W pewnym momencie złapałem się na tym, że zaczynam być zmęczony i wręcz poirytowany w trakcie seansu.
I nagłe oświecenie, że to wpływ muzyki a tak naprawdę epatowanie zbytnią patetycznoscią w momentach gdzie nie powinno jej być.
Wystarczy przypomnieć sobie jaki klimat muzyka robiła w Harrym Potterze. W Kleksie muzyka nachalnie próbuje narzucić nam jakieś emocje co jak dla mnie przynosi odwrotny skutek niestety.