Niestety jestem odrobinę zawiedziona, zwłaszcza w związku ze zmarnowaniem potencjału,
który tkwi w powieściach 'Wampir Lestat' oraz 'Królowa Potępionych'. Po pierwsze, jest całe
mnóstwo niezgodności z fabułą, po drugie ekranizacja odarła wampiry z całej zmysłowości i
głębi, jaką nadała im Anne Rice. Duży minus stanowi dla mnie również postać Mariusa. Nie
ma nic wspólnego z bohaterem powieści. Co się zaś tyczy Lestata, to muszę szczerze
powiedzieć, że Straut Townsend może i wyglądem jako tako pasuje do postatci, ale jego
gra momentami wydaje się nieco sztuczna i plastikowa, poza tym brakuje mu 'mocy
ekspresji' i odrobiny niezrównoważenia (które świetnie pokazał Tom Cruise, grając w
'Wywiadzie z wampirem'), przez co dla mnie główny bohater był nie dość 'wyrazisty'. No cóż,
ale tak to już bywa kiedy materiał na 2 filmy próbuje się upchnąć w 105 min.
Dodam jeszcze, że nie rozumiem, czemu krew we wszystkich scenach ma groteskowo
różowawy kolor i jest dziwnie jasna. Wygląda to po prostu komicznie.
Oczywiście, film warto zobaczyć, gdyż ma swój 'klimat', stworzony głównie przez świetnie
dobraną muzykę i niesamowitą grę Aaliyah, która moim zdaniem idealnie pasowała do roli
Akashy.
Gdzieś czytałam, że ta krew to sok jagodowy ;p
"tak to już bywa kiedy materiał na 2 filmy próbuje się upchnąć w 105 min." - Otóż to.
Ciągle czytam narzekania, jak to ten film ma niewiele wspólnego z książką,
jaki jest "okrojony". A nie mogło być inaczej. Sam pomysł skazywał
produkcję na pewnego rodzaju "porażkę" w tym aspekcie.
Mnie osobiście najbardziej tam brakowało odzwierdziedlenia walki
Lestata z wilkami. To było naprawdę "mocne", bynajmniej dla mnie gdy
czytałam tę książkę, i co ważniejsze dające cienie na dalszy rozwój akcji.
To co w Kronikach Wampirów najbardziej mnie urzekło,
to właśnie głębia bohaterów, idealny zarys psychologiczny,
wampiryzm stanowił tu tylko tło do opowieści. Natomiast film
przypomina niestety bardziej jakąś przygodówkę o nadnaturalnych
stworzeniach niż swój literacki pierwowzór. Nie było Nicholasa,
nie było relacji Lestat z rodziną, aktorstwa, pijańskich hulanek za życia.
O wątku z Armandem i fanatykami-satanistami już nie wspomnę. Dlatego
też nigdy nie brałam tego filmu jako ekranizacji dwóch książek Anne Rice,
ale jako odrębny projekt, najwyżej inspirowany w/w dziełami.