Różni maniacy amerykańskiego kina z gatunku przygoda/sci-fi są zafascynowani "Indianą Jonesem". Tymczasem "Klątwa doliny węży" była filmem stosunkowo podobnym - choć oczywiście tańszym i wykonanym z nieco mniejszym rozmachem. Owszem, momentami ocierała się o kicz i tandetę [niekiedy wręcz w nią wchodziła], można się czepiać mutantów, ale nie jest to produkcja zupełnie bezwartościowa.
Jest trochę przygody, Piestrak zadbał także o klimat. Smaczkiem tego filmu jest przede wszystkim gra aktorska - chyba nawet najwięksi krytykanci nie mogą się przyczepić do bardzo dobrego Wilhelmiego. Kolberger wyglądał momentami bardzo groteskowo, ale nie można mu odebrać chęci sprawdzenia się w tym całkowicie nowatorskim pomyśle jak na polskie warunki.
Autor naprawdę interesujący pomysł storpedował zapędzaniem się w klimaty pozaplanetarne, prezentując niezbyt szczęśliwego mutanta.
Podsumowując - jest to oczywiście kino rozrywkowe, pewnego rodzaju odmiana w polskim przemyśle filmowym. Fanom gatunku polecam, bo nie jest tak tragicznie, ciekawym bardzo dobrej obsady w takim tytule także. Moim zdaniem wyszły już większe szmiry [chociażby "Lubię nietoperze"].