jak każdy film Gilliama, nieco brutalny i trundy do przełknięcia. Pokazuje co siedzi w głowie małej dziewczynki z patologicznej rodziny która zostaje sama na świecie, mając u boku jedynie wyimaginowanych przyjaciół i bardzo bujną wyobraźnie. Wydaje się że dziewczynka balansuje na granicy schizofrenii być może to jedyny sposób na zaakceptowanie okrutnej rzeczywistości...8/10 za perfekcyjną grę młodej aktorki
Brutalny? Co najwyżej głupi. Nie jest budowany żaden mroczny klimat, brak napięcia, brak okrucieństwa. Spokojnie o 0,5 godziny można by skrócić ten obraz. W sumie w 30 minucie filmu mógł wpaść jakiś szeryf ze spluwą i powystrzelać wszystkich bohaterów, to by było zakończenie, bo tak, człowiek się męczy prawie 2 godziny i nie dostaje żadnej puenty. Wszystkiego się można domyślić, więc rozwiązania tajemnic wydają się żałosne. Mówię tu o matce Dickensa, tym co się stanie z Rekinem czy reakcji Dell. Niby oryginalnie i fajnie jest, ale po 45 minutach widz poznaje cały świat i schematy jakim nim rządzą, więc dalej się nudzi, zwłaszcza że kolejne sceny nic nie wnoszą zazwyczaj. Przez ten brak powagi tak naprawdę niczym się nie warto przejmować, bo i mumifikacja nie jest straszna, ani to molestowanie, czy zagrożenie ze strony Dell.
Ode mnie 3/10, naprawdę słaby film.
dla ciebie molestowanie i cała ta patologia nie jest brutalna dla mnie jest, ja daje 10 a ty 3. OK każdy ma własne zdanie
Dla Ciebie to nie jest straszne... Może dla mnie nawet też nie, ale spójrzmy z perspektywy Jelizy- Rose: dla niej to było przerażające, a to nie o nas, tylko o niej jest ten film. Poza tym Tideland nie jest horrorem, tylko dramatem, więc to nie Twój strach ma odgrywać tu główną rolę.
Według mnie to b.dobre kino: film utrzymany w Gilliamowej konwencji, wspaniałe zdjęcia i muzyka. Troszkę zbyt mocno książkowy - po przeczytaniu "krainy traw" miałam nadzieję, że ekranizacja czymś mnie zaskoczy. Zaskoczyła, owszem, ale nie tak jak myślałam: jeszcze bardziej zgniotła mi wnętrzności, ale nie wniosła nic nowego.
Myślę, że filmy Gilliama powinny mieć osobny gatunek pt "Terry Gilliam"- wtedy dostałby ode mnie 9/10. Jako dramat fantasy 7,5/10. Polecam, ale nie każdemu- ludzie zbyt młodzi i zbyt delikatni nie powinni się za film brać. Ci pierwsi bo nie zrozumieją, tych drugich bardzo zdołuje. Tideland nie nadaje się też dla widzów lubiących mieć podaną puentę "na talerzu".
I zachęcam do przeczytania książki- jest od filmu lepsza.