Pierwsze mniej więcej 2/3 filmu to totalny chaos. Krótkie sceny bez ładu o składu zmontowane z muzyką w tle niczym bardzo długi teledysk. Fabularnie stanowią historię do opowiedzenia w 10 minut, a rozciągnięte czasowo nie wiadomo po co. Do tego chyba Kleks kilka razy wracał do świata akademii, a Ada z Albertem ciągle w tym czasie byli w bajce Pinokia. Przez co proces uczłowieczenia Alberta też musiał trwać kilka dni, nie wiedzieć czemu aż tyle.
Dziać się coś zaczyna dopiero w ostatnim finałowym akcie, gdy Filip wkracza do Akademii. Jednak i tutaj cały ten jego plan jest mega naciągany, bowiem co by było gdyby Albert nie zginął w 1 części i nie odkryli w jego środku tego tatuaza? Nigdy Kleks by nie szukał Filipa, ani nie został skierowany do tej pracowni aby uaktywnić aplikacje. Podobnie jak nagle z dupy pojawia się tam mama Ady. Wiem że finał w filmie familijnym nie mógł byc bez happy endu, ale fakt że nagle poświęcenie postaci Fronczewskiego pozwoli odbudować bajki jest wymysłem na potrzeby scenariusza, który w żaden sposób nie jest wyjaśniony, na zasadzie bo tak.