Tak okrutnie słabe, że aż trudno w to uwierzyć. Myślałam, że w tym roku ciężko będzie znaleźć coś gorszego niż Perwazje, ale to jest gorsze. Naprawdę gorsze.

Rozczarowana małżeństwem z nudnym mężem lady wdaje się w romans z jeszcze nudniejszym gajowym.

Najpierw nic się nie dzieje. Potem lady rzuca się na gajowego. Pojęcia nie mam dlaczego. Facet jest prosty jak budowa cepa. Do tego niewiarygodnie sztywny. Przedtem mówią do siebie trzy słowa.

Gajowy bierze ją w obroty. Mają równie nudny seks trwający całe 20 sekund. I chwała panu, że tylko tyle, bo pokazany jest w całości.

Później spotykają się na kolejny, jeszcze krótszy i też pokazany w całości.

Kwadrans później padają słowa o uczuciu. Nie bardzo wiem jakim, bo ani przez minutę go nie widać.

Później jest już tylko gorzej.

Dialogi jak z "365 dni".
Zerżnij mnie. Mam cię zerżnąć? Tak.

Omg!

Gość bez perspektyw (w dodatku mający żonę lafiryndę) wdaje się w głupią dyskusję z siostrą kochanki broniąc swojego romansu.

Po czym stwierdza, że nie pomyśleli o przyszłości. Eureka!

Kolejny seks, znów rodem z "365 dni". 20 sekund stękania, jęczenia i okrzyków "dobrze" jak w niemieckim porno.

Znów stek bzdur. Siostra i ojciec kochanki cieszą się z jej romansu sugerując, by została z mężem, a na boku robiła sobie dobrze z innym. Oboje mają przy tym nadzieję, że pannę rżnie jakiś wysoko urodziny bogacz.

Gdy myślałam, że dzieło dosięgło dna, ziemia runęła i ukazało się piekło...

Chemia?
Miłość?
Gdzie na Boga?
W którym momencie?