieniają jej bieg.
o! i to są złote słowa, zgadzam się z nimi, pozdrawiam serdecznie. A jak będziesz we Wrocławiu to stawiam piwo.
Jak dla mnie to muzyka skończyła się już lata temu. Miałka, nijaka "twórczość". Totalny regres. Prymitywizm goni tandetę. Gdyby dzisiaj ktoś tak mocno wszedł z czymś nowym, jak Led Zeppelin z ich pierwszym albumem to z wrażenia chyba spadłyby mi kapcie. Ostatni gasi światło :D
Co za brednie. Nie słyszałeś chyba wybitnych piosenkarek. Polecam takie nazwiska jak Maria Callas, Judy Garland, Aretha Franklin, Ella Fitzgerald, Joni Mitchell, Alice Coltrane, Nico, Patti Smith, Vashti Bunyan, Diamanda Galas, Joan Baez, Bjork, Kate Bush, Janis Joplin, Laurie Anderson, Anette Peacock, Lisa Gerard, Elizabeth Fraser. Z bardziej współczesnych Julia Holter, Kali Malone...
Anarchia to ideologia prawicowa? XD może lepiej już nic nie pisz, bo nic wartościowego od ciebie nie wyjdzie.
A Ty myślisz, że nie ma czegoś takiego jak anarchia prawicowa? To sobie poczytaj, a nie oskarżasz mnie o brak wiedzy. Kiedyś może to była seria lewicowa, ale lewicowcy nie są już anarchistami, lecz zwykłymi konformistami, którzy wcale nie działają na korzyść społeczeństwa.
I dodatkowo dodam, że sama ideologia anarchizmu ma tyle odmian, że można się zgubić w ich wynalazkach, jak anarchikapitalizm czy anarchizm indywidualistyczny.
Taki "drobiazg" którego nie zauważyłeś, Phillips zabawił się bardziej niż niż myślisz bo tym filmem powiedział że Arthur to nie jest prawdziwy Joker, prawdziwy Joker pokazał się w tym filmie o ile pamiętam tylko dwa razy, ten drugi raz na końcu.
Szczerze? To naplucie widzom w twarz - nie po to pokazujesz Jokera (aka Arthur) w pierwszym filmie, żeby robić takie fikołki w narracji, to jakby autor sam sobie zaprzeczał.